Profesjonaliści i Specjaliści

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2017-01-15 22:00

Na koncie zarzuty, prawomocne wyroki, kłamstwa lustracyjne i kompromitacje, a w CV brak wykształcenia i kwalifikacji? Nie szkodzi

To nie kompetencje są najważniejsze. Głównym kryterium jest lojalność — tak według mediów o swojej polityce kadrowej mówił były już minister skarbu Dawid Jackiewicz podczas posiedzenia komitetu wykonawczego PiS na początku 2016 r. Kilka miesięcy później Jarosław Kaczyński, pytany przez tygodnik „Do Rzeczy” o partyjne nominacje w spółkach, stwierdził: „Kogo my tam mamy brać? Mamy brać ludzi, którzy nie mają z nami nic wspólnego? (…) Musimy czerpać z własnego zasobu personalnego”. I PiS czerpie, a ponieważ zasób jest, jaki jest, to skutki często są godne politowania. Przykra prawda o tak głośno zapowiadanej „odnowie moralnej” PiS jest taka, że posady dla dużej części osób z publikowanej dziś w „PB” listy to polityczne synekury. Regułą jest, że kariery na państwowym garnuszku robią ludzie bez odpowiedniego doświadczenia i kwalifikacji, czasem nawet skompromitowani wcześniejszymi działaniami, z wyrokami sądowymi czy zarzutami prokuratorskimi na karku. Ale są „nasi”. Jednym z najbardziej wzbudzających kontrowersje nominatów jest Daniel Obajtek, były wójt Pcimia z PiS, który po wyborach został prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Znany stał się kilka lat temu, kiedy Jarosław Kaczyński nazwał go wójtem Danielem „wszystko mogę” Obajtkiem. Zapewne dlatego Krzysztofowi Jurgielowi, szefowi resortu rolnictwa, nie przeszkadzało to, że w momencie nominacji Obajtek był oskarżony o przyjęcie 50 tys. zł łapówki i oszustwo na ponad 1,4 mln zł. Szef ARiMR wciąż jest podejrzanym w sprawie, choć ona sama, dzięki decyzjom śledczych podległych Zbigniewowi Ziobrze, została wycofana z sądu do prokuratury. Politycy PiS przesądzili ponadto o niezasadności zarzutów, a Daniel Obajtek poza posadą w ARiMR i bez publicznego rozgłosu trafił też do rad nadzorczych spółek Lotos Biopaliwa i Dalmor (grupa PHN).

PIOTR CHATKOWSKI

Wyroki? Przecież zatarte

W KRUS, innej rolniczej instytucji, sprawdza się Katarzyna Śmiełowska, do niedawna szefowa PiS w Inowrocławiu. Na początku listopada dziennik „Fakt” ujawnił, że w latach 2009-10 usłyszała pięć wyroków w zawieszeniu, m.in. za fałszowanie dokumentów, działalność na szkodę interesu publicznego i pomoc w wyłudzeniu kredytu wartości ponad 17 tys. zł. Po publikacji „Faktu” działaczka PiS podkreślała, że wyroki uległy zatarciu, złożyła jednak rezygnację, tyle że… z funkcji partyjnej. Kierownikiem placówki KRUS w Inowrocławiu jest nadal. Podobnie bogatą przeszłość ma Piotr Piłat, działacz PiS z Kluczborka i kandydat tej partii w wyborach samorządowych. Dzięki „dobrej zmianie” zasiadł w radzie nadzorczej Polskiego Radia Opole. Choć w przeszłości słyszał prawomocne wyroki więzienia w zawieszeniu: za podrabianie dokumentów (zaświadczenia o ukończeniu przez inną osobę studiów) oraz przywłaszczenie wartych 14 tys. zł bonów towarowych, wyemitowanych przez lokalne Forum Biznesu, którego był pracownikiem. W związku z tą ostatnią sprawą stracił mandat radnego Kluczborka, a nawet… trafił na trzy miesiące do aresztu. Stało się tak, bowiem w trakcie procesu jeden ze świadków stwierdził, że nakłaniał go do składania fałszywych zeznań, sprowadzających się do wzięcia winy na siebie.

