PB: Dla jakiej części polskiego społeczeństwa tatuaż to rodzaj upiększenia, a dla jakiej nie?
Dominik Mądrachowski: Dla mnie osobiście tatuaże są oczywiście ozdobą, upiększeniem. Zauważyłem jednak, że większość klientów, którzy przychodzą do naszego studia, robi sobie tatuaż z jakiejś ideologicznej potrzeby. Chodzi o godne upamiętnienie czegoś dla nich ważnego. Tacy są w przewadze. Gdy rozmawiam z klientami podczas pierwszego, konsultacyjnego spotkania, zazwyczaj bardzo szybko wyczuwam, że potrzebują tatuażu, żeby coś upamiętnić, uwiecznić jakąś historię, spiąć to, co się wydarzyło, jakąś namacalną klamrą. Dlatego projekty, jakie dla nich robimy, mają o czymś opowiadać. Ja mam na sobie wiele tatuaży, ale tylko dwa, trzy, które coś takiego dla mnie oznaczają.
Większość chce mieć jednak taki mały, personalny pomnik jakiegoś ważnego wydarzenia lub ważnej osoby?
Tak. Mamy takich klientów, którzy upamiętniają ważne wydarzenia, zarówno przyjemne, jak też nieprzyjemne. Wiadomo, jak to w życiu bywa.
Czy jest coś takiego, co wyróżnia Polskę na tle innych krajów, na przykład pod względem popularności tatuażu?
Co się tyczy popularności, to trzeba pamiętać, że polska przygoda z tatuażem komercyjnym, choć właściwie powinienem powiedzieć artystycznym, ale wykonywanym komercyjnie, zaczęła się troszeczkę później niż w innych krajach Europy. W Niemczech na przykład to wszystko trwa o wiele dłużej, bo rozpoczęło się w latach siedemdziesiątych, może osiemdziesiątych. Początki w Polsce to lata dziewięćdziesiąte, a zaczęło się od Sławomira Frączka z Poznania. To człowiek, który studio tatuażu uruchomił ponad 30 lat temu i już na początku lat dziewięćdziesiątych przywoził nagrody z konwencji czy festiwali branżowych z Niemiec. Jest do dzisiaj czynnie pracującym artystą i mentorem wielu z nas, także dla mnie.
Guru?
Tak, dla wielu tak. Dla mnie czy dla mojego szefa, właściciela naszego studia, Sebastiana Juniora, z pewnością guru.
Czy w polskim tatuażu są jakieś nurty?
Fajnie, że nazywasz to nurtami, bo wiele osób mówi moda. Nie lubię określenie moda w tatuażu, choć już pogodziliśmy się z tym, że tak się mówi. Nurt to znacznie lepsze słowo. Z pewnością takim nurtem jest tatuaż realistyczny. On chyba od zawsze miał swoich zwolenników i ma ich do dzisiaj. Od wielu lat już bardzo mocno i dobrze się trzyma nurt tatuażu graficznego. Są artyści, którzy specjalizują się w kaligrafii i naprawdę robią to super. Wspomniałem już mojego szefa, który od wielu lat specjalizuje się w tatuażu orientalnym inspirowanym Azją, ale też tatuażem biomechanicznym. Tak naprawdę jest w Polsce tylko dwóch tatuażystów — on i jeszcze jeden człowiek ze Szczecina, którzy zajmują się nim na światowym poziomie. A w ogóle Polacy są bardzo dobrymi technicznie tatuażystami.
Tatuaż monochromatyczny czy kolorowy?
Dla mnie osobiście monochromatyczny, czyli robiony czernią, może z małymi akcentami innego koloru. Myślę, że większości ludzie tatuują się dziś właśnie czernią. Takie tatuaże troszeczkę inaczej się starzeją, są trwalsze. Wiadomo, że czarny barwnik jest najbardziej odporny na UV, najmniej się degraduje. Ale doceniam także tatuaże kolorowe. Oczywiście mamy tutaj w naszym studio specjalistów, którzy wykonują takie tatuaże w pięknych, żywych kolorach. Dzisiejsze barwniki to już nie jest to samo, co kiedyś. Przy ich pomocy można zrobić przepiękny tatuaż.
