Ktoś, kto uważa, że polskie dworce są zaniedbane, brudne i niebezpieczne, jest w wielkim błędzie. Przynajmniej według znanej z TV pani profesor, która dużo podróżuje po świecie i ma perspektywę porównawczą. Staniszkis nasze dworce widzi inaczej niż statystyczny Kowalski. "Na nich trzeba pobyć, żeby przestać się ich bać" - twierdzi. A w ogóle - dodaje - na PKP najbardziej psioczą ci, którzy nie podróżują wcale albo jeżdżą samochodami. Od pewnego czasu podróż ma dla niej "smak camemberta serwowanego w Warsie".

Nawet Dworzec Centralny jest dla prof. Staniszkis miejscem przyjemnym - tam ma swoją ulubioną księgarenkę i sklepiki, w których robi zakupy. A czekając na pociąg np. do swojej Podkowy Leśnej, chodzi na manicure.
Jak na wybitną socjolog i politolog przystało, Jadwiga Staniszkis nie ogranicza się tylko do opisu standardów podróżowania czy stanu nasze dworców. Profesor patrzy na kolej "poza wymiarem indywidualnym", "w szerszej perspektywie". "Kolej to soczewka, w której koncentrują się kluczowe problemy polskiej gospodarki" - mówi. Pociąg w oczach uczonej to coś więcej niż środek lokomocji - jest to "nadzwyczajny środek sprzyjający komunikacji międzyludzkiej".
"Mówi się, że podróże kształcą, a ja raczej uważam, że zmieniają" - dodaje filozoficznie Jadwiga Staniszkis. Podróże PKP, jak widać, zmieniły także racjonalną i raczej obiektywną dotąd panią profesor. Tylko nie wiadomo, czy zmiana ta wyszła jej wizerunkowi na dobre.