Przodka swego w sieci znajdziesz kolego

Jacek Konikowski
opublikowano: 2008-08-12 00:00

Czy serwisy genealogiczne mogą dorównać popularności Naszej-klasie? Tak, bo ludzie chcą wiedzieć więcej.

Szukanie kumpli na Naszej-klasie staje się nudne. Bo gdy już się wszyscy znajdą i każdy każdego doda do listy, dalsze poszukiwania tracą sens i zabawa staje się nudna. Ale moda na poszukiwanie pozostaje. Skoro znalazłem Jolkę z VIII b, to może znajdę swojego przodka? Nudne? Też tak sądziłem do czasu, gdy z nudów zacząłem odwiedzać serwisy genealogiczne. Po kwadransie wiedziałem, że jakiś mój krewniak o tym samym nazwisku co ja miał przed wojną tartak nieopodal Zamościa, inny zaś prowadził cukiernię w Czortkowie nieopodal Lwowa.

Wciągnęło. Przez godzinę poszukiwałem krewniaków na świecie. Okazało się, że najwięcej żyje ich w Ameryce i w Nowej Zelandii. Jeden w Tokio. Prawie 400 osób o tym samym nazwisku. Moi krewniacy? Co robią, dlaczego znaleźli się tam, gdzie są, co wiedzą o mojej rodzinie, o mnie? Przy serwisach genealogicznych Nasza-klasa staje się nudna jak lekcje matematyki z panią od polskiego.

 

E-przodek

W Polsce działa kilkanaście firm i serwisów internetowych umożliwiających dotarcie do informacji o swoich przodkach. Najstarszy z nich to portal Przodek.pl (obecnie prowadzony pod nazwą Ornatowski.com). Działa od siedmiu lat. To portal całkowicie bezpłatny, bez logowania i ankiet. Każdego dnia odwiedza go kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie początkujących poszukiwaczy. Wystarczy wpisać nazwisko i po chwili wskakuje lista linków do konkretnych osób znalezionych w morzu źródeł. Z odnośników do nich można się dowiedzieć m.in., kiedy, gdzie, a nawet czym zajmował się nasz przodek, gdzie się znajdowała i jak wyglądała miejscowość, w której żył.

Zachęca to do dalszych poszukiwań, coraz głębszych i węższych, które z czasem wciągają niczym ocean. Możliwości. Bo tych jest mnóstwo: archiwa, księgi kościelne i katastralne, odpisy USC, herbarze, genealogia nazwisk, szlacheckie korzenie. Kiedyś dotarcie do tych informacji wymagało mnóstwa czasu, pieniędzy i mozolnej pracy w bibliotekach, dzisiaj często wystarczy kliknięcie w klawiaturę.

— Celem portalu jest podtrzymywanie zainteresowania genealogią początkujących poszukiwaczy. Pokazywanie w licznych źródłach wystąpień nazwisk zachęca do kolejnych poszukiwań, do sięgania po książki (bardzo ważne) oraz podkreśla wagę wiedzy — wiedzy o historii, kulturze oraz o zwyczajach przodków. Prowadzenie serwisów genealogicznych nie jest proste i tanie, osobiście wszystko finansuję od kilku lat z własnej kieszeni, a i tak trudno znaleźć kogoś do pomocy — twierdzi Artur Ornatowski prowadzący portal Ornatowski.com.

W poszukiwaniu przodków i krewnych średnio 200 tys. osób miesięcznie zagląda na strony serwisu Genpol. com, w którym zarejestrowało się ponad 20 tys. użytkowników. Na zamieszczonej tu wirtualnej tablicy ogłoszeń „przypiętych” jest 7,5 tys. apeli o pomoc w rozwiązywaniu historycznych zagadek rodów. Popularna jest też witryna Genealodzy.pl, która udostępnia m.in. katalog zasobów metrykalnych, spisy wojskowe. W cyfrowej bibliotece udostępnione są też akta grodzkie i ziemskie, księgi adresowe i księgi sądowe, herbarze, mnóstwo spisów i wykazów urzędowych i kościelnych, a także dostęp do zagranicznych baz danych. Edward Wojtakowski z Wrocławia wraz ze swym kuzynem prowadzi trzy witryny genealogiczne swojego rodu: „Dalecy kuzyni z Europy” (worsten.org), Praulo (praulo.worsten.org) oraz Kronika Worsten (worsten.free.ngo.pl). Dla wielu poszukiwaczy swoich korzeni przydatna może okazać się zwłaszcza ta pierwsza, poświęcona rodom mieszczańskim i włościańskim wywodzącym się z Polski i z krajów z nią sąsiadujących.

