Polska znów konsumpcją stoi

Marcel LesikMarcel Lesik
opublikowano: 2020-06-22 22:00

Majowe odbicie sprzedaży detalicznej okazało się większe, niż spodziewali się eksperci. Nie oznacza to jednak, że z kryzysu wyjdziemy szybko i bezboleśnie

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego dobre dane o sprzedaży detalicznej nie oznaczają jeszcze, że przez kryzys przejdziemy łagodnie,
  • jakie produkty cieszyły się zainteresowaniem klientów w czasach pandemii,
  • jak dane komentują specjaliści i jak ich zdaniem wróżą one na przyszłość,
  • jak dane o sprzedaży powinni interpretować giełdowi inwestorzy.    

Gdy miesiąc temu ukazały się najgorsze w historii III RP odczyty z polskiej gospodarki, obrazujące skutki kwietniowego zamrożenia na czas walki z pandemią, analitycy uspokajali, że to dno, od którego wkrótce się odbijemy. Poniedziałkowe dane zaskoczyły jednak pozytywnie nawet optymistów — sprzedaż detaliczna w maju wzrosła względem kwietnia o 14,9 proc. To oznacza, że względem maja 2019 r., a więc w odniesieniu do normalnych czasów, konsumpcja była niższa „jedynie” o 7,7 proc. Rynkowy konsensus zakładał spadek o około 12 proc. r/r.

Sprzedaż mebli kwitnie

Najsilniejszy spadek sprzedaży w ujęciu rocznym odnotowano w kategorii „sprzedaż pojazdów samochodowych, motocykli i części” — ten sektor stracił aż 34 proc. Następne były paliwa stałe, ciekłe i gazowe (-17,9 proc.) oraz farmaceutyki, kosmetyki i sprzęt ortopedyczny (-14,1 proc.). Co ciekawe, w maju kilka sektorów zanotowało wyniki lepsze niż rok wcześniej. O 14,4 proc. wzrósł handel meblami, rtv i agd, a także kategoria „prasa, książki i inna sprzedaż w wykwalifikowanych sklepach” zwiększyła się o 0,8 proc. Wraz ze wzrostem dostępności tradycyjnych sklepów spadała popularność zakupów online. W kwietniu ich udział w sprzedaży ogółem stanowił 11,9 proc., w maju — 9,1 proc. To dowodzi, że ciągle spora część klientów preferuje zakupy w centrach handlowych.

Nie czas na toasty

Czy wyraźnie lepsze dane za maj oznaczają, że kryzys już za nami i teraz gospodarka lotem błyskawicy wyrysuje kształt litery V? Analitycy ostrzegają, że na taki optymizm jest jeszcze za wcześnie. O ile bowiem w maju zrealizowano zakupy, których nie można było zrobić w kwietniu, o tyle utrzymanie się wysokiej konsumpcji zależy od sytuacji na rynku pracy. Innymi słowy: ludzie przestaną kupować, jeśli będą tracić zatrudnienie lub ich wynagrodzenia przestaną rosnąć w dotychczasowym tempie.

„Opublikowane dane wskazują, że odmrożenie gospodarki miało pozytywny wpływ na aktywność ekonomiczną. Wyraźne odbicie sprzedaży sugerowały już dane z transakcji kartowych, więc opublikowane dane nie są dla nas dużym zaskoczeniem. Mimo silnego odbicia w pierwszych pięciu miesiącach tego roku sprzedaż detaliczna była o 6,2 proc. niższa niż przed rokiem. Szczególnie cieszy wyraźne odbicie sprzedaży dóbr trwałego użytku, choć należy zwrócić uwagę, że tak dobre wyniki (...) wiążą się z realizacją zaległego popytu, który nie był zaspokajany w czasie lockdownu. Większą niepewnością obarczone są perspektywy na przyszłość, które pozostawać będą pod wpływem rosnącego bezrobocia i wyhamowania dynamiki płac” — podkreśla Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.

