POLSKIE SZKOŁY POWINNY POŁĄCZYĆ SWOJE SIŁY

Wojciech Surmacz
opublikowano: 1999-04-13 00:00

POLSKIE SZKOŁY POWINNY POŁĄCZYĆ SWOJE SIŁY

CZYSTA GRA:

Popyt na usługi związane z nauczaniem języków obcych jest na tyle duży, że chyba nie można jeszcze tutaj mówić o jakiejś ostrej konkurencji. A tym bardziej w Warszawie, gdzie obserwuje się szczególnie wysokie zainteresowanie kursami językowymi — relacjonuje Agnieszka Siemiaszko, pracownik działu marketingu w Szkole Języka Angielskiego ARCHIBALD.

Nieustający boom na kursy językowe trwa w Polsce od kilku lat. Rynek wciąż się rozwija, a szara strefa stanowi już jego marginalną część. Duże szkoły, które wyrosły w dużych aglomeracjach miejskich, rozszerzają swoją działalność na mniejsze miejscowości. Do wejścia na polski rynek szykują się wielkie międzynarodowe szkoły. Jak mówią specjaliści, za trzy-cztery lata może dojść do konfrontacji obu stron.

Duże zainteresowanie kursami językowymi w Polsce od kilku lat utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie. Spośród wielu języków obcych, znajdujących się w ofertach szkół językowych, najbardziej popularny jest, rzecz jasna, angielski.

— Cieszy się on wciąż największym zainteresowaniem nie tylko wśród Polaków. Przyczyna jest prosta. Angielski na całym świecie jest potrzebny ludziom do pracy — podkreśla Agnieszka Siemiaszko z działu marketingu w Szkole Języka Angielskiego ARCHIBALD.

Szczególny rozkwit „językowego” rynku przypadł na lata 1990- -92. Jak mówią przedstawiciele największych dzisiaj polskich szkół językowych, rosły one „jak grzyby po deszczu”. Po kilku latach wiele firm jednak nie wytrzymało.

— Mogę jedynie spekulować, dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że nie wytrzymały jakościowo. Wraz z pojawianiem się coraz większej ilości firm, klient zaczynał je porównywać i wybierać lepsze — mówi Jolanta Dobrowolska, dyrektor Szkoły Języków Obcych POLANGLO.

Dzisiaj mało kto decyduje się od razu na podjęcie kursu w danej szkole. Najpierw klient dokonuje analizy co najmniej kilku ofert, potem wybiera najbardziej korzystną dla siebie. Wymagania jakościowe polskiego klienta rosną z roku na rok i trzeba się z tym liczyć.

— Poziom świadczonych usług przez polskie szkoły językowe jest dobry. I wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze lepszy. Każda firma próbuje jak najmocniej podnieść jakość swoich usług — zapewnia Agnieszka Siemiaszko.

Prowincja i reszta świata

Rynek prywatnej edukacji językowej zupełnie inaczej wygląda na prowincji, niż w dużych ośrodkach miejskich. W tych ostatnich poważną część klientów stanowi kadra menedżerska i różnego rodzaju insytytucje.

— W małych ośrodkach główną klientelę stanowi młodzież. Można powiedzieć, że im mniejsze miasto, tym wśród uczestniczących znajduje się większy procent młodzieży zainteresowanej nauką języka — relacjonuje Jolanta Dobrowolska.

Dyrektor POLANGLO dodaje, że w Warszawie naprawdę liczących się firm jest kilkanaście — nie więcej. Resztę stanowią raczej małe szkoły dzielnicowe. Obsługują one tylko mieszkańców danego terenu. W Katowicach czy np. Poznaniu jest już zupełnie inaczej, tam zwykle są trzy lub cztery szkoły wiodące.

Według specjalistów, poza dużymi ośrodkami jest mnóstwo potencjalnych klientów kursów językowych. W minimalnym stopniu rynek ten wykorzystywany jest przez małe, często posiadające tylko kilku lektorów, regionalne szkoły. Powoli również duże firmy wchodzą na ten rynek.

