Tropikalna wyspa kusi przedsiębiorców znad
Wisły. Pokusa byłaby większa, gdyby wsparł ich rząd.
Kuba od dawna pozostaje marginalnym partnerem handlowym Polski w regionie
Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Liczbę polskich firm działających na tym rynku
można policzyć na palcach jednej ręki. To się może jednak wkrótce zmienić.
Powód? Po 15 latach absencji na gorącą wyspę dotarła misja resortu gospodarki.
— Mam nadzieję, że to szanse na przełamanie długiego okresu zamrożonych
stosunków i współpracy gospodarczej — ocenia Adam Szejnfeld, wiceminister
gospodarki.
Zdaniem resortu, istniejące na Kubie zapotrzebowanie — praktycznie na
wszystko — mogłoby stworzyć szerokie pole działania dla polskich
przedsiębiorców.
— W tym celu wskazane jest przeprowadzenie szczegółowego rozeznania w
bezpośrednich rozmowach biznesowych, gdyż gama tematów potencjalnej współpracy
gospodarczej i dostaw towarów jest bardzo szeroka — mówi wiceszef resortu
gospodarki.
Oprócz dużego zapotrzebowania na sprzęt, maszyny oraz inne produkty, Kuba
prezentuje szeroką ofertę realizacji przedsięwzięć na zasadach spó- łek z
kapitałem mieszanym. Dotyczy to m.in. inwestycji o charakterze strategicznym
(sektor wydobywczy).
Choć wyspa ma duże potrzeby, to jednak z ich spełnieniem mogą być problemy.
Powodem są ograniczone możliwości finansowe Kubańczyków.
— To biedny kraj ze słabym popytem, działający zgodnie z planem minimum —
mówi przedstawiciel jednej z firm biorących udział w misji.
Mimo to przedsiębiorcy nie mają zamiaru rezygnować ze współpracy z Kubą.
— Na razie trudno powiedzieć, co zmieni się po wizycie. Od trzech lat
sprzedajemy sprzęt na Kubę i trzeba przyznać, że sytuacja jest trudna. Na pewno
popyt byłby większy, gdyby polski rząd udostępnił wsparcie kredytowe. Tak robią
np. Chińczycy. Dzięki temu popyt na ich towary jest większy — mówi Wiesław
Jakóbik, szef sprzedaży firmy Dressta, która zajmuje się eksportem maszyn
budowlanych.