Poczta pójdzie bankową ścieżką

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2012-10-18 00:00

Nie liberalizacji, lecz skutków wieloletniego opóźnienia restrukturyzacji obawia się Poczta Polska. Chce podgonić rywali i zadbać o klientów

Dwa i pół miesiąca — tyle zostało do liberalizacji rynku pocztowego w Polsce i końca monopolu Poczty Polskiej (PP) na najlżejsze i najbardziej wartościowe, bo stanowiące ok. 50 proc. całego rynku, przesyłki o wadze do 50 g.

Alternatywni operatorzy pocztowi pomstują, że pocztowy moloch wcale nie wyjdzie spod ochronnego parasola państwa, i wyliczają: PP jako „operator wyznaczony” będzie uprzywilejowana podatkowo, zachowa monopol na przekazy pocztowe i jako jedyny gracz na rynku będzie wydawać potwierdzenia nadania przesyłki o mocy dokumentu urzędowego. Tymczasem Jerzy Jóźkowiak, stojący na czele Poczty Polskiej od marca 2011 r., przekonuje, że dla kierowanej przez niego spółki liberalizacja nie jest największym problemem, a wszystkie przywileje chętnie zamieniłaby na gotówkę.

Dużo do nadrobienia

— Nie mamy nic przeciwko wolnemu rynkowi — to tylko zmotywuje nas do działania. Tak naprawdę konkurencja na rynku przesyłek do 50 g już istnieje, a od stycznia spadnie tylko zużycie stali wykorzystywanej do produkcji blaszek doklejanych do listów — mówi Jerzy Jóźkowiak.

Jego zdaniem, świadczenie usługi powszechnej jest wręcz z zasady niedochodowe, a żadna państwowa kroplówka nie pomoże, póki publiczny operator nie zetnie kosztów.

— To nie będzie miękkie lądowanie, bo pozostałe nogi biznesu nie utrzymają usług pocztowych. Na przykładzie poczty niemieckiej mogę powiedzieć, że ze spółką powinno pożegnać się ok. 30 tys. ludzi (z 90 tys. obecnie zatrudnionych), gdyby z dnia na dzień miała stać się dochodowa we wszystkich obszarach.

Problem w tym, że w takiej organizacji jak nasza z wielu względów nie da się zrobić tego szybko, co zresztą nie jest naszą intencją. Restrukturyzacja powinna być przeprowadzona w połowie lat 90., gdy robiła to większość poczt europejskich. Niemiecka dostała wówczas od rządu 3,5 mld EUR wsparcia na realizację programu — mówi Jerzy Jóźkowiak.

Prezes twierdzi, że na restrukturyzację publiczny operator potrzebuje jeszcze co najmniej dwóch lat. Koszt netto związany ze świadczeniem usługi powszechnej, w tym obsługę nierentownych placówek, ma redukować Fundusz Kompensacyjny, na który łożyć będą wszyscy gracze na rynku, a w razie potrzeby — skarb państwa.

— Jako największy operator na rynku będziemy też najwięcej dokładać do tego funduszu — mówi Jerzy Jóźkowiak. Poczta Polska miała w ubiegłym roku 6,38 mld zł przychodów przy 158,8 mln zł zysku brutto.

— Po liberalizacji reguły powinny być takie same dla wszystkich, a nie będą. Poczta wykazuje zyski, a i tak dostaje od państwa kroplówkę w postaci niezasłużonych przywilejów, jak specjalne traktowanie korespondencji rejestrowanej i wyłączność na przekazy pocztowe. W dodatku w myśl przepisów operatorzy świadczący usługi „tożsame z powszechnymi” mają płacić na fundusz 1 proc. przychodów z tego rynku — dla nas oznaczałoby to 2,5 mln zł odjęte od wyniku lub przerzucenie kosztów na klientów, czego nie chcemy robić. Liczę też, że skarb państwa zweryfikuje rzeczywiste koszty poczty, skoro ma do nich dopłacać — uważa Leszek Żebrowski, prezes Polskiej Grupy Pocztowej.

