Polski pracownik jest na wymarciu

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2012-07-13 00:00

Jesteśmy jednym z pięciu krajów na świecie, w których liczba rąk do pracy będzie spadać najszybciej. Wszystkiemu winny jest wadliwy system emerytalny

Ludność Polski w wieku produkcyjnym spadnie przed 2035 r. aż o około 15 proc. — prognozuje bank BofA Merrill Lynch na podstawie danych Organizacji Narodów Zjednoczonych. To szacunki stawiające nas na równi ze społeczeństwami będącymi ikonami szybkiego starzenia się — Japonią, Rosją czy Niemcami.

None
None

Pogorszenie sytuacji demograficznej będzie odczuwalne aż tak mocno, bo dotychczas mogliśmy się pochwalić relatywnie dobrą sytuacją. Nasz wyż demograficzny z początku lat 80. był niespotykany na skalę europejską. Niestety, jego rocznikom do zakładania rodzin nie jest już tak spieszno. Efekt? W najbliższych kilkunastu latach zasilimy szeregi najszybciej starzejących się nacji.

Bessa na giełdzie i w nieruchomościach

Niestety, dla perspektyw rozwoju polskiej gospodarki to fatalna wiadomość. I to na całe dziesięciolecia. Dlaczego? W długim okresie wzrost gospodarczy stymulują dwa czynniki — liczebność siły roboczej i jej produktywność. Jeżeli rąk do pracy zacznie ubywać, wzrost wydajności pracowników może nie wystarczyć, by utrzymać wysoką dynamikę PKB.

To tylko początek nieprzyjemnych konsekwencji. Wśród kolejnych są spadające ceny na rynku akcji i nieruchomości. Popyt na mieszkania tworzą pracujący. Gdy liczebność tej grupy zacznie spadać, może zabraknąć chętnych nawet na mieszkania, których dotychczasowi właściciele umierają. A to może nie pozostać bez wpływu na ich ceny. Z podobnymi skutkami będzie musiał się także zmierzyć rynek akcji. Wszystko dlatego, że starsi ludzie inwestowanie w relatywniebardziej ryzykowne akcje wolą zostawić młodszym. Sami zaś chętniej lokują pieniądze w bezpiecznych obligacjach i lokatach bankowych. Jak pisaliśmy we wrześniu zeszłego roku, niekorzystne tendencje demograficzne mogą sprawić, że obecnie niskie wyceny na giełdzie długo nie odbiją się od dna. Opierając się na modelu ekonomistów z oddziału Rezerwy Federalnej w San Francisco, obliczyliśmy, że przez niekorzystną demografię WIG ma szansę na trwałe pobicie szczytu z 2007 r. dopiero pod koniec obecnej dekady.

Jeszcze większe trudności rysują się przed systemem emerytalnym. Panaceum na jego kłopoty ma być przyjęta przez rząd reforma. Wiek przechodzenia na emeryturę będzie stopniowo podnoszony. To powinno pomóc uchronić przed plajtą finanse publiczne. Przywileje emerytalne w obecnym kształcie sprawiają, że utrzymanie emerytów szybko zaczęłoby obciążać pracujących ponad ich możliwości. Mało kto jednak wspomina o znacznie groźniejszym ich następstwie. Taki system świadczeń bezpośrednio przyczynia się do tego, że coraz mniej rodzi się tych, którzy emerytów mają utrzymywać w przyszłości. Jak to możliwe?

Zachęta do bezdzietności

Rozrost państwowego systemu emerytur czyni zbędnym istnienie pierwotnego systemu, czyli rodziny. To tym groźniejsze, że służył on ludzkości przez tysiąclecia. W jego ramach zabezpieczenie socjalne starszym ludziom zapewniały dzieci. Kiedy każdy może — przynajmniej teoretycznie — liczyć na emeryturę z ZUS, a większość pracujących jest objętych obowiązkiem ubezpieczenia w OFE, korzyści z posiadania potomstwa topnieją w oczach.

W tych warunkach założenie rodziny może stać się z ekonomicznego punktu widzenia wręcz kosztowną ekstrawagancją. Koszty wychowania dzieci w największej części ponoszą sami ich rodzice. Korzyści z ich późniejszej pracy czerpie jednak całe społeczeństwo. Z ich składek do ZUS finansowane będą emerytury osób, które nie mają dzieci (a z ich inwestycji — umorzenia jednostek w OFE). To zachęca do „jazdy na gapę” na barkach cudzych dzieci, bez posiadania swoich.

O tym, jak wielką siłę ma ten mechanizm, świadczą różnice w dzietności w krajach rozwijających się i rozwiniętych. W pierwszych system świadczeń emerytalnych jest w powijakach. W drugich na — najczęściej państwowej — emeryturze ludzie mają zagwarantowane utrzymanie przez nawet jedną czwartą życia.