— Moje wyroki są zatarte, mam zdany państwowy egzamin na członka rad nadzorczych i doświadczenie z rad nadzorczych innych firm. Nie widzę tu żadnego problemu — komentuje Piotr Piłat. Z danych Krajowego Rejestru Sądowego wynika jednak, że od kilkunastu lat nie zasiadał w żadnej radzie nadzorczej. Wiadomo natomiast, że prowadził kampanie wyborcze Sławomira Kłosowskiego, wieloletniego szefa PiS w regionie opolskim. W rozmowie z „PB” Piotr Piłat przyznał, że to właśnie poseł zaproponował mu posadę w radzie nadzorczej radia. Prawomocny wyrok na koncie ma też Mirosław Szczepańczyk, szwagier wicewojewody śląskiego z PiS Mariusza Trepki, który został kierownikiem biura powiatowego ARiMR w Będzinie. Nie przeszkodziłomu to, że w przeszłości był skazany za przestępstwo urzędnicze, polegające na poświadczeniu nieprawdy (jak informowała „Gazeta Myszkowska” — przedstawił sfałszowane pozwolenie na budowę kompleksu sportowego do rozliczenia dotacji na jego budowę).

Masło, koty i alkohol

Wojciech Dąbrowski, były wojewoda mazowiecki z ramienia PiS, a dziś prezes PGNiG Termika i członek rad nadzorczych firm PIT-Radwar i PEC (spółka córka PGNiG Termika), ma na koncie innego charakteru epizod. W 2007 r. policja zatrzymała go za jazdę na rowerze pod wpływem alkoholu. Po tym jak przyznał się do winy, postępowanie zostało warunkowo umorzone, ale na 2 lata stracił prawo jazdy i musiał wpłacić 4 tys. zł na Centrum Zdrowia Dziecka. Małgorzata Walniczek, kandydatka na wójta gminy Cieszków i była asystentka posła PiS Piotra Babiarza, została naczelnikiem oddziału Poczty Polskiej w Miliczu. Nie przeszkodził w tym fakt, że w styczniu 2016 r. została przyłapana na próbie kradzieży masła i wędlin w sklepie w Cieszkowie. Jej adwokat tłumaczyła w mediach, że było to nieporozumienie — „nie miała już miejsca w koszyku, więc kilka rzeczy schowała do prywatnej torby”. Sprawę rozstrzygnie sąd, do którego wniosek o ukaranie działaczki PiS skierowała policja.

Ciekawym przypadkiem jest Jarosław Ejsmont, były radny miejski PiS w Radzyniu Podlaskim, który został kierownikiem placówki KRUS w tym mieście. Jeszcze jako radny, w debacie o programie opieki nad zwierzętami bezdomnymi w Radzyniu zasłynął stwierdzeniem, że „do kotów to trzeba strzelać, a nie je karmić”, a już jako kierownik KRUS zaordynował pracownikom… poranne modlitwy w swoim gabinecie. Zrezygnował po tym, jak sprawą zainteresowały się lokalne media. Konrad Tchórzewski, syn ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, kilka tygodni temu został dyrektorem biura analizy zgodności inwestycyjnej w PZU. Doniósł o tym „Newsweek”, przypominając, że kilka miesięcy wcześniej jeden z tabloidów informował, że syn ministra pod wpływem alkoholu… zaatakował siekierą dom sąsiadów.

