Autorowi „Trylogii” dorównuje w Wikipedii wcale nie Adam Mickiewicz, lecz Darth Vader vel Anakin Skywalker. Ulica im. Prusa? A nie, bo Obi-Wana Kenobiego. Taka jest siła fanów filmowej sagi „Gwiezdne Wojny”, których na całym świecie jest ponoć 20 milionów.
- Filmy to tylko czubek góry lodowej, odprysk. W licealnych czasach wydałem niemało na książki, komiksy i gadżety związane z produkcją George’a Lucasa – przyznaje Paweł Płonowski, dla znajomych Franki, współtwórca i właściciel serwisu internetowego StarWars.pl.
Strona notuje niemal 50 tys. odsłon miesięcznie. Nic dziwnego, bo fankluby, czy jak kto woli fandomy, nawiązujące do historii o Imperium Zła, zaliczają się do najaktywniejszych w sieci.
„Gwiezdne Wojny” pochłonęły Pawła Płonowskiego na poważnie 12 lat temu. Z pomocą rodziców uruchomił wtedy pierwszy serwis internetowy. Dziś przyznaje, że trochę z tego wyrósł.
- Dlaczego przestałem? Przejadło mi się, chciałem poszerzyć horyzonty
– mówi.
Zaraz jednak zaprasza na wrześniowy zlot fanów z okazji 30-lecia pierwszej części sagi. Przyjedzie co najmniej kilkaset osób. I przyznaje, że utrzymuje się właśnie z „Gwiezdnych Wojen”. Prowadzi sklep internetowy Fanatyk.pl, sprzedający gadżety m.in. z filmu Georga Lucasa.
Ciemne moce u szejka
Centrum handlowe w Dubaju. W klimatyzowanych, marmurowych wnętrzach życie toczy się leniwie. Majestatycznie przechadzają się szejkowie, szukający nowych sygnetów z diamentami czy brylantów dla którejś z żon. Agenci nieruchomości i sprzedawcy katamaranów rozłożyli się na swoich stanowiskach. A tuż obok - kilku Darthów Vaderów sieje grozę. Oto show polskiego oddziału Garnizonu 501 gromadzącego ludzi, którym gadżety, spotkania i fora internetowe nie wystarczą. Oni chcą wejść w skórę bohaterów „Gwiezdnych Wojen”. Przebierają się więc w wymyślne kostiumy warte nawet 8 tys. złotych za sztukę.
- Kiedyś patrzyli na nas i mówili: „o, idzie banda idiotów”. Teraz uważają za kwintesencję starwarsowców, elitarne stowarzyszenie – przekonuje Arkadiusz „Areckin” Szajek, dowódca Polish Garrison CO, oficer imperialny, szturmowiec, id ID/TK 9970, a na co dzień - 37-letni pracownik Energetyki Poznańskiej.
Koledzy przestali się z niego naśmiewać gdy się okazało, że on i jego 30 kompanów dostają zaproszenia z całego świata. W domu, jak na modelarza z zamiłowania przystało, ma mnóstwo okołogwiezdnowojennych gadżetów. Żona jest za.
Sen mara
Jeśli o związkach mowa – dla fanów to oczywiste, że wszystko poza pasją schodzi na drugi plan. Bo ich miłość jest niemal bezgraniczna.
- Nie pamiętam wyścigu Formuły 1, który bym przegapił – wyznaje 25-letni Karol Milewski, współzałożyciel pierwszego fanklubu Roberta Kubicy.
Karierą polskiego kierowcy zainteresował się już wtedy, gdy Kubica ścigał się w Formule 2000. Przypadkowo (bilety kupił pół roku wcześniej) obejrzał na Węgrzech debiutancki start Polaka w Formule 1. Po powrocie z Budapesztu otworzył skrzynkę mailową fanklubu – normalnie po weekendzie czekało 10 maili.
- Wtedy było ich ponad 500 – wspomina Milewski.