Czy polski rynek tatuażu jest bardzo zróżnicowany? Prawdę powiedziawszy, słyszałem, że są tacy tatuażyści, którzy uważają się za artystów i są przekonani, że takich jak oni jest niewielu. A cała reszta to dla nich — tutaj posłużę się cytatem — komercyjne „g”. Jak jest naprawdę?
Sam nie jestem artystą, nie jestem tatuażystą, w życiu nie trzymałem maszynki w ręku, nie umiem rysować, dlatego uznałem, że nie powinienem się tego podejmować. Dlatego nie chcę oceniać takich postaw. Powiem tylko, że dużo słyszymy o ludziach, którzy myślą, że są artystami, a niestety brak im pokory i za wcześnie się zabierają za tatuowanie.
Rozglądam się wokół i widzę aż 10 stanowisk do tatuowania, ale są pewnie miejsca, gdzie jest jedno albo dwa. Skala tej działalności jest więc bardzo różna. Czy ktoś policzył, ile jest takich studiów albo pracowni w Polsce, w Warszawie?
W Polsce nie wiem, ale w Warszawie ktoś mi kiedyś próbował pomóc to policzyć. Myślę, że można przyjąć, że mamy około 300 pracowni tatuażu. Oczywiście tylko niektóre są tej wielkości jak nasze studio. Jest wielu artystów, którzy pracują w domach. Mamy taką tendencję, by stawiać na małe studia. Są po prostu ludzie, którzy nie mają ochoty prowadzić dużego biznesu, wolą pracować sami w domu i tam przygotowują sobie odpowiednie miejsce do tatuowania.
W takim razie w samej Warszawie jest pewnie kilka tysięcy osób, które pracują w tej branży, a w Polsce kilkadziesiąt, jeżeli nie więcej.
Tak. Z powodu wojny w Ukrainie mamy dodatkowo w Polsce sporo artystów, którzy przyjechali ze Wschodu. Są to bardzo dobrzy artyści, którzy uciekli przed wojną, przyjechali z rodzinami, starają się przeżyć w Polsce. W Warszawie jest ich bardzo wielu.
Skoro jest aż tyle osób, które zajmują się tatuowaniem, to jest to w skali kraju wielki biznes. Czy pozwala dobrze zarobić?
Staramy się utrzymać, bo przecież każdy z nas ma rodzinę, rachunki do opłacenia. Staramy się uczciwie zarabiać na życie. Myślę, że jeśli ktoś będzie chciał dobrze zarabiać, jest pracowity, to w renomowanym studiu może dobrze zarabiać. My istniejemy już 18 lat i jesteśmy dużym studiem tatuażu znanym w Warszawie i w Polsce. Z racji tego gwarantujemy nowym artystom, jeśli są dobrzy, bo to oczywisty warunek, i pracowici, że będą mieli tu pracę. Jeżeli ktoś dołączył do studia Juniorink może też bazować na naszej renomie. Zapewne dlatego w naszym studio rotacja pracowników jest bardzo mała. Chociaż w zeszłym roku przytrafiło się nam, że parę osób, takich dłużej pracujących u nas, po prostu zrezygnowało i musieliśmy zatrudnić nowych pracowników.
Czy rynek jest już nasycony, to znaczy, czy liczba pracowni, miejsc, gdzie się tatuuje, jest mniej więcej równa od jakiegoś czasu, czy wciąż ich przybywa?
To już nasycony rynek. Można to było poczuć choćby w zeszłym roku, który był przełomowy. Tak jak już wspomniałem, gościmy w Polsce sporo artystów ze Wschodu. Nie wiemy, czy są u nas docelowo, czy wrócą do siebie, ale na razie są i obecnie na rynku jest przesyt, co oznacza, że trzeba mocno dbać o klientów, o renomę. W każdej branży jest konkurencja — większa czy mniejsza, a akurat w naszej jest w tej chwili bardzo duża.
Rozmawiał Bartłomiej Mayer
Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub w Twojej ulubionej aplikacji.
w tym tygodniu: „Upiększamy się”
goście: Iceman – piercing.pl, Agnieszka Ledniowska – La Boca Clinic, Dominik Mądrachowski – Juniorink, Philip Pasler – KCM Clinic.