Przy czym Rada Ministrów nie przyjęła jeszcze żadnych projektów ustaw, dopiero je zapowiedziała. Rząd Mateusza Morawieckiego wykonuje dyrektywę partyjnego szefa Jarosława Kaczyńskiego szybko, chociaż wyśrubowane w takich relacjach kalendarzowe rekordy z epoki PRL pozostają niedoścignione. Wtedy jednego dnia zbierało się plenum KC PZPR, a już następnego Sejm rozpatrywał ustawy — dzięki czemu członkowie jednego i drugiego organu nie rozjeżdżali się z Warszawy. Tzw. dobra zmiana wiele politycznych chwytów kopiuje z tamtej epoki, ale wszystkiego jednak się nie da — na przykład koszty wyborczych obietnic trzeba obecnie choćby oszacować.

Dla rynków największym zaskoczeniem jest uznanie przez rząd za zbędne znowelizowanie budżetu 2019. Finansistów szokuje, że taką niepewność państwowej kasy forsuje premier z wieloletnim doświadczeniem bankowym, zdający sobie przecież sprawę ze znaczenia precyzyjnego planu rocznego. W epoce tzw. dobrej zmiany okazuje się jednak, że na poziomie państwa kilkanaście miliardów w lewo czy prawo to koszt przysłowiowych wacików. Inna sprawa, że nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej tak naprawdę wymaga tylko jedna pozycja — ewentualne przekroczenie maksymalnego deficytu 28,5 mld zł. Łączne dochody zostały zapisane w kwocie 387,7 mld zł, a wydatki — 416,2 mld zł. Podobne wykonanie obu stron równania, np. w 95 lub 110 proc., przy utrzymaniu stałego modułu deficytu, nie wymaga żadnych zmian. I taka jest linia propagandowa bankowca Mateusza Morawieckiego — z VAT ściągnie się więcej, niż zapisane w ustawie 179,6 mld zł, wszak na suficie można wpisać nawet 200 mld zł. Dlatego nie będzie żadnym problemem np. wypłacenie prawie 11 mld zł w formie tzw. trzynastki dla ponad 9,2 mln emerytów i rencistów, którzy w maju dostaną jednorazowo po 1,1 tys. zł.
Spośrod wszystkich punktów tzw. Nowej Piątki właśnie ta wypłata przemawia najbardziej konkretnie do kieszeni elektoratu. Z doświadczeń kampanii samorządowej wynika, że uogólnione rozdawnictwo pieniędzy np. na lokalne inwestycje to jednak wyborcza abstrakcja. PiS zdobyło władzę jedynie w połowie sejmików wojewódzkich, a przecież miało być 16/16. Ratusze aż 101 ze 107 największych miast prezydenckich miały za wysokie progi dla tzw. dobrej zmiany. Obecnie podobnie miałki efekt wyborczy może mieć kosztowny program rządowego dofinansowania do lokalnego transportu — obiektywnie jest bardzo trudny, a jego efekty zostaną odłożone w czasie. Natomiast wypłacenie po 1,1 tys. zł do emeryckiej kieszeni to pierwsza w dziejach III RP tak otwarcie pomyślana przez władców łapówka wyborcza, ponoć upamiętniająca… 15-lecie przynależności Polski do Unii Europejskiej. Rocznica wypada 1 maja, ekstra kasa trafi do beneficjentów najpóźniej w piątek 24 maja, na dwie doby przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dość złudne są jednak nadzieje PiS, że wszyscy obdarowani pofatygują się 26 maja do urn i oddadzą głos na dobrodziejów. Dla starszych ludzi eurowybory są generalnie niezrozumiałe i obce. Datek 1,1 tys. zł na pewno chętnie przyjmą również zdegradowani kwotowo emerytowani funkcjonariusze służb z korzeniami w PRL. Akurat oni pójdą 26 maja 2019 r. do urn gremialnie, ale na pewno nie postawią krzyżyka na liście PiS… © Ⓟ