Przemysł liczy na pomoc państwa

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2023-05-03 20:00

Na globalnym rynku nie konkurują firmy, lecz państwa pomagające przedsiębiorcom łagodzić skutki wysokich kosztów energii czy gazu. Polsce trudno rywalizować.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ceny surowców i energii już nie są kształtowane przez rynek – twierdzą przedsiębiorcy energochłonni.

- Na koszty energii coraz większy wpływ mają decyzje administracyjne podejmowane w różnych krajach – mówi Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, pełnomocnik zarządu ds. zarządzania energią elektryczną w Zakładach Górniczo-Hutniczych Bolesław oraz szef Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.

Walka o przetrwanie:
Walka o przetrwanie:
Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, twierdzi, że polski przemysł od 20 lat toczy walkę o przetrwanie. Ma nadzieję, że przetrwa także planowaną rewolucję dekarbonizacyjną, ale bez wdrożenia przepisów ułatwiających inwestycje oraz wsparcia państwa się nie obejdzie.
Paweł Dziki

Długa lista państw wspierających przemysł

Podaje przykład Niemiec, które wdrożyły pakiet wsparcia przemysłu wart 200 mld EUR. Jednym z kluczowych elementów jest wprowadzenie stabilnych cen energii elektrycznej i gazu ziemnego, na poziomie odpowiednio: 130 EUR/MWh i 70 EUR/MWh, na 2023 r. z możliwością przedłużenia na pierwszy kwartał przyszłego roku. Niemieckie firmy mogą także liczyć na utrzymanie stawek opłat sieciowych na poziomie ubiegłorocznym.

- Nie tylko Niemcy wpierają przemysł. Programy wsparcia mają także Hiszpania, Holandia czy Belgia. Obecnie konkurują nie firmy, lecz państwa wspierające przedsiębiorstwa na swoim terytorium – twierdzi Filip Elżanowski, prezes Stowarzyszenia Prawników Prawa Energetycznego.

Tomasz Ślęzak, członek zarządu ArcelorMittal Poland (AMP), podaje przykład Stanów Zjednoczonych, wdrażających program Inflation Reduction Act (IRA). Jest wart prawie 370 mld USD, z których lwia część może trafić na inwestycje w instalacje energii odnawialnej. Zdaniem przedstawiciela AMP rządy w Polsce i innych krajach europejskich powinny wdrażać podobne działania, bo bez pieniędzy publicznych firmy przemysłowe nie będą w stanie konkurować na globalnym rynku.

Zbilansowanie systemu

Przedsiębiorcy energochłonni muszą przeprowadzić inwestycje dekarbonizacyjne, by spełnić unijne wymagania dotyczące obniżenia emisyjności. Jednym z elementów jest budowa instalacji wykorzystujących odnawialne źródła energii. OZE są zależne od pogody, więc zdarza się, że czasem produkują więcej energii, niż są w stanie wykorzystać odbiorcy. Henryk Kaliś informuje, że np. w Niemczech roczny koszt energii nieodebranej ze źródeł pogodozależnych to aż 13 mld EUR. Jeśli tego typu instalacje mają się rozwijać, niezbędne są regulacje ułatwiające inwestycje w magazynowanie energii, by zbilansować produkcję z zapotrzebowaniem.

Piotr Szlagowski-Budacz, dyrektor ds. strategii w Ciechu, zaznacza, że nie chodzi tylko o bezpośrednią pomoc finansową, ale także o zapewnienie stabilnych i niewygórowanych cen energii czy gazu oraz gwarancji oprocentowania kredytów. Zwraca także uwagę na koszt uprawnień do emisji CO2. Jeśli ich ceny, a także koszty energii i stopy procentowe będą wysokie, mogą spowolnić wdrażanie przez firmy kosztownych i czasochłonnych projektów dekarbonizacyjnych. Żeby przyspieszyć tempo, potrzebne jest wsparcie państwa.

Potrzebne większe wsparcie

Henryk Kaliś przyznaje, że w Polsce są wdrażane programy pomocowe, ale jeśli krajowi przedsiębiorcy mają być konkurencyjni wobec zagranicznych, wsparcie musi być większe. Rząd wdrożył tzw. unijne ramy kryzysowe, rekompensując częściowo firmom energochłonnym wzrost cen energii i gazu wywołany wybuchem wojny w Ukrainie. Przyjął także rozporządzenie, które wprowadziło ograniczenia dla ofert sprzedaży energii na tzw. rynku bilansującym, dzięki czemu ceny spadły o połowę. Odbiorcy przemysłowi boją się jednak, że w nieprzewidywalnych, wojennych okolicznościach znów mogą wystrzelić.

- Zawirowania rynkowe wynikające z pandemii i wojny spowodowały także znaczny rozdźwięk między kosztami wytworzenia energii a cenami jej sprzedaży – mówi Henryk Kaliś.

Na rynku ceny są ustalane na bazie kosztów wytworzenia z najdroższych źródeł, dzięki czemu producenci wytwarzający prąd tanio, np. w OZE, bardzo dużo zarabiają. Różnice między kosztami wytworzenia a ceną sięgają nawet 300-400 proc. Odbiorcy przemysłowi uważają, że te ekstrazyski powinny zostać opodatkowane.

CBAM wywróci stolik

Z każdym rokiem odbiorcy przemysłowi będą mieli coraz mniej bezpłatnych uprawnień do emisji CO2. System ten będzie zastępowany przez tzw. CBAM, czyli swego rodzaju podatek graniczny od śladu węglowego, potocznie zwany cłem węglowym. Filip Elżanowski uważa, że CBAM „wywróci stolik” - całkowicie zmieni obraz europejskiej gospodarki. Rzecz w tym, że na razie nie wiadomo, na czym konkretnie ma polegać nowe rozwiązanie. Menedżerowie dużych grup przemysłowych uważają, że nowy system nie jest transparentny. Obawiają się, że stracą darmowe uprawnienia do emisji, nie wiedząc, czy cło węglowe im to zrekompensuje. Problemy mogą mieć także importerzy. Odczują je już w przyszłym roku. Wówczas wejdzie w życie obowiązek raportowania emisji gazów cieplarnianych w cyklu życia importowanych produktów oraz wykazania ewentualnych opłat emisyjnych poniesionych w kraju pochodzenia produktu. Filip Elżanowski twierdzi, że np. chińskie firmy nie chcą przekazywać tych danych, co może stwarzać problemy dla europejskich przedsiębiorstw zaopatrujących się na tym rynku.