Aurelia Kuran-Puszkarska, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych, przekonuje, że Rafinerię Gdańską mogłoby kupić konsorcjum złożone z PKN Orlen, Rosjan, MOL-a, banku i... polskich firm naftowych skupionych w Konsorcjum Gdańskim. Na co dzień izba walczy z nieuczciwą konkurencją hipermarketów i szuka sojuszników do batalii o niższą akcyzę.
„Puls Biznesu”: Zacznijmy od sprawy, która budzi ostatnio największe emocje w branży paliwowej. Jak ocenia Pani sytuację związaną z poszukiwaniem inwestora dla Rafinerii Gdańskiej?
Aurelia Kuran-Puszkarska: Powtórzę to, co mówi wielu innych — czas na ostateczne decyzje. Rafineria Gdańska traci pole w starciu z PKN Orlen, zyski spadają, a zarząd czeka z podjęciem decyzji o rozwoju spółki, aż rząd wybierze dla niej inwestora. Tymczasem Skarb Państwa wciąż nie ma wpływów z prywatyzacji, zaplanowanych w tegorocznym budżecie.
- A kto, Pani zdaniem, powinien wygrać wyścig do rafinerii...?
— Myślę, że możliwym i korzystnym rozwiązaniem byłoby konsorcjum złożone z PKN Orlen, inwestora rosyjskiego i może jeszcze MOL-a. W ten sposób w strefie środkowoeuropejskiej powstałby liczący się producent paliw. Widziałabym również możliwość włączenia do takiego konsorcjum polskiego banku. Zapewne byłby też możliwy powrót do negocjacji z firmami, które znalazły się wcześniej na tzw. krótkiej liście, np. z Konsorcjum Gdańskim.
- To nieco zaskakująca koncepcja i chyba trudna do realizacji. Poza tym nie ma w niej najstarszego gracza, czyli brytyjskiego Rotch Energy.
— Rotch to tylko pośrednik, uczestnik negocjacji, którego trudności z przedstawieniem gwarancji bankowych dla tego przedsięwzięcia trwały zbyt długo. Nie jest to inwestor branżowy i dlatego nie bardzo rozumiem, dlaczego tak długo pozostaje w grze.
- Obecnie zdecydowanie więcej osób obawia się Rosjan niż Rotcha...
— Nie podzielam tych obaw. Dzisiaj 96 proc. ropy przerabianej w Gdańsku i tak pochodzi z Rosji. Nas — właścicieli stacji paliw zrzeszonych w PIPP — mniej interesuje sfera polityczna. Ważne jest co innego. Jeśli mielibyśmy powiedzieć „tak” Rosjanom, to warto byłoby wynegocjować powrót polskich towarów na chłonny rynek rosyjski.
- A z punktu widzenia Pani jako właścicielki kilku stacji paliw, który inwestor byłby lepszy?
— Jeśli sam Orlen wejdzie do Gdańska, to nie będę miała żadnej alternatywnej możliwości zakupu paliwa. Jeśli Gdańsk pozostanie drugim na rynku podmiotem, którego właścicielem byłoby konsorcjum, o którym wcześniej mówiłam, to unikniemy monopolu. Dla stacji oznaczać to będzie wprawdzie okrojoną, ale jednak możliwość wyboru dostawcy paliw. Chociaż w praktyce, jak sądzę za kilka lat, i tak obie rafinerie będą miały tych samych właścicieli.
- Przejdźmy do codziennych problemów, z którymi borykają się właściciele prywatnych stacji paliw. Mówiła Pani kiedyś, że będziecie domagać się obniżenia akcyzy na paliwa. Dlaczego?
— Niższa akcyza spowodowałaby obniżenie cen paliw, co przełożyłoby się na wzrost sprzedaży. Zyskaliby klienci stacji, firmy paliwowe i Skarb Państwa. W pewnym stopniu, niższa akcyza wyeliminowałaby głośne ostatnio w mediach zjawisko przestępstw związanych z nielegalną sprzedażą oleju opałowego jako napędowego. Przypomnę, że do procederu tego zachęca kilkakrotnie niższa stawka akcyzy na olej opałowy niż na napędowy.
- Czy w sytuacji, gdy Skarb Państwa ma problemy z realizacją wpływów do budżetu, walka o obniżenie akcyzy paliwowej w ogóle jest możliwa?
— Powołujemy się na precedens z obniżeniem stawek akcyzy na alkohol. Chcemy pozyskać sojuszników — rafinerie, organizacje branżowe, polityków. Nie będzie łatwo. Niektórzy twierdzą, że to wyprawa z motyką na słońce. Jeśli jednak nie uda się w przyszłorocznym budżecie zapisać obniżenia akcyzy, to może chociaż zatrzymamy jej wzrost.
- Wysoka akcyza to oczywiście nie koniec Państwa problemów.
— Bardzo niepokoi nas zjawisko narastania nieuczciwej konkurencji ze strony hipermarketów. Dla nich sprzedaż paliwa to tylko wabik na klientów, a sprzedają poniżej kosztów. Prywatne małe stacje zlokalizowane w ich pobliżu (najbardziej dramatyczna sytuacja jest w Łodzi) na tym tracą. Aby zapobiec temu zjawisku, izba domaga się uznania za czyn nieuczciwej konkurencji sprzedaż po cenie zawierającej marżę, która nie pokrywa kosztów handlowych. Obecnie wystarczy, że hipermarket doliczy sobie np. jeden grosz marży, aby działał zgodnie z ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
- Nieuczciwa konkurencja osłabia małe stacje, ale przecież i tak wiele spośród nich będzie musiało zaprzestać działalności za kilka lat, kiedy wejdą w życie nowe unijne standardy ochrony środowiska.
To prawda, kiedy wejdziemy do Unii, z rynku zniknie nawet kilkaset małych stacji. Wielu z nich praktycznie już nie ma, ponieważ nie mają szans na modernizację. Prowadzą działalność niemal z dnia na dzień i zapewne nie zgromadzą środków np. na zainstalowanie nowych dwupłaszczowych zbiorników czy systemu monitoringu.
- Czy w tej sytuacji dzisiaj jeszcze ktoś myśli np. o budowie nowej stacji?
— Mało kto, przynajmniej spośród zrzeszonych w izbie przedsiębiorców. Biorąc pod uwagę panującą na rynku niepewność, zapaść branży motoryzacyjnej, wydłużający się czas zwrotu inwestycji i inne wskaźniki ekonomiczne, niewiele firm decyduje się na budowę nowych stacji. W październiku będę brała udział dopiero w drugim w tym roku otwarciu nowego obiektu. Obserwuję natomiast ciągły rozwój inwestycji w stacje autogazu, choć jest to stosunkowo wąski rynek.
- Czy na koniec znajdzie się miejsce na odrobinę optymizmu?
— Oczywiście, nie chcę tylko narzekać, bo jako izba mamy też sukcesy. Niedawno Ministerstwo Finansów wyszło naprzeciw naszym postulatom, w związku z czym od 1 października będziemy mogli występować o wcześniejszy zwrot podatku VAT za paliwa sprzedane rolnikom za bony. Obecne opóźnienia powodowały, że wiele firm zaczęło w sposób dramatyczny tracić płynność finansową.
Cieszy też, że przedsiębiorcy zrozumieli potrzebę konsolidowania się. Doszli do wniosku, że w pojedynkę nie są partnerami dla rafinerii czy potężnych importerów. Powstają związki stacji niezależnych, które chcą wstępować do izby, której autorytet wzrasta.