Zapóźnienie polskiej gospodarki we wskaźnikach automatyzacji, robotyzacji i cyfryzacji przez lata związane było z niskimi kosztami pracy. Państwa zachodnie, w których płace są zdecydowanie wyższe, już dawno zwróciły się w stronę maszyn. U nas zdarza się, że nawet w przedsiębiorstwach dysponujących nowoczesnym sprzętem i oprogramowaniem — nie zawsze jest to właściwie skomunikowane. Tymczasem przemysł 4.0 wymaga pełnej integracji narzędzi teleinformatycznych.
Poza przyczynami finansowymi istotną barierą stojącą przed technologicznym skokiem Polski jest brak sprzyjającej zmianom kultury gospodarowania. Opór przed nowym dotyczy zarówno menedżerów wielkich państwowych spółek, jak i właścicieli małych firm rodzinnych. Mimo dysponowania zasobami kapitałowymi, paradoksalnie trudniej przychodzi przestawianie się na tory innowacyjności potentatom. Z kolei przedsiębiorstwa małe obawiają się ponoszenia ryzyka inwestycyjnego. Rewolucja 4.0 to jednak nie tylko szansa, lecz po prostu konieczność.
Wdrażanie postępu technologicznego służy rozwojowi cywilizacyjnemu, zatem przekłada na konkrety ideę patriotyzmu gospodarczego. Podobną wartość ma dzielenie się przez duże firmy wiedzą z małymi, które nie mają na badania pieniędzy. Państwo powinno natomiast wspierać centra badawczo- -rozwojowe, start-upy oraz realizowane od niedawna programy tzw. doktoratów wdrożeniowych. Generalnie jednak największe bariery tkwią w mentalności kadry kierowniczej. Rozliczana jest z bieżących wyników, dlatego skupia się na teraźniejszości. Tymczasem gospodarka 4.0 z założenia wymaga spojrzenia w przyszłość.