Grając, angażują się też społecznie. Gianni Demozzi i jego przyjaciele, włoscy biznesmeni z Warszawy, chcą skłaniać ludzi do refleksji i… wywołać uśmiech na twarzach słuchaczy.

Właśnie wrócili z koncertu charytatywnego w San Francisco. Zbierali tam pieniądze na pomoc dla Amazonii. Nie zgadzają się, by międzynarodowe korporacje pustoszyły jeden z najpiękniejszych zakątków ziemi, gdzie wciąż mieszka setka indiańskich plemion, nieznających naszej cywilizacji. Do udziału w tym przedsięwzięciu namówił ich David Tucker, dyrektor fundacji „Pachamama Alliance” (zaangażowanej w obronę lasów i ludów tubylczych). Tak też zatytułowali utwór na swojej pierwszej płycie „Positive Intentions”. Zespół No Stress Band wypuścił ją we wrześniu (w internetowej sprzedaży — m.in. w Amazon — będzie od grudnia). — Na krążek składa się 12 piosenek. Wydaliśmy go za własne pieniądze, koszt takiego przedsięwzięcia to około 10 tysięcy złotych — mówi Gianni Demozzi, lider i wokalista zespołu, biznesmen, Włoch, który od 20 lat mieszka w Polsce.
Warto się zatrzymać
Muzyka zawsze była dla niego ważna, na gitarze grał od dziecka, muzykował na domowych imprezach, pisał teksty. Jest samoukiem, ale przez dwa lata chodził na zajęcia do szkoły bluesa w Port Townsend w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkał przez pewien czas. O własnym zespole marzył od zawsze. Udało się dwa lata temu, kiedy dołączył do No Stress Band, założonej przez grupę jego przyjaciół, Włochów mieszkających i pracujących w Warszawie. Giulio Baioni i Renato Passoni są kolegami z firmy logistycznej Partnerspol, Emanuele Liaci prowadzi własną szkołę językową Włoski Klucz, John Abbagnale pracuje przy wprowadzaniu Pendolino do Polski. Są sąsiadami. Na próby zbierają się kilka razy w tygodniu wieczorami w wynajętej piwnicy w pobliżu miejsca zamieszkania. Grają utwory z gatunku positive intentions, czyli chcą swoją muzyką wywołać uśmiechy na twarzach ludzi: „Uśmiech może zmienić nasze życie” — to ich maksyma. — Kiedy do niego dołączyłem, zespół miał w repertuarze tylko covery. John Abbagnale śpiewał i grał na gitarze, Renato Passoni grał na gitarze basowej, Emanuele Liaci na perkusji, a Giulio Baioni na keyboardzie i robił aranżacje muzyczne. Ja przyszedłem z gitarą. No i oczywiście z wokalem. Zaczęliśmy grać moją muzykę i śpiewać moje teksty — opowiada Gianni Demozzi. Jego teksty mają pozytywne przesłanie, dają energię i skłaniają do refleksji. Pokazują, że warto się na chwilę zatrzymać, żeby inaczej spojrzeć na życie. Są adresowane do zabieganych ludzi, którzy mają mało czasu na relaks. Pisze je pod wpływem emocji, własnych przeżyć. Jeden z utworów napisał z okazji narodzin córki przyjaciela z zespołu — Giulii. To jedyna na płycie piosenka po włosku, pozostałe śpiewa po angielsku. Przy muzyce włoskiego bandu dobrze się bawi polska publiczność. Dziewczyny tańczą, starsi wsłuchują się w słowa. Ostatnio występowali kilka razy — jako oprawa artystyczna rozpoczęcia roku szkolnego we włoskiej szkole językowej w Warszawie, zagrali w Zegrzu na imprezie firmowej producenta kosmetyków, koncertowali też podczas otwarcia galerii sztuki w Inowrocławiu. Dla Polaków ragazzi italiani są atrakcją. Ale mają też fanów w Indiach, gdzie wystąpili już dwa razy.