Dekomunizacja ą la PiS

PiS od lat w kampaniach wyborczych przedstawia się jako partia dążąca nie tylko do odnowy moralnej, ale także dekomunizacji Polski. O wprowadzaniu ich w życie trudno jednak mówić. Dowody? Choćby historia Dariusza Kłosa, skarbnika PiS w Szczecinie, który w styczniu 2016 r. został dyrektorem zachodniopomorskiego oddziału ARiMR. Na początku lutego „Gazeta Wyborcza” przypomniała, że w 2012 r. sąd prawomocnie uznał go za kłamcę lustracyjnego i agenta SB o pseudonimie „Rudy”, który pod koniec lat 80. przez 10 miesięcy miał współpracować z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Dariusz Kłos złożył dymisję, tłumacząc, że choć czuje się skrzywdzony przez sąd, to jednak nie chce, by jego sprawa obciążała kolegów i partię. Deklarował też, że musi wreszcie się oczyścić, bo nigdzie nie znajdzie pracy. Kilka tygodni temu ujawniliśmy w „PB”, że jego obawy o bezrobocie były bezpodstawne. Został pierwszym zastępcą dyrektora zachodniopomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego (ODR), podlegającego, tak jak ARiMR, resortowi rolnictwa.

— To zupełnie inna sytuacja. W ARiMR byłem dyrektorem, a w ODR jedynie pełnię obowiązki zastępcy dyrektora. Jeżeli mogę służyć krajowi i rolnictwu, to robię to — komentował na łamach „PB” Dariusz Kłos. Podobna historia dotyczy Bogusława Kowalskiego, który w grudniu 2015 r. z nadania PiS został prezesem PKP. Po dwóch dniach podał się do dymisji, bo w mediach pojawiły się doniesienia, że jako agent „Mieczysław” rzekomo współpracował ze służbami PRL. W lipcu 2016 r. „PB” ujawnił, że jego związki z PKP jednak się nie skończyły. Już miesiąc po dymisji kierowany przez niego Instytut Międzynarodowej Współpracy Gospodarczej podpisał z kolejowym gigantem umowę na świadczenie usług doradczych za około 25 tys. zł netto miesięcznie. Zaledwie dzień natomiast prezesem Radia Zachód w Zielonej Górze był Wilhelm Korotczuk, kandydat PiS w wyborach do sejmiku lubuskiego i znajomy ze szkoły posła PiS Marka Asta. Zrezygnował, kiedy wyciągnięto mu, że w PRL należał do PZPR.

PiS od lat w kampaniach wyborczych przedstawia się jako partia dążąca nie tylko do odnowy moralnej, ale także dekomunizacji Polski. O wprowadzaniu ich w życie trudno jednak mówić.

