Autostrady popękały z powodu mrozu — obwieściła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Wykonawcy odparowali: „Powodem jest zbyt sztywny asfalt, który dyrekcja kazała nam zastosować”. GDDKiA odbiła piłeczkę: „Rzeczywiście, to nie mróz, to niechlujni wykonawcy źle budowali, piłą cięli jedne warstwy podbudowy, naruszając inne”. Jej przedstawiciele podkreślili, że na bieżąco monitorują jakość prac. Ale na większości odcinków podbudowy układano podczas ubiegłorocznego sezonu, dlaczego więc wtedy nikt nie zauważył, że wadliwie przecinano je piłą? Mróz wykrył usterkę — i na szczęście, bo spękania wyszłyby dopiero za kilka lat.
Katalog wyliczanych przez GDDKiA grzechów wykonawców jest znacznie dłuższy. Na budowanych drogach robili sobie składowiska gliny, na podbudowę asfaltową wylewał im się olej i w efekcie kolejna warstwa nie miała przyczepności, jeździli po podbudowie przeładowanymi ciężarówkami — wyliczają eksperci dyrekcji. Jeszcze niedawno jej przedstawiciele zapewniali, że po podbudowie czy też warstwie wiążącej (przedostatniej) swobodnie mogą poruszać się auta. Nazwali to „przejezdnością”. Teraz wychodzi, że kilkadziesiąt ciężarówek powoduje, iż kolejna warstwa się nie przykleja, ale jeśli na podstawie specustawy pojedzie kilkanaście tysięcy aut, to… nic się nie stanie.
Przed laty na koncesyjnym odcinku A2 stosowano podobny do obecnego rodzaj asfaltu i także doszło do spękań. Wówczas jednak wykonawca i koncesjonariusz nie bawili się w medialne polowanie na czarownice. Wykonawca na swój koszt musiał usunąć usterki i dzisiaj kierowcy mogą cieszyć się dobrej jakości drogą. Oby także tym razem spory trwały jak najkrócej, a kierowcy doczekali się wreszcie autostrad nie „przejezdnych”, lecz prawdziwych, bez fuszerek.