Plus, minus (PB Weekend 50)

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2016-02-25 22:00

Jacek Zalewski typuje sukcesy i porażki miesiąca

W górę: Tomasz Misiak, Tomasz Hanczarek

Współtwórcy i główni akcjonariusze Work Service — obecnie w grupie kierujący nadzorem — wprowadzili 18 lutego jej akcje na rynek główny największej europejskiej giełdy w Londynie. Do bieżącego zarządzania i sfinalizowania tej operacji zatrudnili od 1 stycznia jako prezesa doświadczonego menedżera Macieja Wituckiego. Work Service notowana jest na giełdzie w Warszawie od 2012 r. Na najważniejszy parkiet w Europie weszła bezpośrednio, bez wykorzystywania instrumentów pochodnych. Wykorzystała metodę technicznego tzw. dual listingu, czyli jednoczesnego notowania na dwóch lub więcej giełdach. Akcje Work Service na Giełdzie Papierów Wartościowych wyceniane są w złotych, a na London Stock Exchange w funtach. Ich wartość została powiązana kursem PLN/GBP, czyli teoretycznie na bieżąco jest wyrównywana dzięki wykorzystaniu jednego kodu ISIN. Polski rynek papierów wartościowych z zainteresowaniem się tej nowince przygląda, ponieważ formalnie nie ma procedury wyrównującej anomalie cenowe automatycznie. Teoretycznie zatem na papierach grupy Work Service możliwe jest dokonywanie tzw. arbitrażu, czyli operacji wykorzystującej rozbieżność notowań na dwóch giełdach. Naturalna stała się nadrzędność ceny londyńskiej i dostosowywanie się do niej warszawskiej. Także nowych emisji akcji należy spodziewać się przede wszystkim w Londynie. Innowacyjna decyzja twórców Work Service to bez wątpienia kamień milowy w jej rozwoju. Grupa jest największą firmą sektora usług personalnych w Polsce oraz liderem tego rynku w Europie Środkowej i Wschodniej, obecnym w dwunastu państwach nie tylko naszego regionu. W ciągu piętnastu lat rozrosła się z biznesu rodzinnego w międzynarodowe przedsiębiorstwo. Obsłużyła już 3000 partnerów z najróżniejszych branż, a za jej pośrednictwem znajduje zatrudnienie 300 000 pracowników rocznie. Na parkiecie warszawskim wyceniana jest na 800 mln złotych. Dzięki obecności również na londyńskim — chce wejść do pierwszej piątki firm świadczących usługi HR w Europie. © Ⓟ

W dół: Jan Bajno

Prezes upadłego Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa (SK) w Wołominie, stojący na jego czele przez ćwierć wieku (1989-2015), nadal uważa, że bank był już bliski wdrożenia programu ratunkowego, ale uniemożliwiło to wprowadzenie zarządu komisarycznego. Tymczasem nadzór stwierdził, że SK Bank stworzył system przypominający gigantyczną piramidę finansową. Fundusze własne rosły równie gwałtownie, co fikcyjnie, bo nie z zysków, lecz na skutek wymyślonego jeszcze w 2007 r. mechanizmu tzw. wpisowego. Każdy kredytobiorca wpłacał do banku… kilka lub kilkanaście proc. pożyczki. Była to samonakręcająca się kreatywna księgowość. Poza tym złamany został przepis, że bank nie może pożyczyć grupie powiązanych podmiotów więcej niż 25 proc. funduszy własnych. Tymczasem deweloper Dolcan i związane z nim firmy wyciągnęły z SK Banku połowę jego portfela. Kwitło rozdawnictwo kredytów zabezpieczanych nieruchomościami Dolcanu. Kresem tego procederu stało się urealnienie wycen i ryzyka kredytowego. SK Bank zaskakująco dla rynków nagle wykazał aż 1,6 mld zł straty i zbankrutował. © Ⓟ