Wańki-wstańki

Równie krótko z intratnej posady prezesa Polskiego Holdingu Obronnego cieszył się Mariusz Kamiński, były poseł PiS, jeden z bohaterów tzw. afery madryckiej, która dotyczyła rozliczenia delegacji poselskich. Według mediów — zrezygnował po osobistej interwencji Jarosława Kaczyńskiego. Więcej łaskawości prezes PiS wykazał w stosunku do innego bohatera tej afery — Adama Rogackiego. Były poseł PiS jest nie tylko członkiem zarządu spółki Orlen Paliwa, ale zasiada też w radzie nadzorczej spółki PL.2012+, zarządzającej Stadionem Narodowym. Gorzko-słodki smak „dobra zmiana” ma dla Grzegorza Muszyńskiego, radnego PiS sejmiku lubelskiego i kandydata tej partii na prezydenta Lublina. Zaczynał na początku 2016 r. od posady pełnomocnika zarządu i dyrektora ds. inwestycji w PKP PLK. Tam najwyraźniej się sprawdził, bo już w kwietniu został członkiem zarządu kolejowej spółki, sprawującym pieczę nad wydawaniem 67 mld zł, które Polska zamierza przeznaczyć na modernizację linii kolejowych do 2023 r. Z audytu ujawnionego przez media wynika, że w przeszłości spółki z grupy PKP sporo straciły na współpracy z jego firmami, które ostatecznietrafiły na czarną listę niesolidnych konkurentów polskich kolei. Skutek? W lipcu, po niespełna trzech miesiącach, Grzegorz Muszyński został odwołany z zarządu PKP PLK. Zaliczył jednak miękkie lądowanie — jeszcze w tym samym miesiącu został doradcą zarządu ds. realizacji inwestycji w BGK Nieruchomości, spółce mającej realizować program Mieszkanie+, a od kilku tygodni jest już… członkiem zarządu BGK Nieruchomości. Być może taki come back czeka także Elżbietę Piwoński, protegowaną posła PiS Marka Suskiego, a jednocześnie żonę Dariusza Piwońskiego, radnego powiatowego rządzącej partii w Kozienicach. W sierpniu Elżbieta Piwoński straciła dwa fotele: wiceprezeski Enei Wytwarzanie i członkini rady nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Białymstoku. Pierwszy powód to podejrzenie o zatajenie, że w latach 70. pracowała w Milicji Obywatelskiej, a drugi to korzystanie przez Eneę Wytwarzanie z usług kancelarii prawnej, której jeden z prawników reprezentował ją i jej męża w prywatnych sprawach. Czasem bywa też tak, że nominaci PiS tracą funkcje, bo już samo ich objęcie rodzi wątpliwości o zgodność z prawem. Tak było w przypadku Jana Puchały, starosty limanowskiego z ramienia PiS, który został członkiem rady nadzorczej Tauronu Ekoserwis. Problem w tym, że Tauron nie jest spółką z większościowym udziałem skarbu państwa, a tylko w takich, zgodnie z ustawą antykorupcyjną, mogą zasiadać starostowie. Kiedy Jana Puchałę zapytał o to lokalny portal limanowa.in, starosta złożył dymisję z członkostwa w radzie. Naruszenie ustawy antykorupcyjnej jest przesłanką do odwołania starosty. Wojewoda małopolski z nadania PiS po kilku miesiącach stwierdził jednak, że zasiadanie przez Puchałę w radzie „było w znaczeniu prawnym zdarzeniembez następstw i konsekwencji”. I sprawa się rozmyła.

Aptekarze i koniarze

Obejmujący różne posady działacze PiS, oprócz problemów z prawem czy reputacją, często nie grzeszą też zbytnio wykształceniem czy kwalifikacjami. Symbolem stał się 26-letni Bartłomiej Misiewicz, rzecznik i szef gabinetu politycznego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych, nie ma nawet tytułu licencjata, a jego główne doświadczenie zawodowe (poza pracą w biurze Antoniego Macierewicza) to praca w aptece Aronia w Łomiankach. Mimo to został członkiem rad nadzorczych spółek Energa Ciepło Ostrołęka i Polska Grupa Zbrojeniowa. Do zarządu tej ostatniej (a także do rady nadzorczej zależnego od niej PCO) trafił też Radosław Obolewski, mąż właścicielki Aronii i prezes klubu „Gazety Polskiej” w Łomiankach. I Misiewicz, i Obolewski zdążyli już stracić posady w spółkach. Czy dzięki „dobrej zmianie” znajdą nowe? Udało się to Markowi Skomorowskiemu, działaczowi związanej z PiS Solidarnej Polski. Zasłynął w lutym 2016 r., kiedy został prezesem renomowanej Stadniny Koni Janów Podlaski, zastępując jej wieloletniego szefa Marka Trelę. Tuż po objęciu funkcji przyznał, że z „hodowlą koni arabskich styczności zawodowej nie miał”. Dwa miesiące później zrezygnował w atmosferze skandalu, tuż po tym, jak padły dwa konie Shirley Watts, żony perkusisty The Rolling Stones. Niedługo później jednak odnalazł się gdzie indziej — został prezesem Zamojskich Zakładów Zbożowych, spółki córki podlegającego Agencji Rynku Rolnego Elewarru. Ze stadniną koni w Janowie wiąże się też historia Karola Tylendy, byłego radnego PiS sejmiku podlaskiego, który od styczniado kwietnia był wiceprezesem ARiMR, a od kwietnia do sierpnia wiceprezesem Agencji Nieruchomości Rolnych. Z tej ostatniej odszedł po fiasku, jakim skończyła się słynna aukcja koni w Janowie Podlaskim. Wciąż jednak zasiada w radzie nadzorczej Podlaskiego Centrum Rolno- -Towarowego.