— Jest to witryna przeznaczona dla naszych kuzynów, ale jest tu wiele materiałów przydatnych dla innych genealogów, np. „Słownik nazwisk współczesnego Lwowa”. Okazuje się, że większość nazwisk obecnych mieszkańców Lwowa występuje również w Polsce — mówi Edward Wojtakowski, założyciel Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu.

— Internetowe serwisy genealogiczne są bardzo popularne. Gromadzą potężny ładunek wiedzy z różnych dziedzin, znakomicie uzupełniającej niezapełnione dotąd obszary naszej i społecznej świadomości. Poza tym są bardzo ambitne i zawierają dotąd niepublikowane dokumenty, materiały historyczne oraz podstawowe informacje i porady. To jedne z najlepszych, najpełniejszych kompendiów wiedzy tematycznej, w większości przypadków opracowanych na dobrym poziomie — twierdzi Andrzej Zygmunt Rola-Stężycki, dyrektor Instytutu Genealogii.

— Z serwisów genealogicznych mogą korzystać wszyscy. W zasadzie informacje zawarte w większości z nich są do pobrania za darmo, choć swoistym przykładem na dobry biznes są archiwa mormonów. Najczęściej przeglądanie internetu jest pierwszym krokiem, taką próbą wyszukiwania, czy w ogóle coś na temat nazwiska X znajdziemy. Jednak należy pamiętać o, być może niezbyt szczęśliwie w tym wypadku przytoczonym, kolokwializmie mówiącym, że niejednemu psu na imię Burek. Występowanie tego samego nazwiska nie świadczy nawet o bardzo odległym stopniu pokrewieństwa pomiędzy jego nosicielami — ostrzega Krzysztof Bąkała z magazynu „Promemoria”.

Przeszukiwanie zasobów elektronicznych ułatwia też coraz więcej specjalnych programów komputerowych stworzonych z myślą o laikach, jak choćby Brother’s Keeper, czy umożliwiających stworzenie drzewa genealogicznego swojej rodziny (Drzewo Genealogiczne II 1.7.2.0)

 

Idzie moda

Czy nadejdzie moda na poszukiwanie swoich przodków zamiast Jolki z VIII b? Czy serwisy genealogiczne mogą liczyć na popularność Naszej-klasy? I tak, i nie.

— Nawiązanie do portalu Nasza-klasa wydaje mi się nader zasadne z uwagi na emocjonalne podobieństwo osób pragnących kogoś odszukać. To także sentymentalna wycieczka do młodzieńczej fascynacji. Niestety, w wielu wypadkach ów zamglony obraz nie uaktualnia się. Z różnych powodów osoby występujące na portalu nie umieszczają swojej aktualnej fotografii. Z diametralnie różną sytuacją mamy do czynienia w przypadku genealogii, gdy bardzo już posunięty w czasie dziadek, jako dziarski chwat w ułańskim mundurze pręży się do nas na zdjęciu. Tak samo z babcią, która przeżyła powstanie warszawskie. I tak może się zacząć pełna fascynacji podróż do odkrywania własnych korzeni. Zachwyt, duma — to tylko niektóre uczucia udzielające się szperaczom rodowej historii. I to, co najważniejsze — duchowa więź z zupełnie nieznanym przodkiem. Genealogia to fenomen ludzkiej wspólnoty wyrażający się nie tylko w odniesieniu do żyjących, ale także, a może przede wszystkim, do więzi ze zmarłymi. Jolka z VIII b? Pewnie się zmieniła — twierdzi Bąkała.

— Zainteresowanie genealogią jest obecne w naszym społeczeństwie od dawna. Funkcje i akcenty się zmieniają. Kiedyś szukano wyłącznie korzeni szlacheckich, dzisiaj częste jest poszukiwanie swoich przodków, chęć poznania swojej historii rodzinnej — uważa dr Sławomir Górzyński z wydawnictwa DiG zajmującego się m.in. publikacjami z dziedziny genealogii i biografistyki.

