Restrukturyzacja i prywatyzacja sektora stalowego zbliża się ku końcowi. Efekt? Poprawa kondycji branży. Obraz psują niejasności, które interesują wymiar sprawiedliwości.
Na restrukturyzację krajowych hut stali wydano miliony — mimo to po drodze do uzdrowienia swojej sytuacji wiele zakładów znalazło się na granicy upadłości. Nie byłoby aż tak dramatycznie, gdyby nie nieporozumienia, nawet afery, z których kilka do dziś nie znalazło rozstrzygnięcia w sądzie.
Silesia — worek bez dna
Na pomoc dla hut skarb państwa przeznaczył ogromne środki.
Duża część miała trafić do nich za pośrednictwem Towarzystwa Finansowego Silesia, które w grudniu 2000 r. utworzono po to, by ratować sytuację zakładów hutniczych. Argumentowano: przyniesie to same korzyści. Dofinansowane przez Silesię huty wyjdą z zapaści, co pozwoli uzyskać za nie wyższe ceny, a skarb państwa wzbogaci się na prywatyzacji.
W sumie Silesia otrzymała majątek o wartości prawie 500 mln zł. Pieniądze były przeznaczone głównie na inwestycję w Walcownię Rur Jedność w Siemianowicach i uzdrowienie sytuacji w hucie Katowice. Niestety, sytuacja hut zamiast poprawić pogorszyła się, a pieniądze przepadły. Dziś sprawą nieprawidłowości w Silesii zajmuje się prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Byli szefowie Silesii Andrzej B. i Andrzej O. odpowiedzą już wprawdzie przed sądem, ale za coś zupełnie innego — za nieprawidłowości przy dwóch transakcjach z 2002 r. Pierwsza dotyczyła przejmowania akcji Centrostalu Bydgoszcz, a druga udziałów w Hucie Andrzej (woj. opolskie).
Na początku 2005 r. Prokuratura Rejonowa Katowice Centrum Zachód przesłała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłym szefom Silesii. Jej zdaniem, kupno akcji Centrostalu Bydgoszcz było oparte na zawyżonej cenie udziałów, co doprowadziło do strat. Transakcję szefowie Silesii zawarli też bez zgody walnego zgromadzenia wspólników. Drugi zarzut dotyczy przejęcia udziałów Huty Andrzej. W tym przypadku również decyzja była podjęta bez zgody WZW.
Nie rozliczona przeszłość nie przeszkadza jednak Silesii w prowadzeniu dalszej działalności. Oskarżane o zmarnowanie kilkuset milionów złotych towarzystwo bierze m.in. czynny udział w kolejnym przetargu na Hutę Częstochowa.
Zamieszanie w PHS
Również prywatyzacja Polskich Hut Stali nie obyła się bez problemów. W 2002 r. do przetargu na zakup PHS stanęło 13 firm.
Na placu boju zostały tylko dwie: amerykański US Steel i hinduski LNM, obecnie Mittal Steel. Jednak zanim doszło do ogłoszenia zwycięzcy, wybuchła afera. Invex, poznańska spółka zajmująca się handlem długami, zaproponowała JP Morgan — doradcy finansowemu US Steel — że za prowizję wysokości 30 mln zł wykupi długi PHS. Maciej D., szef katowickiego oddziału Invexu, powoływał się na Andrzeja Szarawarskiego, ówczesnego wiceministra skarbu, który kierował prywatyzacją hutnictwa. Zdaniem przedstawicieli amerykańskiej firmy, była to propozycja wręczenia łapówki w zamian za gwarancję wygrania przetargu.
JP Morgan poinformował o sprawie ówczesnego szefa resortu Sławomira Cytryckiego, a ten zawiadomił służby specjalne i prokuraturę. W rezultacie przetarg zakończył się w niejasnej atmosferze.
