Przestań równać w dół – sięgaj wyżej

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-03-19 20:00

Iwan chciał, by sąsiad stracił kozę, my czekamy na wpadkę kolegi. Zazdrość kąsa, ale może też stać się iskrą do działania – wystarczy przestać hamować innych i ruszyć naprzód.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak zazdrość wpływa na naszą psychikę i zdrowie
  • czy porównywanie się z innymi zawsze jest złe
  • na czym polega teoria ironicznego odbicia
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Jest taki rosyjski dowcip: Iwan zazdrości sąsiadowi Borysowi kozy. Pewnego dnia pojawia się dobra wróżka i obiecuje spełnić jedno życzenie. Czego pragnie Iwan? Żeby koza Borysa zdechła. Śmieszne? Być może. Ale zanim się roześmiejemy, warto spojrzeć w lustro. Czy naprawdę jesteśmy lepsi od Iwana? Zazdrość, często skrywana, tkwi w każdym z nas. Nie zawsze ubieramy ją w tak jaskrawe szaty jak Iwan, ale jej cień czai się w drobnych myślach, ukradkowych spojrzeniach, cichych pretensjach. Pytanie brzmi: jak się jej pozbyć? I czy w ogóle da się to zrobić. Jak głęboko jest wpleciona w ludzką naturę?

Zdradliwa siła

Siedzisz w biurze i czujesz to ukłucie. Awans dostał młodszy kolega – bez doświadczenia, bez zasług. To ty powinieneś być na jego miejscu, przecież harowałeś. Dniami i nocami ślęczałeś nad projektami, poprawiałeś cudze błędy, a teraz on zbiera laury. Potem patrzysz na koleżankę – zagraniczny MBA, trzy języki obce, nienaganna dykcja. Drażni cię, bo masz tylko licencjat z podrzędnej uczelni i angielski, który brzmi jak zgrzyt widelca o talerz. Myślisz: może nadrabiam prezencją? Ale wszystkie selfie na Instagramie krzyczą coś innego – przeciętność w pełnej krasie. I jeszcze ten nowy – wspiął się wysoko dzięki swojemu ojcu, który zna panią prezes. Tobie takiej drabiny nikt nie podstawił. Los dał ci słabe karty. Szepczesz sobie w duchu: to niesprawiedliwe. I może masz rację. Ale czy to coś zmienia? Iwan chciał śmierci kozy. My czasem chcemy tylko, żeby koledze powinęła się noga – żeby potknął się na prezentacji, zgubił wątek, wypadł blado przy stole konferencyjnym. Różnica między nami a Iwanem jest mniejsza, niż nam się wydaje.

Pół biedy, kiedy tylko siedzisz i rozczulasz się nad sobą. Prawdziwe problemy zaczynają się, gdy podcinasz skrzydła innym. Awansowany kolega zlecił ci zadanie? Jasne, raport oddasz dzień po terminie – ot, drobne przeoczenie. Mejle lądują w spamie – ups, przypadkiem, technologia bywa kapryśna. Gdy prosi o dane, robisz minę: oj, zapomniałem, mózg mi się zlasował. Projekty się sypią, on wygląda jak amator, a ty stoisz z boku i wzruszasz ramionami – niewinny jak dziecko, które nie wie, skąd się wzięła plama na dywanie. To nie jest otwarta wojna, ale cicha partyzantka – wystarczająco subtelna, by nikt nie mógł cię oskarżyć, a jednak skuteczna.

Idziesz krok dalej. Podwyżka? Lepsze stanowisko? Koleżanka wie, komu się podlizać. Albo sypia z szefem – rzucasz półsłówka przy kawie, niby żartem, mimochodem. Nic pewnego, żadnych faktów – tylko cień podejrzenia w powietrzu, jak zapach perfum, który trudno zignorować. Ludzie łapią przynętę, szepczą po kątach, plotka rośnie jak kula śniegowa. Nowa menedżerka jeszcze nie zdążyła zagrzać fotela, a już traci grunt pod nogami – jej autorytet kruszeje, zanim zdążyła go zbudować. Ty? Patrzysz z wyższością, może nawet z lekkim uśmieszkiem. To nie zemsta, mówisz sobie. To sprawiedliwość. Ale czy na pewno? Czy nie jest to raczej sposób na zagłuszenie własnego poczucia niższości, na chwilowe poprawienie sobie samopoczucia kosztem innych?

Choćby nikt nie przypiął ci łatki króla zazdrości i tak masz problem. Nawet jeśli ograniczasz się do drobnych złośliwości, nikogo nie tykając palcem, to wstrętnie uczucie i tak gryzie od środka. Dowód? W 2018 r. ekipa psychologów z University of California rozłożyła zazdrość na czynniki pierwsze. Zgromadzili ludzi i kazali im wspominać: awans kolegi, lśniące auto sąsiada, wakacje znajomego na Malediwach. Zmierzyli stres – kortyzol w ślinie – i z pomocą kwestionariusza przejrzeli, co siedzi im w głowach.