Nowe oblicze

Publiczny nadawca deklarował już w tym roku, że wyda 750 mln zł w ciągu czterech lat na „nową politykę personalną”, w tym szkolenia pracowników. Zapowiedział także rewolucję w kurierskiej usłudze Pocztex, która ma rywalizować cenowo z tańszą dotychczas prywatną konkurencją. Teraz ma się zabrać za… remontowanie poczt. Czyżby kolejny państwowy gigant, śladem PZU, planował rebranding?

— Nie chodzi o zawieszanie nowego szyldu nad starym kramem. Chcemy zrobić to, co już dawno zrobiły banki — zainwestować w placówki i dopasować je do profilu klienta. Będziemy testować cztery modele placówki pocztowej, zestawiane z dających się łatwo dopasować modułów: listowego, paczkowego, bankowego itp. Wprowadzimy też częściową samoobsługę dzięki nowym maszynom pocztowym — mówi Jerzy Jóźkowiak. Testy nowej poczty mają ruszyć jeszcze w najbliższych miesiącach.

Plan minimum zakłada, że do 2015 r. będzie działało co najmniej 100 takich placówek. PP zapowiada też uruchomienie w ciągu dwóch lat 100 stref całodobowych (w których będzie można odbierać i wysyłać listy czy paczki) i inwestycje w liczącą 640 placówek (pocztowych stref finansowych) sieć sprzedaży usług bankowo-ubezpieczeniowych. Projekt ma kosztować minimum 100 mln zł. Dodatkowo Bank Pocztowy utworzy 360 mikrooddziałów w wybranych placówkach pocztowych.

— Budujemy wspólnie sieć tysiąca placówek finansowych. Zwiększamy tam zatrudnienie — zgłosiło się ok. 800 naszych dotychczasowych pracowników, którzy trafią do pocztowych stref finansowych. Na poczcie regularnie płaci rachunki 4-6 mln osób — chcemy dużą część z nich zatrzymać w grupie i zarejestrować jako klientów naszego banku. Plan zakłada zdobycie 3 mln klientów [obecnie bank ma ich ok. 1,3 mln — red.] i obsługę nawet 2 mln ROR do końca 2015 r. — mówi Szymon Midera, wiceprezes Banku Pocztowego. Po tych zmianach PP ma być gotowa do debiutu na warszawskim parkiecie.

— Na giełdę moglibyśmy wejść najwcześniej w 2014 r. To ostatni dzwonek, bo na rynek na pewno wejdą gracze z zagranicy — mówi prezes Jóźkowiak. Jego zdaniem, PP musi jednak raz na zawsze zamknąć rozdział powszechnego rozdawnictwa i zacząć działać rynkowo, z naciskiem na zysk.

— Musimy znormalnieć — na poczcie jednak wiązać się to będzie z prawdziwym cywilizacyjnym przełomem, bo od zawsze była oazą szczęśliwości dla politycznych nominatów. Dla wszystkich musi być jasne, że w spółce rządzą prezes, zarząd i rada nadzorcza. Nie zrobimy rewolucji i chcemy współpracować ze związkami zawodowymi, ale musimy systematycznie odcinać chore odnogi, uzależnić płace od efektów — kończymy właśnie wraz z Deloitte proces wartościowania stanowisk — i odbić konkurentom najbardziej dochodowych klientów biznesowych — mówi Jerzy Jóźkowiak.

OKIEM KONKURENTA

To już nudne

RAFAL BRZOSKA

prezes Integer.pl i InPost

Poczta Polska ciągle coś zapowiada i, jeśli zsumować wszystkie obietnice, musiałaby wydać ok. 2 mld zł w najbliższych latach. Nie wierzę w te plany, po prostu przy spadającym rynku listów i dumpingowej polityce cenowej, np. w obszarze przekazów, poczty nie będzie na to wszystko stać. 100 odświeżonych placówek na 6,8 tys. wszystkich oddziałów to kropla w morzu, a warto też pamiętać, że ze strefami całodobowymi poczta już eksperymentowała i coś jej nie wyszło — na pilotażowej placówce tego typu na warszawskim Ursynowie szybko pojawiła się kartka, że „strefa” będzie czynna tylko w godzinach pracy urzędu. Zazdroszczę im tylko Banku Pocztowego, bo na tym rzeczywiście można zarobić — szkoda tylko, że tak późno się do tego zabierają.