 Salowa, kebab i śluby

Podobne przykłady można mnożyć. Dagmara Gęborys prowadzenie sklepu z odzieżą zamieniła na wiceprezesurę Specjalnej Strefy Ekonomicznej Małej Przedsiębiorczości w Kamiennej Górze. Zapewne nie miało to nic wspólnego z tym, że była kandydatką PiS do Sejmu, a jej mąż to Jarosław Gęborys, starosta i radny powiatu kamiennogórskiego. Były radny PiS w Inowrocławiu Maciej Szota jeszcze niedawno prowadził bar z kebabem, a dziś jest zastępcą dyrektora departamentu badań i rozwoju w PGNiG. Łukasz Dudkowski, radny powiatowy PiS w Oławie, zamienił funkcję dyrektora centrum kultury w siedmiotysięcznych Siechnicach na fotel prezesa Jelcza, spółki podległej Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Członkinią rady nadzorczej Jelcza natomiast jest Renata Stefaniuk. Tak się składa — żona Dariusza Stefaniuka, prezydenta Białej Podlaskiej i szefa zarządu okręgowego PiS w tym mieście. On sam zapewnił „PB”, że nie kieruje poczynaniami zawodowymi swojej żony. „Dobrą zmianę” odczuła też Dorota Pietrzak, siostra minister w kancelarii premiera Elżbiety Witek. Już nie jest salową w domu dziecka, lecz inspektorem w jaworskim biurze powiatowym ARiMR. Jeszcze wyżej udało się awansować Violetcie Mackiewicz-Sasiak, szefowej koła PiS w Redzie. Jako pielęgniarka w Domu Pomocy Społecznej w Wejherowie znalazła posadę członkini rady nadzorczej firmy Energa Operator. Agnieszka Stój, kandydatka PiS do Sejmu, która kilkanaście lat pracowała w urzędzie stanu cywilnego, udzielając m.in. ślubów, została członkiem zarządu Terminalu Promowego Świnoujście.

Belfrowie „dobrej zmiany”

W PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna posady dyrektorskie trafiły do… nauczycieli. „Pan od polskiego” Marek Szydłowski, szef klubu PiS w radzie powiatu pajęczańskiego, szefuje departamentowi HR, a „pani od niemieckiego” Agnieszka Wysocka, kandydatka PiS w wyborach i znajoma ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza — departamentowi komunikacji. O ile nauczyciele jako gremium dość głośno protestują przeciwko rządowi PiS, to nauczyciele powiązani z tą partią, przynajmniej niektórzy, nie mają na co narzekać. Sporo z nich objęło m.in. funkcje kierowników powiatowych biur ARiMR czy KRUS. Na tych stanowiskach „dają radę” też m.in. pielęgniarka, fryzjerka czy pracownik sklepu meblowego. Na przykład Mariusz Kałużny, pracujący wcześniej w Zespole Szkół w Górsku jako katecheta, sprawdza się w sporcie. Ten kandydat w wyborach z list Solidarnej Polski i PiS został zastępcą dyrektora ds. infrastruktury w Centralnym Ośrodku Sportu. Jak mówi, ze sportem związany jest od lat, m.in. ponad dwa lata prezesował Legii. Warszawa? Nie, Legii Chełmża — klubowi, który występował w klasie okręgowej, czyli szóstej lidze piłkarskiej…