Fascynująca ajurweda
Indie są dla Gianniego Demozzi szczególnym miejscem na Ziemi. Jeździ tam kilka razy do roku, żeby naładować akumulatory. Cztery lata temu kupili razem z żoną Izabellą kawałek ziemi w jednym z najpiękniejszych zakątków tego kraju — w Chowarze w rejonie Kerali. Pobudowali tam ośrodek Ananda Lakshimi Ayurveda Retreat. Wsparli się kredytem zaciągniętym we włoskim banku. Inwestycja pochłonęła około miliona euro. To jedyny polsko-włoski ośrodek ajurvedy w Indiach. Może w nim równocześnie przebywać do 30 osób. Klientami są najczęściej Polacy, Niemcy i Włosi, ale przyjeżdżają też Ukraińcy, Szwajcarzy i Amerykanie. Za tygodniowy pobyt z zabiegami trzeba zapłacić 900-1300 euro. Ajurweda to wiedza o życiu i najstarszy na świecie system medyczny i filozoficzny. Wywodzi się sprzed pięciu tysięcy lat z Indii. Medycyna ajurwedyjska opiera się na metodach naturalnych, wykorzystuje ziołolecznictwo, masaże i elementy jogi. Powrót do zdrowia mają zapewniać zabiegi oczyszczające z toksyn. Chodzi nie tylko o kondycję fizyczną, ale przede wszystkim o odzyskanie równowagi psychicznej. Coraz częściej z tego typu terapii korzystają ludzie z Europy i Stanów Zjednoczonych. Szukają alternatywnego leczenia i sposobu na odnalezienie równowagi w życiu. — Tak też było z nami. Indie to odskocznia dla mnie i dla mojej żony, która przez wiele lat pracowała jako menedżer w międzynarodowej korporacji i poczuła wypalenie zawodowe. Ajurweda zafascynowała ją do tego stopnia, że ukończyła kursy masaży ajurwedyjskich i założyła Polskie Stowarzyszenie Ajurwedy. Ośrodek w Indiach był jej pomysłem — mówi Gianni Demozzi.
To dzięki pasji żony poznał Dawida Tuckera. Pojechał do siedziby Pachamama Alliance w San Francisco, by porozmawiać o projekcie „duchowych podróży mocy” do Ameryki Południowej, które Izabella Demozzi chce organizować dla Polaków. A przy okazji zaprezentował utwór Pachamama…
Piosenki i brylanty
W Indiach powstają teksty jego piosenek. Tam dzień zaczyna się wcześnie: o 6.30 joga, potem zabiegi i mnóstwo czasu na medytacje. Ale o tym, żeby na stałe odizolować się od świata, Gianni Demozzi na razie nie myśli. Lubi kontakty z ludźmi, swoją pracę. Od lat mieszka w Polsce i tu prowadzi działalność biznesową. — Przyjechałem do Wrocławia jako pracownik firmy Ferrero. Zakochałem się w pięknej blondynce, która dziś jest moją żoną. I postanowiłem tu zostać — wspomina. Odpowiadał za wybudowanie oddziału Ferrero w Belsku Dużym koło Grójca. Został uruchomiony w 1997 r. Był dyrektorem operacyjnym, zajmował się logistyką, produkcją i transportem. Po 16 latach zdecydował się na zmianę. Tak z marszu, nie mając propozycji innej pracy. — Pojawiła się oferta kupna ziemi najpierw w Egipcie, a potem w Indiach. Zdecydowaliśmy z żoną, że będą to Indie — mówi. Na jego głowie jest biznesowa strona przedsięwzięcia. — Na razie zyski z ośrodka nie są duże. Sezon trwa tu od września do marca. Potem przychodzą monsuny i deszcze. Trzeba było pomyśleć o prowadzeniu równolegle innej działalności — wyjaśnia Gianni Demozzi. W tym roku otworzył w Warszawie spółkę Ferrari Polska, filię włoskiej firmy. Jest w niej dyrektorem generalnym. Spółka zajmuje się transportem i logistyką towarów jubilerskich dużej wartości. W przesyłkach są brylanty diamenty, rubiny za miliony dolarów. Klienci to m.in. Cartier, Bulgari, Rolex, Damiani, Dolce Gabana. Oddziały spółki są w 85 krajach, główna siedziba w Piemoncie we Włoszech. W październiku Gianni Demozzi otworzył kolejną filię w Toronto w Kanadzie. Na razie z powodzeniem łączy dwa różne życia: to w Indiach i to w Europie. W przyszłym roku chce wydać płytę z utworami inspirowanymi kulturą plemion Ameryki Południowej, opowiadającymi o zderzeniu współczesnego świata z ich tradycją i wiedzą. Planuje koncerty w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. A co będzie robił w przyszłości? — O tym zadecyduje wszechświat — konkluduje. &
Gianni Demozzi
Urodził się we włoskiej rodzinie w Kanadzie. Do 10. roku życia mieszkał w Montrealu. Potem rodzice wrócili z nim do rodzinnego Trentino we Włoszech. Po studiach zaczął pracę w czekoladowym imperium Ferrero. Do 2007 r. był dyrektorem operacyjnym w polskim oddziale firmy. Jest współwłaścicielem ośrodka Ananda Lakshimi Ayurveda Retreat w Chowarze w rejonie Kerali w Indiach, a od 2015 r. właścicielem spółki logistycznej Ferrari Polska.
Gianni Demozzi
Urodził się we włoskiej rodzinie w Kanadzie. Do 10. roku życia mieszkał w Montrealu. Potem rodzice wrócili z nim do rodzinnego Trentino we Włoszech. Po studiach zaczął pracę w czekoladowym imperium Ferrero. Do 2007 r. był dyrektorem operacyjnym w polskim oddziale firmy. Jest współwłaścicielem ośrodka Ananda Lakshimi Ayurveda Retreat w Chowarze w rejonie Kerali w Indiach, a od 2015 r. właścicielem spółki logistycznej Ferrari Polska.