Zwycięzcą został hinduski inwestor Grupa LNM, czyli Mittal Steel, który przejął 70 proc. rodzimego rynku metalurgicznego. Przedstawiciele US Steel twierdzili jednak, że przegrali dlatego, że nie zapłacili łapówki, Szarawarski zaś w ogóle wypierał się związku ze sprawą.
Już wkrótce prawdopodobnie znajdzie ona finał przed trybunałem. Pod koniec stycznia 2005 r. prokuratura apelacyjna w Warszawie przygotowała akt oskarżenia przeciwko trzem podejrzanym o dokonanie płatnej protekcji w procesie prywatyzacji PHS. Oskarżeni to pracownicy firmy Invex i właśnie Andrzej Szarawarski. Prokuratura zarzuca mu, że „w okresie od czerwca 2002 r. do marca 2003 r. jako sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, a od 16 stycznia 2003 r. jako sekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa przekroczył swoje uprawnienia w ramach sprawowanego nadzoru nad prywatyzacją PHS, czym działał na szkodę interesu publicznego”.
Jak w Zimbabwe
Przejmując PHS, Grupa LNM, czyli hinduski Mittal Steel, zobowiązała się do przeprowadzenia w nim inwestycji. Na razie jej nie rozpoczęła... Nie przeszkodziło jej to w udziale w innym przetargu na hutę Częstochowa, który także wygrała. Tym razem jednak postępowanie zawieszono.
Powodem był m.in. protest ukraińskiego Zwiąku Przemysłowego Donbasu. Ukraińcy, którzy wzięli udział w przetargu, zarzucali polskiej stronie, że uciekła się do manipulacji. Sugerowali wręcz, że przetarg został wcześniej „ustawiony”. Doprowadziło to do napięcia w stosunkach ukraińsko-polskich. Ołeksander Pyłypenko, dyrektor do spraw polityki inwestycyjnej Donbasu, zwierzał się prasie: ,,Wszyscy członkowie komisji przetargowej orzekli, że oferta ukraińska była najlepsza. I co? Wychodzi wiceminister skarbu i ogłasza, że przegraliśmy, bo on tak chce. To po co w takim razie było ogłaszać przetarg na hutę? Trzeba było zrobić przetarg na zdobycie przychylności pana Szarawarskiego. Tak nie robią w Europie, tak robią w Zimbabwe. Prowadzimy interesy w Uzbekistanie. I podobnych zwyczajów jak w Polsce nawet tam nie spotkaliśmy”.
Oburzony Pyłypenko twierdził również, że Hutę Częstochowa obiecano koncernowi LNM „przy okazji” już podczas prywatyzacji PHS. Późniejsze działania ministerstwa skarbu były według niego tylko szukaniem możliwości wywiązania się z tej obietnicy.
W rezultacie w maju 2004 r. zawieszono przetarg, który obecnie jest kontynuowany. Pojedynek o Hutę Częstochowa między Mittalem i Donbasem trwa. Stawką jest przejęcie największego producenta stali okrętowej w Polsce.
Dochnal na dwa fronty
Atmosferę wokół huty Częstochowa podgrzały również zeznania Marka Dochnala. Siedzący od września 2004 r. w areszcie lobbysta zeznał, że dał Andrzejowi Pęczakowi, byłemu łódzkiemu baronowi SLD, łapówkę za pomoc w prywatyzacji PHS, a potem w przejęciu huty Częstochowa.
Firma Dochnala — Larchmont Capital — oficjalnie doradzała właśnie hinduskiemu koncernowi LNM przy prywatyzacji PHS i przejęciu Huty Częstochowa. Dochnal pracował dla hinduskiego koncernu od 2002 r. Nieoficjalnie mówiło się, że wynagrodzenie Dochnala za pierwszy etap prywatyzacji — czyli kupno PHS — wyniosło 2 mln USD. Za drugi etap prywatyzacji, czyli sprzedaż Hindusom Huty Częstochowa, miał dostać kolejne trzy miliony.
