Papierosy próbują złapać oddech

Marcel Zatoński
opublikowano: 2011-11-29 00:00

Branża boi się unijnych regulacji, Unia boi się o zdrowie obywateli. Kto jest mniej strachliwy?

Choć ostatni miesiąc polskiej prezydencji w Unii Europejskiej zapowiada się znacznie mniej widowiskowo niż jej przedwyborcze początki, na brak atrakcji nie można narzekać. W tym tygodniu w Brukseli spotka się EPSCO — Rada ds. Zatrudnienia, Polityki Społecznej, Zdrowia i Spraw Konsumenckich. Jednym z tematów rozmów wielofunkcyjnej rady mogły być planowane zmiany w dyrektywie tytoniowej — zmiany, do których branża zdecydowanie się nie pali. Do dyskutowania o nich nie pali się również polskie Ministerstwo Zdrowia.

— Fakt opublikowania przez Komisję Europejską (KE) w lipcu wyników konsultacji możliwych kierunków i zakresu zmian w dyrektywie nie upoważnia do jakichkolwiek spekulacji co do tempa prac Komisji, a zwłaszcza co do możliwych skutków zmian, które nie zostały określone. W programie obrad EPSCO nie przewiduje się dyskusji nad dyrektywą — mówi Jakub Gołąb, rzecznik prasowy prezydencji w ministerstwie.

Konsekwencje nowego prawa mogą być jednak bardzo poważne. Postuluje się m.in. ujednolicenie wszystkich paczek papierosów i wprowadzenie zakazu ich ekspozycji. Najmocniej na polskim rynku tytoniowym może odbić się jednak coś innego — zakaz stosowania dodatków (smakowych i innych) przy wykorzystaniu tytoniu Burley, który stanowi 40 proc. polskich upraw. Branża upiera się, że bez dodatków Burley będzie bezużyteczny, a Polskę zaleje tytoń rodzaju Virginia, rosnący w Ameryce Południowej i Azji.

Unijny dymek

— Są regulacje, co do których sensowności nie ma sporu — na przykład zakaz palenia w pubach i restauracjach. Sprawdziło się, zadowolonych jest więcej niż niezadowolonych, nie ma problemu. Tyle że unijne propozycje to po prostu szykany, a w Brukseli chyba nie zdają sobie sprawy, że graniczymy z krajami, które takich przepisów nie wprowadzają — co na pewno cieszy przemytników — mówi osoba z branży.

Dyrektywa 2001/37/WE weszła w życie dekadę temu. Od prawie dwóch lat nad dostosowaniem jej do aktualnej sytuacji głowią się unijni urzędnicy. W grudniu ubiegłego roku brukselscy legislatorzy o zdanie spytali Europejczyków — rządy, organizacje pozarządowe, przedsiębiorców i obywateli. Na ich pytania odpowiedziało ponad 82 tys. osób (w tym 23,7 tys. z Polski).

Odzew wyraźnie nie zadowolił jednak unijnych ekspertów — w raporcie dotyczącym konsultacji zaznaczono, że „wyniki nie odzwierciedlają przekroju społecznego” i „konsultacje przyciągnęły osoby, które uważają, że dyrektywa dotknie ich bezpośrednio”. Jednolitych opakowań chciało 0,1 proc. polskich respondentów. Przeciwnicy palenia nie mają jednak wątpliwości — zmiany są potrzebne.

— Wprowadzenie zakazu ekspozycji wyrobów tytoniowych w punktach sprzedaży oraz wejście do obrotu jednolitych opakowań przyczynią się do niwelacji wpływu na klientów marketingu tytoniowego. Konsumenci nie będą wprowadzani w błąd, otrzymując komunikat, który został starannie zaprojektowany przez branżę tytoniową, tak aby produkt wyglądał bezpiecznie i atrakcyjnie — mówi Dominika Kawalec ze Stowarzyszenia Manko, prowadzącego akcję Lokal Bez Papierosa. W obronie tytoniu Burley stanęło ponad 98 proc. respondentów.

— Nadmierne uderzenie w odmianę tytoniu Burley, tak ważnego dla Polski, może przyczynić się do wzrostu nielegalnej produkcji i nielegalnej sprzedaży tytoniu, a także do eskalacji przemytu tytoniu do Polski, np. z Chin — mówi Grażyna Sokołowska, dyrektor ds. korporacyjnych i prawnych w Imperial Tobacco.

Jak dodaje, wartość nielegalnego rynku wyrobów tytoniowych wzrosła od roku 2007 ponaddwukrotnie, a sumaryczne straty w ciągu ostatnich czterech lat wynoszą 9 mld zł. Od 2004 r. na terenie Polski zlikwidowano 43 nielegalne fabryki. Jesteśmy pod tym względem światowym liderem.

Pieniądze albo życie

Zapalający porannego papierosa Kowalski może nie zdawać sobie z tego sprawy, ale tacy jak on zapewniają budżetowi państwa 1,5-1,8 mld zł wpływów miesięcznie z samej akcyzy (w tym roku).

W 2010 r. z akcyzy na papierosy do budżetu wpłynęło prawie 17,5 mld zł. Do tego dochodzi VAT (w ubiegłym roku ponad 4 mld zł) i podatki płacone przez fabryki papierosów (których w Polsce jest 6, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju unijnym). Plantacje tytoniu dają utrzymanie 60 tys. Polaków, a sklepów sprzedających papierosy jest ok. 120 tys. Ponad połowa z nich to małe placówki i kioski, którym wyroby tytoniowe (i alkohol) zapewniają znaczącą część obrotów.

— Państwa UE z jednej strony liczą każdy grosz, wpływający do budżetu za sprawą palaczy, a z drugiej — prowadzą krucjaty pod hasłem powszechnego zdrowia. Papierosów nikt nie będzie bronił, ale co będzie następne? Alkohol, słodkie napoje, chipsy i hamburgery? — mówi nasz rozmówca.

Te wyliczanki nie robią jednak wrażenia na tych, dla których palenie tytoniu nie jest źródłem dochodu. Stowarzyszenie Manko zapewnia, że straty wywołane przez branżę tytoniową znacznie przewyższają korzyści.

— Coroczne straty ekonomiczne państwa związane z przedwczesną śmiercią (na skutek czynnego oraz biernego palenia tytoniu) 43 tys. konsumentów i pracowników szacowane są w Polsce na ok. 27 mld zł — mówi Dominika Kawalec.