PB: Ginekologia estetyczna to chyba — przynajmniej na polskim rynku — nowa dyscyplina?
Dr Agnieszka Ledniowska: Tak, zabiegi ginekologii estetycznej to usługi dość nowe na naszym rynku. Zauważyłam spory boom na nie w okresie pandemii COVID-19.
Początki w Polsce datują się na pierwszą, drugą dekadę XXI wieku?
Zabiegi są dostępne od kilkunastu lat. Wcześniej Polki nie były najwyraźniej gotowe, aby pójść do ginekologów estetycznych i porozmawiać na temat problemów intymnych. Pewne tabu dotyczące seksualności przełamał okres pandemii. Polki coraz śmielej mówią, że chcą mieć udany seks, chcą mieć komfort w kwestii funkcjonowania okolic intymnych. Dlatego chcą zadbać o siebie w tym zakresie.
Jaki jest tu związek z pandemią? Czy może chodzi o to, że więcej czasu spędzaliśmy w domu i bardziej dbaliśmy o siebie, o nasze związki?
Przyczyn jest wiele, ale faktycznie pandemia zatrzymała nas w domu i mieliśmy troszeczkę więcej czasu dla siebie, aby pomyśleć o swoim związku, o swojej seksualności, o swoim życiu seksualnym…
Pewnie nie tylko pomyśleć...
Oczywiście nie tylko pomyśleć, ale także praktykować. Są badania, z których wynika, że w okresie pandemii sprzedaż gadżetów seksualnych zwiększyła się o 300 proc. Zamknięci w domach zaczęliśmy bardziej eksperymentować z naszą seksualnością, otworzyliśmy się bardziej na ten temat.
Z drugiej strony pojawiły się też badania, które pokazują, że przebyty covid, szczególnie jeśli choroba trwała długo, wpłynął bardzo negatywnie na naszą seksualność. Przewlekły stres, długotrwała choroba spowodowały pogorszenie doznań seksualnych czy też obniżyły ochotę na seks.
W pandemii i po niej rozpadło się wiele związków, wiele par się rozstało, małżeństw rozwiodło. W związku z tym panie poszukują nowych partnerów. I — podobnie jak wcześniej dbały o twarz, sylwetkę — zaczęły dbać o strefę intymną. Jest też duża grupa pań, które po czterdziestym roku życia zaczynają się wstydzić rozebrać przed swoim partnerem, ponieważ ich okolice intymne nie wyglądają już tak jak kiedyś. Szukają jednak skutecznego rozwiązania tego problemu.
Wymieniła pani kilka powodów, dla których Polki udają się do ginekologów estetycznych. W jakim stopniu te wizyty wynikają z przesłanek stricte zdrowotnych, a w jakim stopniu z chęci dążenia do pewnego rodzaju luksusu czy — jakby niektórzy może powiedzieli — wręcz z fanaberii?
Z fanaberii może w kilku procentach, bo tak naprawdę ginekologia estetyczna jest estetyczna tylko z nazwy. Zapożyczyliśmy po prostu sprzęty, technologie, produkty czy techniki iniekcyjne z medycyny estetycznej i przenieśliśmy je do ginekologii. Sednem ginekologii estetycznej jest jednak poprawa jakości życia. Jest oczywiście grupa pań — kilka procent — które deklarują, że chodzi im głównie o wygląd, jednak ponad 90 proc. chodzi o funkcjonalność okolic intymnych.
Czyli gros zabiegów ma wskazania stricte medyczne, tak?
Tak. Nawet te pojedyncze pacjentki, które przychodzą z powodów estetycznych, w pogłębionym wywiadzie prawie zawsze przyznają, że ich problemem jest wstyd, skrępowanie w sypialni oraz inne dyskomfortowe odczucia.
Jakie jest zainteresowanie zabiegami ginekologii estetycznej i perspektywy rozwoju tej dyscypliny medycznej w Polsce?
Firmy, które produkują sprzęt używany w medycynie estetycznej, już od kilku lat starają się informować o ginekologii estetycznej. Początkowo jednak Polki nie były specjalnie zainteresowane. Bardzo podobnie jednak było kiedyś z medycyną estetyczną. Gdy kilka lat temu mówiłam moim pacjentkom o botoksie, zdecydowanie odżegnywały się od tego, mówiąc, że to toksyna, trucizna. Teraz botoks jest wykorzystywany w leczeniu choćby migreny czy nadpotliwości. Myślę więc, że tak jak kiedyś w przypadku medycyny estetycznej temat ginekologii estetycznej musi trochę się uleżeć. Impulsem była pandemia. Na razie nie ma badań, nie wiemy więc, jak duży jest jej rynek w Polsce.
Nieoficjalnie wartość naszego rynku medycyny estetycznej jest szacowana na 4-5 mld zł. Rynek ginekologii estetycznej jest oczywiście znacznie mniejszy, bo dotyczy bardziej wysublimowanej, znacznie mniejszej grupy pacjentek. Jest to dość nowa dyscyplina, ale z całą pewnością będzie dynamicznie się rozwijała.
W Polsce funkcjonuje taki stereotyp, że najbardziej lukratywne dyscypliny medycyny to ginekologia oraz medycyna estetyczna. Tutaj mamy połączenie ich obu, więc dyscyplina musi chyba być superintratna, intratna do kwadratu... Czy faktycznie tak jest?
Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. Zwracam uwagę na koszty, które musimy ponieść. Niezbędny jest zakup wielu sprzętów, w tym m.in. służących do radiofrekwencji. Musimy inwestować w różne niezbędne produkty. Są też inne koszty. Na pewno nie porównywałabym zabiegów ginekologii estetycznej z zabiegami chirurgii plastycznej. To jednak inny poziom.
Prawdą jest natomiast, że bardzo wiele zależy od marketingu, od profilu pacjentek, które do nas trafiają, czasami od wielu innych, pobocznych czynników czy sprofilowania własnego gabinetu.
Rozmawiał Bartłomiej Mayer
Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub w Twojej ulubionej aplikacji
dziś: „Upiększamy się”
goście: Iceman — piercing.pl, Agnieszka Ledniowska — La Boca Clinic, Dominik Mądrachowski — Juniorink, Philip Pasler — KCM Clinic