Od stycznia 2017 r. najniższa pensja wynosi 2 tys. zł brutto, a stawka godzinowa 13 zł. Dla samorządów, które zatrudniają własnych pracowników do ochrony czy sprzątania, nie była to duża zmiana. Ale wiele musiało renegocjować umowy z firmami zewnętrznymi.

— Wzrost kosztów zatrudnienia pracowników ochrony i sprzątania wymógł na samorządach zmiany w umowach z firmami świadczącymi te usługi. Dotyczyło to zwłaszcza większych miast, gdzie roczne koszty takich usług sięgają niekiedy kilkuset tysięcy złotych — mówi Marek Wójcik, pełnomocnik ds. legislacji zarządu Związku Miast Polskich.
Kontrakty ograniczone
Beniamin Krasicki, prezes City Security i członek zarządu Polskiej Izby Ochrony (PIO), podkreśla, że ponieważ gminy nie zwiększyły budżetów na pewne rodzaje usług, więc na większych obiektach redukuje się liczbę posterunków i rezygnuje się z niektórych pracowników.
— Tam, gdzie trudno o redukcję pracowników lub posterunków, np. na obiektach wpisanych na listę wojewody, zleceniodawcy muszą płacić o około 20 proc. więcej. Nowa sytuacja zmotywowała niektóre gminy do modernizacji systemów ochrony i inwestycji w technologie, np. systemy alarmowe lub monitoring — mówi Beniamin Krasicki.
Na sektor publiczny przypada około 35 proc. zleceń realizowanych przez firmy ochroniarskie, z czego około 40 proc. to dotyczy samorządów. PIO szacuje, że redukcje liczby pracowników w kontraktach publicznych wynoszą około 20 proc., czyli nawet do 10 tys. osób w całym kraju. Spora część to umowy z samorządami lub podległymi im jednostkami. Twardych danych jednak nie ma, rynek jest bardzo rozdrobniony, a do PIO wciąż spływają informacje na temat kontraktów z sektorem publicznym. W przypadku sprzątania kontrakty publiczne dają branży około 40 proc. przychodów — wynika z szacunków Polskiej Izby Gospodarczej Czystości (PIGC). W 2016 r. cały rynek był wart 5,4 mld zł i urósł o 20 proc., na wpłynęły głównie zmiany w prawie, np. ozusowanie zleceń.
— Wprowadzone w 2016 i w 2017 r. zmiany w prawie zwiększyły koszty pracy o ponad 50 proc. To było błyskawiczne tempo po latach przymykania oczu na patologie wynikające ze stosowania kryterium cenowego w przetargach. Co ciekawe, w sektorze prywatnym klienci szybciej przystosowali się do nowych stawek. W sektorze państwowym nadal są problemy. Około 15 proc. kontraktów nie zostało zwaloryzowanych — ocenia Marek Kowalski, prezes PIGC.
Jakość po zmianach
— Nie ma zbyt dużych możliwości, by ograniczać zamówienia na sprzątanie, bo utrzymanie czystości w placówkach publicznych, szpitalach, szkołach jest po prostu niezbędne. Dlatego oczekujemy, że zamawiający będą kalkulowali budżety na podstawie realnych kosztów wynagrodzeń. Można znacznie podnieść wydajność dzięki lepszemu i nowocześniejszemu sprzętowi,ale także lepszą organizację pracy, co pozwala oszczędzać czas — uważa Marek Kowalski.
Renegocjacje umów i nowe kontrakty nie powinny wpłynąć na efektywność usług ochrony i sprzątania realizowany ch dla samorządów. Przy okazji warto jednak zmienić coś w organizacji takich prac.
— W krajach skandynawskich ochronę sprowadzono do efektywnego minimum. W niektórych obiektach publicznych jest np. strażak i pracownik ochrony, czasem nawet w jednej osobie. Reszta to m.in. ścisłe procedury, technologie, współpraca z policją i innymi służbami, a także wykorzystanie przeszkolonych pracowników, np. urzędników. Chodzi o szkolenia z prewencji przeciwpożarowej, pierwszej pomocy i ogólnego bezpieczeństwa. W Polsce przy rosnących kosztach na posterunkach może być coraz mniej pracowników ochrony fizycznej. Użytkownicy obiektów coraz lepiej znają procedury, a to się przekłada na większą efektywność całego systemu bezpieczeństwa — twierdzi Beniamin Krasicki.
Czas na urzędników
Od początku 2017 r. samorządy miały także podnieść pensje urzędników, ale wynegocjowały z rządem przesunięcie tego na lipiec. Jednak i do tego terminu są zastrzeżenia. Zdaniem Marka Wójcika podnoszenie pensji w połowie roku budżetowego nie jest dobrym pomysłem.
— Najlepiej byłoby, gdyby do jesieni samorządy miały wszystkie wytyczne związane z podniesieniem płac urzędników, aby mogły zaplanować dodatkowe pieniądze na ten cel w budżetach na 2018 rok i dopiero wtedy podnieść pensje — uważa Marek Wójcik.