PZU ciął kominy w Aliorze jak żółw

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-02-24 22:00

Katarzyna Sułkowska nawet dwa lata po wejściu w życie „kominówki” nie była nią objęta. Rezygnując zainkasowała nie 850 tys. zł, lecz trzy razy więcej

Z tego tekstu dowiesz się:

  • Jak wyglądał proces wdrażania "kominówki" w Alior Banku
  • Dlaczego członkowie zarządu banku woleli wizję dymisji niż podpisania nowych umów
  • Jakie faktycznie dostali odprawy
  • Czy obecny zarząd Aliora jest już objęty "kominówkami"

Kontrolowany przez grupę PZU Bank Pekao poddał się rygorom tzw. ustawy kominowej z 2016 r., która ogranicza wysokość wynagrodzeń osób na państwowym garnuszku, dopiero w listopadzie 2018 r. — jako ostatnia spółka z udziałem skarbu państwa. Okazuje się, że kierowany przez Pawła Surówkę ubezpieczeniowy gigant nie kwapił się z wdrażaniem zapisów „kominówki” także w drugim ze swoich banków. Katarzyna Sułkowska, wieloletnia wiceprezes, a od maja 2018 r. prezes Alior Banku, nie była nimi objęta aż do swojej rezygnacji w październiku 2018 r. Dzięki temu, jak wynika z ustaleń „PB”, jej łączna odprawa nie wyniosła maksymalnie 850 tys. zł, lecz około trzy razy więcej.

Na zwolnionych obrotach

Ustawa kominowa weszła w życie we wrześniu 2016 r. Walne zgromadzenie PZU zobowiązało władze ubezpieczyciela do wprowadzenia „kominówki” we wszystkich spółkach, w których ma udziały, dopiero pięć miesięcy później — w lutym 2017 r., a rada nadzorcza PZU odpowiednią uchwałę przyjęła pół roku później — 30 sierpnia 2017 r. Według informacji ubezpieczeniowego giganta, dopiero „od tego dnia przystąpiono do realizacji procesu wdrożenia w grupie PZU przepisów ustawy kominowej”.

„Proces wdrożenia” w Alior Banku zaczął się realnie kolejnych kilka miesięcy później — w grudniu 2017 r. To wtedy najpierw walne zgromadzenie, a potem nadzór banku przyjęły odpowiednie uchwały. Z raportu Aliora za 2017 r. wynika, że rada nadzorcza banku równocześnie „przyjęła indywidualne kontrakty” z członkami zarządu, podlegające rygorom „kominówki”. Tymczasem, jak wynika z potwierdzonych informacji „PB”, w przypadku Katarzyny Sułkowskiej aż do jej rezygnacji w październiku 2018 r., czyli przez 10 miesięcy, żaden indywidualny kontrakt nie został zawarty. Przeciwnie — wciąż łączyła ją z bankiem znacznie korzystniejsza dla niej i niezgodna z ustawą kominową umowa o pracę z 2017 r.

Nie kontrakt, lecz „wzór”

Zapytaliśmy Tomasza Kulika, członka zarządu PZU i od września 2017 r. przewodniczącego rady nadzorczej Aliora, o to, z czego wynikała ta opieszałość. Nie odpowiedział. Jak on i bank tłumaczy podanie w raporcie rocznym co najmniej nieścisłych informacji? Z odpowiedzi biur prasowych Aliora i PZU wynika, że w grudniu 2017 r. rada nadzorcza banku nie przyjęła kontraktów menedżerskich z członkami zarządu, jak napisano w raporcie, lecz jedynie ich… „wzór”, przewidujący nowe warunki wynagrodzeń. Obie firmy chwalą się przy okazji, że do dziś „proces wdrożenia nowych warunków wynagrodzeń został przeprowadzony” i wszyscy członkowie zarządu Aliora „są aktualnie objęci stosownymi kontraktami, które regulują poziom ich wynagrodzenia zgodnie ze stosownymi uchwałami NWZA Alior Banku”. Tą samą formułą Tomasz Kulik, a właściwie biuro prasowe ubezpieczyciela, posłużyło się, unikając odpowiedzi na pytanie, dlaczego pozwolono, by Katarzyna Sułkowska aż przez ponad dwa lata od wejścia w życie „kominówki” nie była objęta jej zapisami. Szczególnie w sytuacji, gdy np. w innym państwowym banku, PKO BP, paski z wypłatami zarządu zostały obcięte już wiosną 2017 r.

— Przyjęcie odpowiednich uchwał nie zmieniało automatycznie indywidualnych kontraktów, jedynie rozpoczynało negocjacje rad nadzorczych z zarządem. Zarówno w przypadku Pekao, jak i Aliora były one bardzo żmudne — przyznaje jeden z wysokich menedżerów grupy PZU.

Przez długi czas powołany w 2017 r. zarząd Alior Banku, kierowany najpierw przez Michała Chyczewskiego, a potem Katarzynę Sułkowską, odmawiał podpisania kontraktów podsuniętych przez radę nadzorczą.

