Podatek od roweru ma u nas 111 lat

Anna DruśAnna Druś
opublikowano: 2015-01-14 00:00

Pierwszymi samojezdnymi pojazdami dopuszczonymi do ruchu i opodatkowanymi w Warszawie były „samojazdy i welocypedy” czyli automobile i rowery, uważane wówczas za dziwactwo i ekstrawagancję. Od 14 stycznia 1904 r. trzeba było za nie płacić 1 rubel i 50 kopiejek na rok.

Mimo, że pierwsze auto spalinowe odbyło jazdę próbną po ulicach Warszawy jeszcze w sierpniu 1896 r. (27 lat po pierwszym rowerze), to właśnie rowery były wówczas częściej spotykanymi pojazdami samojezdnymi i właśnie rowerzyści jako pierwsi musieli zdawać egzaminy z ruchu drogowego. Uprawnień udzielało Warszawskie Towarzystwo Cyklistów i to tylko tym osobom, które ukończyły 17. rok życia.

Cykliści warszawscy ok. 1900 r.
Cykliści warszawscy ok. 1900 r.
Polona, Biblioteka Narodowa

Rowerzyści musieli pamiętać m.in. o latarce po zmroku, dzwonku, numerze rejestracyjnym pojazdu i jeździe prawą stroną ulicy, a w przypadku napotkania „procesji, pogrzebu lub maszerującego wojska  niezwłocznie zejść z welocypedu”. 

Od 14 stycznia 1904 musieli również pamiętać o rocznym podatku w wysokości 1 rubla i 50 kopiejek, płatnym z góry w kwietniu do kasy miejskiej, co prawdopodobnie nie stanowiło dla cyklistów wielkiego obciążenia, zważywszy, że „garniec wódki” kosztował w tamtych czasach rubli około 6 a miesiąc wynajmu mieszkania na Pradze – rubli 12. (1 garniec warszawski=3,77 l.)

Ówczesnym rowerom daleko było rzecz jasna do ich dzisiejszych odpowiedników. Przede wszystkim nie miały jeszcze gumowych opon, opierały się głównie na obitych blachą drewnianych kołach, co w przypadku jazdy po warszawskich brukowanych ulicach stanowiło raczej wstrząsające przeżycie. Mimo to, jak wspomina autor „Życia ulicznego niegdysiejszej Warszawy” ruch kołowy osiągał w tamtych czasach szczyt natężenia i przynosił co dzień wiele niebezpiecznych wypadków. Także z udziałem cyklistów.

Oficjalnie dopuszczono ich do ruchu ulicznego już w 1896 r., 4 lata przed „samojezdami” i od początku bilans wypadków z ich udziałem był dosyć wysoki. W ciągu pierwszego miesiąca poturbowali pięciu przechodniów, a jeden z cyklistów omal nie zginął pod kołami dorożki, które wówczas niepodzielnie rządziły w stołecznym ruchu. „Dziś chodzić, a szczególniej jeździć po Warszawie z ufnością w bezpieczeństwo osobiste niepodobna” – utyskiwał autor artykułu w „Przeglądzie Tygodniowym” z 1903 r. Jego zdaniem „podróż z Dworca Terespolskiego [Wschodniego – przyp. Red.] na Dworzec Wiedeński [róg Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich] nie powinna być dozwolona bez asekuracji” czyli ubezpieczenia na życie.

Przymus posiadania ubezpieczenia komunikacyjnego (OC) pojawił się jednak w Polsce dopiero w 1961 r. 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Stanisława Milewskiego „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy”, Wyd. Iskry 2013