Dobrze zorganizowana akcja może zachwiać systemem. Ale nie odwiedzie banków od śrubowania marż.
Co robi Eric Cantona? Pakuje forsę w walizki, We wtorek miał wyczyścić swoje bankowe konto. Robi rewolucję. Były gwiazdor Manchesteru United zaapelował, by w jego ślady poszli Francuzi, a za nimi cały cywilizowany świat. I tak narodził się ruch Bankrun 2010.
— Zróbmy to w proteście przeciwko pazerności finansjery, która kasuje prowizjami z każdej strony. Zachwiejmy bankami. Nie potrzeba pistoletów i ognia, zróbmy rewolucję nowocześnie — apeluje Cantona, były piłkarz, a obecnie aktor, no i filozof.
Panika z Titanica
Ruch Bankrun 2010 na Facebooku zebrał
prawie100 tys. deklaracji wycofania pieniędzy z rachunków bieżących właśnie 7
grudnia. Z czego większość zapewne skończyła się właśnie na deklaracjach.
— Nie wierzę, żeby ludzie poszli masowo czyścić konta bankowe, dopóki ufają, że pieniądze trzymane na nich są bezpieczne. Ale w przypadku zmasowanej akcji oddział banku lub nawet cały bank można wpędzić w kłopoty całkiem łatwo. Przecież żaden bank nie ma w jednej chwili tych pieniędzy, o których mówi, że ma —uważa Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Ryszard Petru, ekonomista przez lata związany z branżą bankową, nie wyklucza, że takie inicjatywy, lokalnie, mogą się udać.
— Ale żeby zadziałały na dużą skalę, musi być element paniki, a nie tylko frustracji —przekonuje Ryszard Petru.
Przypomina więc przypadek brytyjskiego potentata Northern Rock, który stanął na progu bankructwa w 2007 r. Wtedy ulice obiegła wieść, że bank ma kłopoty z płynnością. Przed oddziałami czatowały tysiące osób, serwis internetowy co chwila się zawieszał. W bankomatach nie było gotówki. Rząd zapewniał przy tym, że każdy pens jest bezpieczny. Nie pomogło. Bank potrzebował pomocy publicznej. Na Titanicu kapitan też wołał: "don’t panic" — argumentowali Brytyjczycy, gołocąc konta banku.
— Scenariusz jest prosty: najpierw kolejkowicze, choćby opłaceni, przed małym oddziałem na peryferiach. Potem materiał o tym w telewizji, no i kolejki w miastach. Spirala się nakręca — ocenia Ryszard Petru.
Choć cała akcja ekspiłkarza wygląda bardziej na happening, to jej siły nie lekceważą zarówno władze, bankowcy, jak i media. Głos, oczywiście krytyczny, zabrał m.in. francuski minister finansów, radząc, by Cantona raczej zajmował się sportem. Europejska prasa na ekonomicznych stronach poświęca(ła) sprawie dużo miejsca.
— To zupełnie nieodpowiedzialne — skomentował krótko Budion Prot, szef BNP Paribas.
Wóz przed koniem
— Nieodpowiedzialne jest to, co obecnie
dzieje się w bankowości. Banki są świętymi krowami, nie mogą upaść, tylko są
ratowane z publicznych pieniędzy. System finansowy jest ważniejszy od realnej
gospodarki. Wóz stoi przed koniem, stąd frustracje ludzi — uważa Robert
Gwiazdowski.
Ryszard Petru podkreśla, że ludzie mogą banków nie lubić, ale pieniędzy w skarpetach trzymać nie będą. Nawet w niepewnych czasach kuszą odsetki, no i komfort, że w razie włamania do domu stracimy co najwyżej telewizor.
— Takie protesty mają sens o tyle, że zaczną przebijać się głosy mówiące o
tym, że banki nie muszą mieć tak wysokich stóp zwrotu. W tym sektorze jest
deficyt na umiar — ocenia Ryszard Petru.