Zainteresowanie rodzinnymi korzeniami będzie rosło. Niewykluczone, że stanie się nawet modne. To kwestia odpowiedniego marketingu. Motorem napędowym tej mody będzie ciekawość. I tu znajdzie się miejsce dla popularnych serwisów genealogicznych oferujących informacje o bliskich rozsianych po kraju i świecie, pochodzeniu nazwisk, herbów, przynależności do rodów szlacheckich czy oferujących możliwość tworzenia rodzinnych drzew genealogicznych, etc. Takie serwisy po trosze działałyby również jak Nasza-klasa, tyle że pomagałyby odnaleźć swoich bliskich o tym samym nazwisku, krewnych, a nawet przodków. I ludzie to kupią. Ale genealogia to rodzaj archeologii, dziedzina bardzo specyficzna, złożona i trudna, której internet w wielu przypadkach nie potrafi zastąpić. Wielu archiwów czy dokumentów wciąż nie ma i nie będzie w postaci cyfrowej, co pociąga konieczność fizycznych odwiedzin w tym czy innym archiwum, nierzadko w odległych zakątkach kraju, a niekiedy także za granicą. A to zniechęca, zwłaszcza młodych. Wciąż więc będzie miejsce dla profesjonalnych genealogów, którzy niczym archeolodzy potrafią dokopać się do informacji trudno osiągalnej.

Innymi słowy, nadchodzi moda na genealogię, ale nie tę klasyczną. Raczej dostosowaną do wymogów współczesnego odbiorcy, który szybko i przez internet chce się dowiedzieć, kim był, co robił jego przodek. I czy aby nie zostawił po sobie jakiegoś spadku.

Mikrofilmy w schronie

Największe bazy danych o przodkach ludzi z całego świata tkwią na serwerach w atomowym schronie wykutym w skale nieopodal Salt Lake City. Ich posiadaczem jest Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.Mormonimozolnie zbierają informacje, które zawarte są na setkach milionów mikrofilmów. Ich baza danych liczy ponad 10 mld nazwisk. Dlatego odwiedzając ich stronę www.familysearch.org, można mieć niemal pewność, że natrafi się na kogoś o tym samym nazwisku, co swoje. Kościół głosi możliwość zbawienia wszystkich ochrzczonych, niezależnie od tego, czy należeli kiedykolwiek do ich wspólnoty. Aby pomóc w zbawieniu, gromadzą kopie wszelkich zapisów i rejestrów o urodzeniach i śmierci mieszkańców ziemi.

Żeby poznać swój ród

Genealogiazajmuje się badaniem więzi rodzinnych między ludźmi na podstawie zachodzącego między nimi pokrewieństwa i powinowactwa. W szczególności przedmiotem jej zainteresowania są wybrane rodziny i rody, ich pochodzenie, historia oraz wzajemne relacje i losy poszczególnych członków rodziny.

Drzewo Konfucjusza

Najdłuższym i najobszerniejszym drzewem genealogicznym na świecie jest drzewo rodowe chińskiego filozofaKonfucjusza. Obejmuje 2,5 tys. lat i liczy około 3 milionów bezpośrednich potomków mistrza. Jest uaktualniane równo co 60 lat. Obecna, piąta już aktualizacja, po raz pierwszy będzie obejmować żeńskich potomków uczonego.

Kasa czeka

Kto wie, czy wkrótce twórcy serwisów genealogicznych nie podzielą losówMacieja Popowicza(założyciela serwisu Nasza-klasa.pl) czy Łukasza Foltyna (twórcy komunikatora Gadu-Gadu), którzy swoje pomysły, ku własnemu zaskoczeniu, przekuli na fortunę. Niemiecki inwestor kupił od Popowicza Naszą-klasę za blisko 4 mln zł, a Foltyn za komunikator dostał kilkaset tysięcy złotych. Przed laty ich pomysły nie kosztowały wiele, podobnie jak dzisiaj niewielka jest jeszcze wartość najpopularniejszych portali i serwisów e-genealogicznych, nieprzekraczająca 4-5 tys. złotych. Tym bardziej że wiele z nich ma już spory kapitał: kilkaset tysięcy użytkowników, który coraz szybciej rośnie.