— Umowy o pracę z 2017 r. były znacznie korzystniejsze nie tylko pod względem wynagrodzenia, ale też wysokości odprawy, a z możliwością odejścia ze spółki, targanejprzecież wewnętrznymi walkami frakcji PiS związanych ze Zbigniewem Ziobrą i Mateuszem Morawieckim, wszyscy musieli się liczyć — dodaje kolejny z naszych rozmówców.

Więcej niż pod kominem

To dlatego najpierw, w marcu 2018 r., Michał Chyczewski, a potem, w październiku 2018 r., Katarzyna Sułkowska woleli zrezygnować ze swoich funkcji „na starych warunkach”, niż podpisać nowe umowy ze świadomością zagrożenia rychłego odwołania. Więcej — przeciąganie negocjacji, a potem dymisja i czasowe bezrobocie opłacało im się bardziej niż dalsza praca w banku na znacznie mniej korzystnych warunkach. W tej sytuacji opieszałość PZU we wdrażaniu „kominówki” przełożyła się wprost na wysokość odpraw byłych prezesów Aliora.

Zapytaliśmy władze Aliora i PZU oraz samych zainteresowanych o to, jakie wynagrodzenie łączne, związane z rezygnacjami, otrzymali. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy, zgodnie natomiast odesłali nas do raportu rocznego banku za 2018 r., który zostanie opublikowany 28 lutego. Gdyby Chyczewski i Sułkowska byli objęci zgodnymi z „kominówką” kontraktami menedżerskimi, przysługiwałaby im maksymalnie (z tytułu najwyższych możliwych: wypowiedzenia, odprawy i zakazu konkurencji) równowartość 12-miesięcznej pensji ograniczonej w 2018 r. do około 71 tys. zł, czyli łącznie góra 852 tys. zł.

Tymczasem, jak wynika z informacji „PB”, Michał Chyczewski, który utrzymał się w zarządzie Aliora zaledwie niecałe dziewięć miesięcy, otrzymał 15-krotność pensji opartej na starych zasadach, czyli prawie 2 mln zł. A Katarzyna Sułkowska, na którą przecież spada część odpowiedzialności za trupy w szafie Aliora, takie jak dystrybucja funduszy W Investment czy nietrafiony kredyt dla Ruchu, na którym bank może stracić nawet ponad 100 mln zł, zainkasowała między 2,52 a 2,73 mln zł. Nietrudno to policzyć. Jej umowa o pracę z 2017 r. opiewała na 120-130 tys. zł i przewidywała 9-miesięczny okres wypowiedzenia i 12-miesięczny zakaz konkurencji.

Mniej niż w plotce

To kwota znacznie niższa niż prawie 7 mln zł, a o takiej łącznej odprawie Katarzyny Sułkowskiej mówiła plotka, krążąca od kilku miesięcy w środowisku bankowym. „PB” ustalił jednak, że była nieprawdziwa. Jak bardzo odbiegała od rzeczywistości, wyjaśni publikacja raportu Aliora za 2018 r. Wtedy okaże się, czy w przypadku byłej prezes do kwot wynikających z okresu wypowiedzenia i zakazu konkurencji dojdą jakiekolwiek premie za poprzednie lata, które zgodnie z prawem i uchwałami Komisji Nadzoru Finansowego, o ile są przyznawane, muszą być wypłacane z odroczeniem.

Komin + skromność = problemy

Ustawa kominowa weszła w życie 9 września 2016 r. Zgodnie z nią w spółkach skarbu państwa, w zależności od ich wielkości, menedżerowie mogą zarobić od 1- do 15-krotności średniej krajowej. W 2018 r. oznaczało to miesięczne zarobki od 4739,51 zł do około 71 tys. zł, w 2019 r. jest to od 5071,25 zł do nieco ponad 76 tys. zł. Do tak wyliczonej podstawy, zgodnie z „kominówką”, może dojść premia: do 50 proc. (w przypadku mniejszych firm) i do 100 proc. (w przypadku największych). Bonusy za 2017 r. są jednak zawieszone z powodu słynnej deklaracji Jarosława Kaczyńskiego z kwietnia 2018 r., nazwanej programem „Skromność plus”.

W odpowiedzi na akcję opozycji, wypominającej działaczom rządzącej partii duże zarobki w państwowych spółkach i wysokie nagrody dla ministrów, prezes PiS powiedział wówczas, że „zniesione zostaną wszelkie dodatkowe, poza pensją, świadczenia, jeśli chodzi o kierownictwa spółek skarbu państwa”. Powiedzieć łatwo, zrobić trudniej. Do dziś PiS nie wie, jak wolę prezesa przełożyć na akty prawne i praktykę, a decyzje w sprawie premii dla menedżerów w poszczególnych spółkach są sukcesywnie odwlekane.