W dół: Zbigniew Maj

Awans i upadek dwumiesięcznego komendanta głównego policji to szczególny przykład wprowadzanej przez nowych władców kraju kadrowej dobrej zmiany. Inspektor Zbigniew Maj miał być supergliną poza wszelkimi podejrzeniami, ale pociągnął się za nim ogon podejrzanych sprawek z przeszłości. Wizerunkowo podobne było nominowanie i wyrzucenie po dwóch dobach Bogusława Kowalskiego z prezesury Polskich Kolei Państwowych, a także Mariusza A. Kamińskiego z Polskiego Holdingu Obronnego, do którego nawet nie wszedł. Obaj wymienieni nie zdążyli podjąć żadnej decyzji, natomiast zło wynikające z fatalnego wyboru szefa policji polega na tym, że on niestety zdążył. Poza zorganizowaniem kuriozalnej konferencji prasowej, której celem było odwrócenie uwagi społeczeństwa od nowelizacji ustawy o uprawnieniach podsłuchowych policji i innych służb, obsadził kolegów na czele komend wojewódzkich. A teraz jego następca… © Ⓟ

Inna epoka.

Jednym z filarów planu wicepremiera Morawieckiego jest rewitalizacja przemysłu, w tym m.in. polskich stoczni. Paradoks polega na tym, że upadły nieefektywne stoczniowe molochy, natomiast sama branża opanowana przez mniejsze firmy trzyma się całkiem nieźle.

Nadzieja: Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju

Po trzech miesiącach zajmowania się umacnianiem władzy dla władzy i przejmowaniem kolejnych dziedzin życia publicznego, Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło plan o nazwie zacytowanej w tytule. Projekt firmuje Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju. Objawienie się wreszcie inicjatywy gospodarczego bloku rządu, którego obsada personalna została dobrze przyjęta przez polskich przedsiębiorców, stało się wydarzeniem samym w sobie. Plan Morawieckiego roztacza ćwierćwieczną perspektywę, do której rządy PiS mają prowadzić Polskę. Do zwykłego obywatela najbardziej przemawia obietnica, że jego przeciętne zarobki dogonią unijną średnią już w 2030 r. Radykalnie ma się zmienić filozofia polityki rozwojowej — zamiast oparcia na metropoliach, podciągających do góry słabsze okolice, ma to być tzw. zrównoważony rozwój, w którym państwo administracyjnie niweluje różnice między regionami. Najmocniejszą stroną planu Morawieckiego jest trafna diagnoza obecnego stanu polskiej gospodarki. Zdecydowanie słabiej prezentują się środki zaradcze, na razie ograniczające się do słusznych haseł. Na ustawy i konkrety poczekamy wiele miesięcy, zatem dopiero pod koniec roku da się realistycznie ocenić wartość planu, który środowiska biznesowe przyjęły z wielką nadzieją. Czy przerodzi się ona w sukces — to na razie kwestia otwarta. © Ⓟ

Porażka: Nieodpowiedzialny plan negowania rozwoju

Przestawienie Polski na tory przyspieszonego rozwoju to zadanie obiektywnie niełatwe. Zdecydowanie prostsze staje się negowanie dorobku okresu minionego. Coraz głośniej przebija się doktryna Prawa i Sprawiedliwości, że III Rzeczpospolita to praktycznie jedno wielkie pasmo straconych szans gospodarczych i społecznych. To już nie tylko 8-letnie rządy Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, nie tylko 12 lat przynależności Polski do Unii Europejskiej, ale generalnie prawie 27 lat budowania niepodległego państwa po upadku tzw. realnego socjalizmu. Z przejętych przez monopartię mediów publicznych coraz głośniej przebija się teza, że dopiero ubiegłoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne stworzyły w Polsce warunki do cywilizacyjnego rozwoju. To oczywista niedorzeczność, ale zbyt słabo słychać niezgodę wobec takiego absurdu. „Puls Biznesu”, który dwudziesty rok odnotowuje i sukcesy, i niepowodzenia polskiej gospodarki, jest do takiej niezgody szczególnie uprawniony. © Ⓟ