— Nie zakładają tam jednak swoich filii. Wykorzystują istniejącą już tam infrastrukturę i wynajmują pomieszczenia od różnego rodzaju szkół państwowych. Na miejsce wysyłana jest jedynie wykształcona kadra. Taka forma jest najbardziej korzystna dla obu stron. Zarówno my, jak i i nasi klienci, ponoszą mniejsze koszty — informuje Dariusz Bachalski, dyrektor generalny JDJ Service.

Zagranica zaatakuje

W czasie, kiedy polskie szkoły językowe wkraczają na rynki lokalne, na wejście do Polski szykują się edukacyjne firmy językowe. Pierwsze „jaskółki” już się pojawiły.

— Wielkie międzynarodowe szkoły na razie trochę giną w takich ośrodkach jak Warszawa. Przykładem może być International House, który w mniejszych miastach bije wszystkich. Stawia bardzo wysoką poprzeczkę pod względem jakości świadczonych usług. W stolicy ta szkoła tak mocno się nie przyjęła, bo większość firm prezentuje już ten sam poziom co oni — twierdzi Jolanta Dobrowolska.

Niedawno pojawiła się na rynku tendencja do ochrony naszego rynku przed zachodnimi inwestorami, lansowana przez wiele dużych, polskich szkół językowych. Broniąc się przed ich wejściem, starają się stworzyć wspólnie instytucję wspierającą działalność polskich szkół językowych.

— Wszędzie tam, gdzie mamy kontakt z edukacją, chcemy lansować polskie szkolnictwo. Będziemy dążyć do tego, by okopać swój rynek przed wejściem zagranicznych podmiotów. Kiedy wejdą, chcemy wspólnie stawić im czoło. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w pojedynkę nie mamy szans — stwierdza Dariusz Bachalski.

Jak mówi, edukacja językowa jest świetnym biznesem i międzynarodowe szkoły często z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem dobrze o tym wiedzą. Często są to już spółki giełdowe. Polski rynek stanowi dla nich łakomy kąsek. Nasz rynek obserwują i powoli nań wchodzą, takie potęgi jak Aspect czy EF.

— Myślę, że w ciągu najbliższych trzech, czterech lat nastąpią próby wejścia zachodnich gigantów — dorzuca dyrektor generalny JDJ Service.

Szare szeregi

Ciekawym zjawiskiem na tym wciąż młodym rynku jest kwestia szarej strefy. Na początku lat 90. stanowiła spory procent rynku. Dziś jest coarz mniej popularna. Cena usługi zeszła na drugi plan i liczy się jakość, której zwykli korepetytorzy nie zawsze byli w stanie zagwarantować.

— Ludzie coraz bardziej tracą do siebie zaufanie. A tzw. instytucjonalność zaczyna się liczyć chociażby ze względu na możliwość składania zażaleń czy domagania się jakichkolwiek roszczeń od usługodawcy np. w przypadku niezadowolenia z kursu — tłumaczy Jolanta Dobrowolska.

— Szara strefa stanowi naprawdę nikły odsetek całego rynku i jest praktycznie nieodczuwalna dla legalnie działających szkół. Przyczyn jest kilka, jedną z nich jest fakt niezarejestrowanej działalności korepetytorów. Przez to nie mogą wystawiać np. rachunków. A tego często wymagają od nas klienci, chociażby po to, by odliczyć koszt kursu od podatku lub otrzymać refundację od swojego pracodawcy — mówi Agnieszka Siemiaszko.

JEST DOBRZE: Poziom krajowych usług świadczonych w zakresie kształcenia językowego oceniam jako dość dobry. W tej chwili na rynku pojawia się coraz więcej szkół. Myślę, że jest w czym wybierać. Tym bardziej że sporo szkół oferuje naprawdę wysoki poziom. Z czasem wykształciły się polskie szkoły językowe o bardzo dobrej marce, często związane z jakąś międzynarodową organizacją edukacyjną — zapewnia Jolanta Dobrowolska, dyrektor Szkoły Języków Obcych POLANGLO. fot. Grzegorz Kawecki