Podobnego zdania jest Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

„Naszym zdaniem do silnego wyhamowania spadku sprzedaży w maju przyczynił się efekt odłożonego popytu na niektóre towary. Popyt ten został przejściowo ograniczony w wyniku wprowadzonych obostrzeń. Efekt ten był szczególnie widoczny w danych o sprzedaży mebli, RTV i AGD, której roczna dynamika w maju była najwyższa od lipca 2019 r., tym samym kształtując się na poziomie znacząco wyższym od (...) notowanych w miesiącach poprzedzających wprowadzenie obostrzeń. Istotny wpływ odłożonego popytu na majową sprzedaż sygnalizują również opublikowane dziś przez GUS wyniki badania koniunktury w handlu detalicznym. Wskazują one, że spadek zamówień składanych przez klientów w czerwcu pogłębił się w stosunku do maja, co sugeruje, że efekty odłożonego popytu w czerwcu nie będą znaczące” — zaznacza ekonomista, który jako jedyny przewidział obniżenie przez RPP stóp procentowych do 0,1 proc.

Z PKB nieco lepiej

O ile zatem nie należy spodziewać się szybkiego powrotu do stanu sprzed pandemii, dobrą wiadomością jest na pewno fakt, że pod wpływem poniedziałkowych danych analitycy podnoszą prognozy PKB w drugim kwartale. Grzegorz Maliszewski jest ostrożnie optymistyczny.

„Biorąc pod uwagę opublikowane dziś dane o sprzedaży detalicznej, a także piątkowy odczyt produkcji przemysłowej, oceniamy, że spadek PKB w całym drugim kwartale będzie mniejszy niż nasze dotychczasowe szacunki na poziomie 10 proc. r/r. Podtrzymujemy jednocześnie naszą prognozę dynamiki PKB w całym bieżącym roku na poziomie -3,5 proc., ponieważ poprawa sytuacji epidemicznej w Polsce następuje powoli, stąd odbudowa gospodarki będzie następowała stopniowo”- zaznacza główny ekonomista Banku Millennium. Rafał Benecki i Piotr Popławski, ekonomiści ING Banku Śląskiego, są bardziej precyzyjni.

W reakcji na poniedziałkowe dane skorygowali szacunek spadku PKB w drugim kwartale z 9,3 proc. do 8,5 proc. Pozostali analitycy czekają jeszcze na informację o dynamice produkcji budowlano-montażowej, która zostanie opublikowana we wtorek.

2 PYTANIA DO... ŁUKASZA WACHEŁKI, ANALITYKA WOOD & COMPANY

Inwestorzy muszą poczekać na wyniki

1. Czy lepsze od oczekiwanych dane o sprzedaży detalicznej to dobra wiadomość dla polskich spółek handlowych notowanych na GPW?

Z punktu widzenia makroekonomicznego lepsze od oczekiwań dane o sprzedaży detalicznej są z pewnością dobrą wiadomością dla gospodarki. Warto jednak pamiętać, że to tylko pojedynczy odczyt wskaźnika, który bywał już niespójny z wynikami spółek, oraz że odczyt ten nie pokrywa się do końca z innymi danymi, m.in. o ruchu w centrach handlowych. Jeśli chodzi o wpływ na spółki odzieżowe i obuwnicze, jak LPP czy CCC, dane są zbyt ogólne, by mogły mieć decydujące znaczenie dla inwestorów.

2. Na jakie dane zatem rynek będzie czekał w przypadku tej branży?

Przede wszystkim wzrost sprzedaży w skali makro nie oznacza, że wszystko wraca do sytuacji sprzed pandemii. W czasach kryzysu konsumenci zazwyczaj kierują się ceną w znacznie większym stopniu niż podczas prosperity. Szczególnie wyraźnie widać to w branży spożywczej — Lidl i Biedronka wróciły do dawno niewidzianej reklamy cenowej. To samo dzieje się w branży odzieżowej i nawet jeśli sprzedaż rośnie, to większym powodzeniem cieszą się takie marki jak Pepco niż droższe polskich producentów. W związku z tym inwestorzy będą czekać na wyniki spółek, by wyrobić sobie pogląd o ich kondycji.