Fanklub szybko się rozrasta, liczy już ponad tysiąc członków. Kiedyś, specjalnie dla fanów chcących wspólnie obejrzeć wyścig, barman otworzył knajpę na Ursynowie o 6 rano. Przyjechali nawet kibice ze Szczecina. Innym razem, gdy ich idol gościł w Warszawie, dostali specjalne wejściówki i udzielali wywiadów dla Polsat News.
To nieraz osładza ciężką dolę fanów: poświęcają swym bożyszczom mnóstwo czasu i energii, a i tak pozostają w cieniu. Wie coś o tym Daniel Wolak, który na polskim rocku zna się jak mało kto. W końcu prowadzi Archiwum Polskiego Rocka. Ulubiony zespół: oczywiście Budka Suflera.
- Z Krzyśkiem Cugowskim jestem na ty, ale nie idealizuję go. Nie ma co jednak ukrywać, to najlepszy wokalista w Polsce – twierdzi Daniel Wolak, twórca i administrator oficjalnej strony internetowej i forum Budki Suflera.
Do pełnej kolekcji wszystkich wydawnictw grupy brakuje mu tylko jednej płyty. A ma ich już ze sześćdziesiąt.
- Niegdyś, przed każdym koncertem Budki, śniło mi się, że występ zakończył się totalną klapą. Bardzo to przeżywam! – śmieje się Daniel Wolak.
Życie tak sobie ustawił, że swojej pasji może poświęcać sześć miesięcy w roku. Aktywnych fanklubowiczów ma stu, ale gdy tylko Budka wypuści hit, wnet ich przybędzie. Znajdą go w sieci.
Fanatic czyli wariat
Internet tchnął nowego ducha w fankluby. Już nie trzeba się odnajdywać przez listowne ogłoszenia. Za ten fenomen wzięli się naukowcy. Książka Michela Maffesoliego „Czas plemion. Schyłek indywidualizmu w społeczeństwach ponowoczesnych” jest znana w środowiskach oczytanych fanklubowiczów.
- Autor pisze: „Ludzie, oprócz wolności i indywidualizmu, szukają przynależności do nowych plemion”. To są fankluby, grupy gdzie nie ma barier wieku, pochodzenia czy miejsca zamieszkania. Łatwo do nich wejść, ale i łatwo wyjść – uważa Kazimierz Krzysztofek, profesor socjologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie i wiceprezes Fundacji Pro Cultura.
Podkreśla, że niektóre grupy zamieniają się w bezkrytycznych wyznawców i niebezpiecznie ocierają o sekciarstwo. Zresztą w XVI-wiecznej angielszczyźnie słowo „fanatic” oznaczało osobę niezrównoważoną psychicznie.
- Takie przypadki to jednak margines – dodaje prof. Krzysztofek.
Koniara kontra Słoniara
W 2009 r. belgijska piosenka na Eurowizję nie spodobała się fanom Elvisa Presleya. Sprzeciw wzbudził refren: „Jest za gruby, by tańczyć rock and rolla”. Oficjalnym protestom nie było końca. Wojnę - póki co na słowa - toczą też fankluby Dody i Jolanty Rutowicz. Zaczęło się oczywiście od telewizyjnego show „Gwiazdy tańczą na lodzie”. „Koniara!” wołają fani Rabczewskiej na jej opaloną oponentkę. Dorotka „Słoniara” i jej bydło –odpowiadają sprzymierzeńcy Joli R. I tak bez końca… A na świecie i tak dominuje piłka nożna. Manchester United ma 70 mln fanów, dwa razy więcej niż kolejny brytyjski klub – Liverpool. Wieść niesie, że kibicował mu Jan Paweł II.
Oddanie nie zna granic - aktor Jack Nicholson, podczas kręcenia filmu „Schmidt”, udowodnił, że nie przypadkiem zwany jest przez fanklubową brać Laker Man’em. Upierał się na zapis w kontrakcie, mówiący, że godziny planu zdjęciowego w żadnym wypadku nie pokryją się z meczami koszykarzy jego ukochanego Los Angeles Lakers.
Producent szybko skapitulował.