Jednocześnie wyszło na jaw, że lobbysta prawdopodobnie grał na dwa fronty. Zawarł ponoć umowę również ze startującym w przetargu ukraińskim Związkiem Przemysłowym Donbasu. Miał przekonać indyjski koncern LNM do wycofania oferty. W zamian Donbas obiecywał Hindusom wygraną w przetargu na ukraińską hutę stali w Krzywym Rogu. Śledztwo w „sprawie Dochnala” wciąż trwa.
Bruksela sprawdza
Hutę Częstochowa pod lupę wzięła też Bruksela. Polska zobowiązała się wobec Unii w traktacie akcesyjnym, że nie udzieli hucie żadnego wsparcia. Tymczasem prawdopodobnie rząd udzielił jej 70-72 mln EUR pomocy (m.in. w postaci umorzonych składek ZUS). Jeśli Komisja Europejska ustali, że tak rzeczywiście było, Huta Częstochowa będzie musiała zwrócić pieniądze budżetowi. Śledztwo w tej sprawie może trwać od kilku miesięcy do półtora roku.
Urzędnicy w Brukseli twierdzą jednak nieoficjalnie, że Polska ma niewielkie szanse na uniknięcie decyzji Komisji Europejskiej o zwrocie przez Hutę Częstochowa około 70 mln EUR nielegalnej pomocy publicznej państwa.
Niedokończona walcownia
Na rozliczenie czeka również sprawa budowy Walcowni Rur Jedność.
Prokuratura Okręgowa w Katowicach przygotowała akt oskarżenia przeciwko trzem byłym członkom zarządu Walcowni Rur Jedność — Janowi D. i Feliksowi R. oraz Janowi M. Zarzuca im jednak tylko m.in. składanie fałszywych danych do sądu gospodarczego.
Sprawdza też, czy w WRJ nie popełniono innych przestępstw — w tym przywłaszczenia wielu milionów złotych. A jest co badać... Na walcownię wydano już 600 mln zł, a końca inwestycji nie widać do dziś.
Spółkę Walcownia Rur Jedność powołano jeszcze w 1995 r. — w celu budowy i eksploatacji walcowni rur bez szwu. Budowa walcowni rozpoczęła się jednak już 25 lat temu!
Od 1995 roku udziałowcami spółki WRJ zostały Huta Jedność z Siemianowic Śląskich, firma handlująca wyrobami hutniczymi Stalexport z Katowic, Bank Śląski oraz gliwicka firma Enpol. Udziały w WRJ miały także firmy Kulczyk Holding, Budus, Węglokoks i Polskie Górnictwo Nafty i Gazu. Na tę inwestycję również skarb państwa udzielił gwarancji. Kolejne ekipy od 1997 r. nie były w stanie doprowadzić budowy do końca.
W budowę walcowni zaangażowana była również Silesia. Na dokończenie inwestycji otrzymała od skarbu państwa dokapitalizowanie akcjami o wartości 300 mln zł. Kwota ta całkowicie wystarczała na zakończenie budowy i rozruch.
Niestety WRJ przekazano z tego jedynie około 70 mln zł. Dziś Silesia jest głównym udziałowcem WRJ, ma w niej 40,7 proc. udziałów i deklaruje chęć jej ratowania. Sprawa 300 mln zł, które otrzymała od państwa na ratowanie WRJ, pozostała jednak niewyjaśniona do dziś.
Dobre perspektywy
Rozwiać dwuznaczności i afery, które widać w polskim hutnictwie, oczyścić astmofserę — po prostu trzeba. I to nie tak opieszale jak dotychczas. Posłuży to przede wszystkim samej branży, której sytuacja po raz pierwszy od lat się poprawiła.
W zeszłym roku w Polsce wyprodukowano 10,6 mln ton stali. Przychody wzrosły aż o 60 proc. Sektor osiągnął niemal 2,2 mld zł zysku. Nie jest to jednak rezultat zabiegów rządu, a dobrej koniunktury na wyroby stalowe na świecie.