PR-owa burza w kuflu piwa

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2015-01-20 00:00

Szefowie agencji public relations dostają wysypki, słysząc zwrot „czarny PR”.

Ale od kilku tygodni branża żyje kolejną ostrą wysypką, która dotknęła agencje zrzeszone w Związku Firm Public Relations (ZFPR). Reakcja alergiczna dotyczy przetargu na obsługę kilku popularnych marek piwa z portfolio Kompanii Piwowarskiej (KP). Obracający rocznym budżetem PR na poziomie ponad 1 mln zł koncern zaprosił do przetargu 12 agencji, obiecując, że spośród nich wybierze trzy do obsługi sześciu marek. Po obejrzeniu briefu część agencji stwierdziła, że KP nawarzyła piwa. W efekcie ZFPR — pierwszy raz w swojej historii — poszedł na całość: wystosował sążnisty protest. A ponieważ na czym, jak na czym, ale na public relations się zna, więc związkowe pismo wyszło daleko poza branżę. Część agencji wycofało się z przetargu.

Bloomberg

— Tak też miało być. Ten protest miał trafić szeroko, pokazać, że nie jesteśmy bierni. Są dobre i złe praktyki w branży. Te złe, także po stronie usługodawców, trzeba piętnować — mówi Sebastian Hejnowski, niegdyś wiceprezes ZFPR, dziś prezes MSL Group, topowej agencji PR. Po tygodniach medialnego milczenia Kompania Piwowarska odbiła piłeczkę.

— Protest ogłoszono bez zapoznania się z dokumentacją przetargową i bez jakiejkolwiek rozmowy z nami. Jednocześnie niektórzy PRowcy przypuścili szturm w mediach, posługując się insynuacjami i niewyważonymi komentarzami, zarzucając nam kradzież pomysłów, działania z pozycji siły, nieetyczne postępowanie — twierdzi Paweł Kwiatkowski, rzecznik KP. Mamy zatem zbrodnię w białych rękawiczkach czy czarny PR?

Sześć zadań

Norbert Ofmański, obecny prezes ZFPR, nie zdecydował się wprost odpowiedzieć na przesłane mejlem pytania „PB”. W też mejlowej odpowiedzi przywołał rzetelność dziennikarską (telefonicznie wspomniał o „tendencyjności pytań”) i podał link do protestu ZFPR. Związkowcy piszą tam m.in. „[…] stanowczo przeciwstawiamy się praktykom nieuzasadnionego wykorzystywania własności intelektualnej oraz pracy merytorycznej agencji, wykraczającejpoza zadania konieczne do wyboru najlepszej oferty, bez możliwości gratyfikacji”. Dodają jeszcze zarzuty o utajnieniu faktu ogłoszenia przetargu, unikaniu przez KP jakiejkolwiek odpowiedzialności wynikającej z przyjęcia treści oferty, zawierającej unikatowy know-how agencji (cytując np. passus o możliwości „zamknięcia konkursu ofert bez podania przyczyny”). A na dokładkę: „Kompania

Piwowarska zażądała przedstawienia aż sześciu zadań związanych z pełnymi planami komunikacyjnymi swych głównych marek na najbliższe miesiące”. Kolejny podnoszony zarzut to preferowany termin płatności: aż 90 dni.

— Zależało mi na tym przetargu, ale rozumiem, że Kompania Piwowarska nie będzie już chciała pracować z MSL. Trudno, warto poświęcić potencjalny zysk dla długofalowej edukacji rynku. Ile to już razy widziałem przetargowe pomysły naszej firmy, wykorzystane potem — w lekko zmienionej formie — przez inne agencje — twierdzi Sebastian Hejnowski.

Łapaj plagę

Pytani o przykład kradzieży intelektualnej PR-owcy w przypadku KP nie mają żadnego przykładu. Czy nie krzyczą „łapaj złodzieja” przedwcześnie? A może, jak sugeruje jeden z właścicieli mniejszej agencji, duże sieciowe agencje próbują ustawić sobie rynek korporacyjnych przetargów, gdzie chcą spotykać się w gronie 3-4?

— Dla małych agencji tego typu przetargi są unikatową okazją do pokazania się dużemu klientowi twarzą w twarz i wygrania czegoś. Ten protest w takiej formie, w takiej dynamice był niepotrzebny. Tak się nie postępuje z dużymi partnerami, zrażając ich do siebie. Sporne kwestie w przetargachStowarzyszenie Komunikacji Marketingowej (SKM SAR) woli rozwiązywać w formie bezpośredniego dialogu. Co nie zmienia faktu, że KP chciała za dużo wkładu intelektualnego na poziomie przetargu, a wydłużone terminy płatności są plagą, z którą walczymy — mówi jeden z szefów agencji PR.

Buldogi spod dywanu

Rzecznik KP nie uważa jednak, by wymaganie wiedzy, zainwestowania czasu w pracę było czymś nagannym ze strony jego firmy. Zresztą w branży na linii koncerny — agencje PR 90-dniowe terminy płatności to codzienność, podobnie jak przetargi, w które trzeba włożyć tygodnie pracy i w efekcie zainwestować kilkanaście tysięcy złotych. Tu Goliat jest świadomy swojej siły, zatem płaci dużo, wymaga jeszcze więcej i stawia wyraźnie granicę między nim a agencją PR. Dotychczas okołoprzetargowych zapasów na rynku nie brakowało, ale wszystko działo się w zaciszu gabinetów.

— Nigdy nie zdarzyło się, abyśmy ukradli komuś pomysł. Tak samo nie zdarzyło się, abyśmy odwołali lub unieważnili przetarg. Być może zdarza się to na rynku, ale uważam, że jeśli należy kogoś piętnować, to właśnie te firmy, które unieważniają przetargi, a nie nas. Nie czujemy się na siłach, aby wybrać agencję na podstawie ogólnikowych deklaracji. Tak jest w każdej branży: przygotowanie oferty przetargowej to ciężka praca i ryzyko oferenta. Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli podjąć decyzję na podstawie czegoś innego niż konkretnych pomysłów dla naszych marek — twierdzi Paweł Kwiatkowski i prostuje, że sześć zadań przedstawią tylko finaliści.

Przypomina też, że żadna z agencji nie zgłaszała jakichkolwiek zastrzeżeń, nie było też wniosku o zwolnienie z tajemnicy przetargowej. Tymczasem objęte nią dane z przetargu trafiły do… protestu ZFPR.

— Jeśli cała akcja zmieni trendy przetargowe na bardziej korzystne dla PR-owców, to świetnie. Na razie mamy zimną wojnę z klientem i z jednej strony wspólny front, a z drugiej podział w środowisku — zaznacza jeden z właścicieli agencji public relations. Skąd podział? KP kontynuuje przetarg już bez agencji z ZFPR, które wycofały się z niego na znak protestu. Według informacji „PB”, wciąż jednak biorą w nim udział m.in. dwie, całkiem znane, agencje. Należące do ZFPR. Ps. Po pytaniach „PB” jedna ze związkowych agencji wycofała się z przetargu KP.