Źle skonstruowane prawo oraz opieszałość procedur — to przeszkody w rozwoju firm zajmujących się drogownictwem.
W Polsce wciąż nie obowiązują przepisy o waloryzacji ofert przetargowych. Tymczasem w Europie stosuje się tę praktykę od lat. Polscy wykonawcy muszą wykonać swoją pracę za kwotę, jaką zadeklarowali w ofercie, nawet jeśli ceny materiałów skoczyły w tym czasie o kilkadziesiąt procent.
— W rezultacie firmy, które często dosłownie dokładają do budowy dróg, są zagrożone wypadnięciem z rynku. Nie dość że przetargi są przedłużane, to często z absurdalnych powodów inwestor może odrzucić dobrą, a przyjąć gorszą i dużo droższą ofertę innego wykonawcy. Tak nie może być — zwraca uwagę Adam Kulikowski, prezes Unidrogu, który jest także wiceprezesem Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Problemem jest także opieszałość procedur dotyczących drogownictwa. W Polsce średnia długość rozpoczęcia inwestycji, jeszcze przed etapem wykonawstwa — trwa 8-9 lat. Inwestor musi przejść 9-10 etapów i procedur inwestycji, nim trafi ona w ręce wykonawcy. Konieczne są m.in.: studium ekonomiczno-techniczno-środowiskowe, decyzja uwarunkowań środowiskowych, decyzja lokalizacyjna, wydanie pozwolenia na budowę. W najlepszym przypadku proces trwa w Polsce 7 lat. Na zachodzie Europy — 3 lata.