Z początkiem lipca Marek Belka, obecny prezes NBP, może zostać szefem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) — wynika z nieoficjalnych informacji „PB”. Pozostał niecały miesiąc do zgłoszenia jego kandydatury i wszystko wskazuje na to, że ten czas rządząca ekipa wykorzysta na budowanie poparcia dla niego.
Na razie udało mu się już zdobyć kilka przychylnych głosów za granicą i co najważniejsze — zielone światło od najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości (PiS). Jerzy Kropiwnicki, nowo powołany członek Rady Polityki Pieniężnej, nie ma wątpliwości, że w batalii o prezesurę EBOR Marek Belka powinien zdobyć poparcie rządu.
— Jestem co do tego absolutnie przekonany, i to z dwóch powodów, po pierwsze — dlatego, że jest to człowiek o właściwych kompetencjach, doświadczony w sprawowaniu odpowiedzialnych funkcji na płaszczyźnie międzynarodowej, żeby nie powiedzieć ogólnoświatowej, a po drugie — jest to jeden z najlepszych kandydatów na terenie Europy — powiedział Jerzy Kropiwnicki, były doradca prezesa NBP i kandydat na senatora z PiS, cytowany przez PAP.
Zdaniem ekspertów, warto podjąć wysiłek, bo możemy udowodnić skuteczność naszej dyplomacji i pokazać, że jesteśmy już na tyle silnym krajem, że nasi przedstawiciele mogą odpowiadać za wsparcie ekonomiczne dla państw mniej rozwiniętych. Wygrana w wyścigu nie przyjdzie jednak łatwo i na pewno będzie wymagała wielkiego wysiłku także od samego Marka Belki.
— Podjąłem próbę w rywalizacji z Sumą Chakrabartim, obecnym prezesem EBOR. Udało mi się z poparciem Marka Belki, który był wówczas prezesem NBP i gubernatorem ze strony Polski w banku, przejść pierwszą rundę. Odpadłem dopiero na finiszu w ostatnim głosowaniu — mówi nam Jan Krzysztof Bielecki, były premier. Jego zdaniem, nasz kandydat wymaga zbudowania solidnej międzynarodowej koalicji.
— Potrzebna jest olbrzymia dyplomacja. Ja spotykałem się z przedstawicielami wielu krajów. Obecny prezes EBOR ubiega się o reelekcję, więc ma ułatwione zadanie i kampanię prowadzi już od wielu miesięcy — podkreśla Jan Krzysztof Bielecki.
Ekonomiści podkreślają też, że rząd powinien wkroczyć do akcji i aktywnie włączyć się w lobbing na rzecz Marka Belki, bo jest to szansa na umocnienie pozycji Polski w świecie.
— Im więcej mamy Polaków na tych stanowiskach, tym lepiej. To pozwala tworzyć sieć kontaktów międzynarodowych z korzyścią dla Polski. Dowodzi, że mamy ekspertów przygotowanych do pełnienia ważnych funkcji w najważniejszych instytucjach na świecie. Jesteśmy też postrzegani jako gospodarka bardziej dojrzała — uważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. NBP nadal nie zabiera oficjalnie głosu, a resort finansów, w którego gestii będzie leżało wskazanie ewentualnego kandydata, informuje jedynie, kiedy to może nastąpić. — 11 marca Polska powinna zgłosić kandydaturę i do tego czasu nie przedstawiamy żadnych komentarzy — powiedział Leszek Skiba, wiceminister finansów.
Na razie lista osób, które wyeksportowaliśmy na topowe funkcje pod różnymi szerokościami geograficznymi, nie jest szczególnie imponująca, a większość stanowisk piastował… Marek Belka. Był szefem Rady Koordynacji Międzynarodowej, a następnie dyrektorem ds. polityki gospodarczej w Tymczasowych Władzach Koalicyjnych w Iraku, odpowiedzialnym za reformy gospodarcze w tym kraju.
Później był sekretarzem wykonawczym Komisji Gospodarczej ONZ ds. Europy i dyrektorem Departamentu Europejskiego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. W Europejskim Banku Inwestycyjnym mieliśmy swojego wiceprezesa — Martę Gajęcką, ale jej stanowisko przypadło nam w przydziale rotacyjnym. W zarządzie EBOR już mieliśmy swojego człowieka — wiceprezesem była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Lepiej szło nam z obsadzaniem eksponowanych stanowisk politycznych, czego najlepszym przykładem jest Donald Tusk i jego wybór na przewodniczącego Rady Europejskiej. © Ⓟ