PLASTIKOWE MEBELKI WYPARŁY DREWNIANE

Kamil Kosiński
opublikowano: 1999-08-04 00:00

PLASTIKOWE MEBELKI WYPARŁY DREWNIANE

Krajowe fabryki zwiększają swoje udziały w polskim rynku letnich mebli

KOLOROWY PRZEŁOM: W tym roku bardzo dobrze się sprzedają mebelki bordowe i zielone. Jest to pierwszy rok, w którym popyt na meble kolorowe przewyższył zbyt wyrobów białych — mówi Wojciech Zipser z Makro Cash and Carry Poland.

Sprzedażą mebli ogrodowych zajmowały się do niedawna liczne, małe przedsiębiorstwa, które teraz tracą znaczenie, i są wypierane przez duże hurtownie i supermarkety. To z tymi ostatnimi wolą współpracować — zwiększające swoje moce produkcyjne — krajowe fabryki tego typu wyrobów.

Do niedawna 80-90 procent sprzedawanych w Polsce mebli ogrodowych pochodziło z importu. Obecnie sytuacja się zmienia. Wielu przedstawicieli tej branży ocenia, że krajowe fabryki opanowały już 40 proc. rodzimego rynku. Produkowane w Polsce mebelki są także eksportowane. Odbierają je kupcy z Europy Środkowej, a także Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii. Dla zagranicznych klientów kusząca jest przede wszystkim cena polskich mebli.

— Drewniane fotele produkowane w Polsce są o 100-200 zł tańsze niż ich odpowiedniki z Niemiec. Jest to istotny argument w walce o klienta — twierdzi Alina Stencel z działu marketingu zajmującej się handlem meblami firmy Kettler Polska.

W produkcję mebli ogrodowych w Polsce inwestuje zarówno krajowy jak i obcy kapitał. Rodzimi biznesmeni koncentrują się głównie na zapełnianiu nisz rynkowych i ogrodowe mebelki traktują jako margines swojej działalności. Jedna z odlewni żeliwa wytwarza z tego surowca meble stylizowane na dziewiętnastowieczne, a producent krawężników i kostki brukowej sprzedaje również stoły i ławki z granitu. W najtańszych i najpopularniejszych na polskim rynku mebelkach z plastiku przewaga firm z obcym kapitałem jest wciąż niepodważalna. W tym asortymencie braków technologicznych nie da się łatwo nadrobić tanią siłą roboczą.

— Przyzwoita linia technologiczna do produkcji krzesełek z tworzywa sztucznego to inwestycja rzędu 2,4-2,8 mln złotych. W przypadku składanych z kilku elementów stolików kwotę tę należy zwielokrotnić. Firm o czysto polskim kapitale raczej nie stać na takie wydatki — mówi Przemysław Banasik, dyrektor ds. eksportu w amerykańsko-włosko-polskiej spółce Mediplast, produkującej meble z tworzyw sztucznych.

Jeżeli jakieś przedsiębiorstwo zainwestuje już w produkcję, to z reguły bardzo dba o jakość swoich wyrobów.

Blisko i solidnie

— Obecnie import plastikowych mebli ogrodowych przestaje się opłacać. Wyroby niektórych krajowych producentów są lepsze od produktów zagranicznych w podobnej cenie — tłumaczy Piotr Paluch, właściciel hurtowni Lido.

Cena i jakość nie są jednak jedynymi czynnikami, które skłaniają polskich hurtowników do rezygnacji z importu i wiązania się z krajowymi producentami.

— Z polskim producentem łatwiej się skontaktować. Jego przedstawiciel przyjedzie na miejsce i załatwi ewentualne reklamacje. Jeżeli uszkodzone mebelki pochodzą z Włoch, to aby załatwić reklamację, muszę je tam odesłać, drugi raz opłacając cło — wyjaśnia Dariusz Sutkowski, współwłaściciel firmy handlowej Ogród i Dom.

Wielcy górą

Podobnie jak zmieniają się miejsca produkcji sprzedawanych w Polsce mebli ogrodowych, tak też zmieniają się kanały ich sprzedaży. Z rynku wypadają mali importerzy i hurtownicy zaopatrujący niewielkie sklepy. Ich miejsce zajmują większe hurtownie i sieci supermarketów.

— Sieci handlowe są na tyle silne finansowo, że kupują mebelki w zimie, gdy są tanie, ale nie ma na nie detalicznych klientów. Magazynują je pół roku, a następnie równie tanio sprzedają indywidualnym nabywcom. Mniejszych hurtowni nie stać na zamrażanie kapitału — twierdzi Grzegorz Płociński, dyrektor ds. handlowych w wytwarzającej meble firmie Igami.

Niektórzy z największych odbiorców mebli ogrodowych są tak znaczący, że fabryki pozwalają im sprzedawać swoje wyroby pod własną marką. Istnienie zimowych klientów jest bowiem bardzo dobrze postrzegane przez producentów letnich mebelków.

— Sezon na meble ogrodowe trwa od kwietnia do lipca. Nasza fabryka pracuje zaś 12 miesięcy w roku i istnienie firm gotowych kupować nasze produkty także poza okresem wiosenno-letnim jest dla nas korzystne. Dzięki nim nie musimy ponosić kosztów magazynowania gotowych wyrobów aż do nadejścia sezonu — zaznacza Przemysław Banasik.

Głównie plastik

Zainteresowanie mebelkami ogrodowymi w Polsce z roku na rok rośnie. Przyznają to zarówno importerzy jak i rodzimi producenci. Nikt nie podejmuje się jednak wiarygodnego oszacowania głębokości rynku.

— Wielkość polskiego rynku mebli ogrodowych ocenia się na milion plastikowych krzesełek rocznie. Liczba ta oparta jest na zamówieniach hurtowników i importerów, a te nie zawsze przekładają się na sprzedaż detaliczną. Są takie lata, gdy dużym dystrybutorom zostaje w magazynach znaczna ilość mebli, których nie udało się sprzedać ze względu na kiepską pogodę — dodaje Przemysław Banasik.

Szacowanie całego rynku tylko na podstawie sprzedaży wyrobów z tworzywa sztucznego, choć nie jest precyzyjne, ma jednak swoje uzasadnienie. Przedstawiciele branży twierdzą, że stanowią one 90 proc. sprzedawanych mebli ogrodowych w Polsce. Fotele i stoliki z drewna są znacząco droższe i znajdują kupców głównie w dużych aglomeracjach. Wyroby z innych materiałów stanowią margines rynku i dostarczane są tylko na indywidualne zamówienia.