Polski eksport odczuwa skutki transformacji energetycznej

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-06-23 20:00

Proces transformacji energetycznej ma teraz trudny moment, ale nie jest w odwrocie. Będzie napędzał postęp technologiczny i determinował to, co produkujemy, eksportujemy i konsumujemy. A Polska musi znaleźć w nim swoje miejsce.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Dwa trendy dobrze oddają to, jak transformacja energetyczna zmienia strukturę produkcji i eksportu w polskiej gospodarce. Po pierwsze eksportujemy już więcej samochodów zelektryfikowanych niż spalinowych. W 2023 r. sprzedaliśmy za granicę auta hybrydowe i elektryczne warte 2,47 mld EUR, a benzynowe i diesle – za 1,59 mld EUR. Jedna branża się rodzi, a druga wchodzi w fazę schyłkową.

Po drugie w ostatnich latach staliśmy się unijnym liderem eksportu akumulatorów litowo-jonowych (20 proc. eksportu UE), stanowiących fundament elektromobilności. Akumulatory te służą przede wszystkim do produkcji pojazdów elektrycznych, ale również konstruowania modułów magazynowania energii z farm wiatrowych i słonecznych. Wiele globalnych koncernów (jak koreański LG Energy Solution) postawiło na Polskę ze względu na bliskość rynku niemieckiego, niskie koszty pracy i największe w regionie Europy Środkowo-Wschodniej zasoby kadry inżynierskiej. W rezultacie eksport baterii litowo-jonowych w 2023 r. przekroczył 11 mld EUR i był ponaddwukrotnie większy niż wartość drugiej pozycji w polskim eksporcie, czyli pojazdów ciężarowych do 5 ton napędzanych dieslem (4,98 mld EUR).

Wprawdzie w latach 2024-25 obie branże spowolniły ze względu na narastającą konkurencję z Chin, niepewność regulacyjną związaną z Zielonym Ładem oraz rosnący opór społeczny wobec transformacji klimatycznej. W efekcie duże spółki energetyczne (BP, Shell, Equinor) zaczęły już nawet rezygnować z inwestycji w OZE. Jest to jednak raczej krótkotrwały zwrot, a nie odwrót od transformacji klimatycznej.

Polityka środowiskowa może wymagać korekty, ale transformacja energetyczna to megatrend, który będzie trwał z prostego powodu: spadku cen. Postęp technologiczny sprawia, że ekoinnowacje szybko tanieją i stają się bardziej efektywne. Weźmy baterie litowo-żelazowo-fosforanowe. Jak podaje think tank Ember, w 2024 r. średnie globalne ceny tych baterii wykorzystywanych do tworzenia systemów gromadzenia energii słonecznej i wiatrowej spadły o 40 proc. – z 275 USD/MWh do 165 USD/MWh. W rezultacie w najbardziej nasłonecznionych miejscach, jak np. Las Vegas, połączenie energii słonecznej z bateriami z ceną 104 USD/MWh jest już bardziej opłacalne jako źródło energii elektrycznej niż elektrownie węglowe (118 USD/MWh) czy energia jądrowa (182 USD/MWh). Mniej nasłonecznione kraje UE, w tym Polska, będą wymagać większej dywersyfikacji źródeł (farmy słoneczne, baterie, wiatraki, elektrownie jądrowe), ale będą działać te same trendy: wzrost produktywności i postęp technologiczny obniży ceny, sprawiając, że przejście na OZE stanie się opłacalne.

Czyste technologie są więc przyszłością przemysłu, bo transformacja energetyczna będzie podnosić popyt na nie. Kraj, który się wyspecjalizuje w ich produkcji, dużo zyska, a Polska potrzebuje specjalizacji. Fakt, że zbudowaliśmy już silną pozycję w produkcji baterii litowo-jonowych, stawia nas w dobrej pozycji wyjściowej i pokazuje, że możemy stworzyć konkurencyjny rynek produkcyjny dla technologii przyszłości. Co prawda przy pomocy kapitału zagranicznego, lecz z wykorzystaniem polskich zasobów.

Wprawdzie konkurencja rośnie (m.in. z Chin), nowe wyzwania (Trump i protekcjonizm) nakładają się na stare (niepewność regulacyjna w UE), jednak transformacja energetyczna to pociąg, który jedzie – a my musimy być jego pasażerem, a nie pozostać na peronie.