Co wyszło? Artykuł w „Journal of Personality” nie pozostawia wątpliwości: zazdrośnicy mieli nerwy napięte jak struny. Stres skakał w górę, a oni sami albo warczeli na innych, albo chowali się w kącie, zlani zimnym potem. Ich pewność siebie topniała jak śnieg w marcu, zaś w duszy każdego dudniło: nigdy im nie dorównam. Chroniczna zazdrość – ta, co ciągnie się miesiącami, latami – okazała się jeszcze gorsza. Ryzyko psychicznych kłopotów, jak lęki czy depresja, rosło o 22 proc. w porównaniu do tych, co machali ręką na czyjeś powodzenie. Zazdrość to nie tylko zły humor. To cichy złodziej, który kradnie ci spokój, a ostatecznie także zdrowie.

Oszukaj rozum

Skąd się bierze ta zadra? Może z mediów społecznościowych, gdzie każdy pokazuje tylko błyszczącą fasadę życia – nowy samochód, uśmiechnięte dzieci, egzotyczne plaże. Patrzysz i myślisz: oni mają, a ja nie. Może warto pogrzebać w dzieciństwie, kiedy mama chwaliła brata za piątki, a ty dostawałeś bury za trójki? Albo zastanowić się nad kulturą, która każe nam się ścigać – kto ma więcej lajków, followersów, zer na koncie? Zazdrość karmi się porównaniami, a te są wszędzie. Weźmy literaturę: w „Otellu” Szekspira Jago zżera zazdrość. Nie zabija, ale sieje zwątpienie, podsyca nieufność, aż Otello sam niszczy swoje życie. Mechanizm ten sam co w biurze: nie trzeba noża, wystarczy szept.

Jak pozbyć się tej zmory? Psycholodzy, moraliści i kaznodzieje mają radę: przestań porównywać się z innymi. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Tłumienie tego uczucia przypomina gaszenie ogniska benzyną. Irytuje cię, że ktoś ma więcej, lepiej, łatwiej. Próbujesz zagłuszyć ten wewnętrzny głos: dlaczego nie ja? Na próżno. Zazdrość rośnie, wbija się w ciebie jak zadra. Może zamiast ją zwalczać, lepiej ją oswoić?

Przypomnij sobie Dostojewskiego – w „Notatkach z podziemia” pisał o ludzkiej przekorze: „Spróbuj nie myśleć o białym niedźwiedziu – zobaczysz, że nie da się”. I miał rację. Daniel Wegner, psycholog z Harvardu, sprawdził to w 1987 r. Zebrał ludzi, dał im zadanie: pięć minut bez myślenia o białym niedźwiedziu. Jak pomyślą, dzwonią dzwonkiem. Co się stało? Dzwonki brzęczały jak na jarmarku. Dlaczego? Bo umysł, kiedy mówisz mu „nie”, najpierw przywołuje to, czego zakazujesz – żeby w ogóle wiedzieć, co odrzucić. To jakby przekazać plotkarce soczystą nowinę i szepnąć: zatrzymaj to dla siebie.

Rada „nie porównuj się” kryje w sobie przewrotność. Chcesz wymazać z myśli to, co cię kusi, co budzi tęsknotę? Usiłujesz odepchnąć te obrazy – sukces kolegi, nowa torebka sąsiadki – a one wracają jak bumerang. Prof. Wegner ochrzcił to mianem „ironicznego odbicia”: twój umysł podsuwa ci dokładnie to, co chcesz odpędzić. Szczególnie gdy zmęczenie lub stres nadszarpną twoją samokontrolę – wtedy mur pęka.

Co zatem począć? Zmień podejście – przestań walczyć z zazdrością, po prostu spójrz jej w oczy i zapytaj: czego mnie uczysz?

Paliwo czy trucizna

Moja rada jest taka: porównuj się z innymi – ale nie po to, by im szkodzić czy umniejszać sobie, lecz by stawać się lepszym. Zazdrość nie musi być trucizną. Może być paliwem, jeśli zamienisz ją w motywację. Widzisz, że kolega awansował? Zamiast knuć, sabotować, pomyśl: co mogę zrobić, żeby być na jego miejscu za rok? Koleżanka błyszczy na spotkaniach? Ucz się od niej, szlifuj swoje umiejętności. To, co Amerykanie nazywają „keeping up with the Joneses” – dotrzymaniem kroku innym – może stać się twórczą rywalizacją, która pcha cię do przodu. Zazdrość przestaje być wtedy ciężarem, a staje się kompasem.

Prawdziwy kłopot nie tkwi w zazdrości jako takiej, ale w tym, co z nią robimy. Zamiast sięgać po więcej, wolimy równać w dół. Ktoś się wybija? Ściągnijmy go na ziemię. Po co samemu wspinać się na szczyt, skoro łatwiej zrzucać konkurentów z piedestału? Ale to pułapka – krótkotrwała satysfakcja, która zostawia pustkę. Zamiast złorzeczyć Borysowi i jego kozie, Iwan mógłby wziąć się w garść i zdobyć własne stado. Zamiast czekać na potknięcie koleżanki, lepiej pielęgnować własne talenty i budować swoją drogę. Bo w końcu, jak mawiał Dumbledore w „Harrym Potterze i Komnacie Tajemnic”: „To nie nasze zdolności nas określają, lecz wybory, których dokonujemy”.