PZU nie będzie już oddawać rynku rywalom — zapowiada nowy zarząd.
4,5, a może nawet 5 mld zł zysku netto w 2007 r. — takie były szumne zapowiedzi Jaromira Netzla, byłego prezesa PZU. W rzeczywistości gigant zarobił znacznie mniej.
— Wynik netto grupy z 2007 r. jest na poziomie z 2006 r. (3,7 mld zł — przyp. red.) Informacje o 4,5–5 mld zł były wyssane z palca — mówi Andrzej Klesyk, prezes PZU.
Jak to możliwe, skoro po pierwszym półroczu spółka wykazała 2,6 mld zł zysku?
— Zysk był wynikiem liberalnego podejścia do tworzenia rezerw biznesowych: spółka nie tworzyła rezerw na potrzeby procesów sądowych, w których stroną jest PZU. Zahamowano także konieczne inwestycje i obcięto nakłady na marketing i szkolenia pracowników. Na dodatek spadki na giełdzie odbiły się na dochodach z działalności lokacyjnej — wylicza Andrzej Klesyk.
Dość podgryzania
Nowy zarząd ma też inne zastrzeżenia do poprzedników.
— Wprawdzie zwiększyliśmy przypis, ale rośliśmy wolniej niż rynek — mówi Andrzej Klesyk.
Tylko w komunikacji PZU sprzedało o 120 tys. polis mniej niż przed rokiem. Nowy zarząd ma tego dość. Plan na 2008 r. zakłada, że udział w rynku przestanie spadać.
— Nowe plany sprzedażowe będą dużo bardziej agresywne — zapowiada Witold Jaworski, członek zarządu PZU.
Nie będzie to jednak sprzedaż za wszelką.
— Wycofamy się z nierentownych linii biznesowych m.in. ubezpieczeń statków pływających pod obcymi banderami. Przyjrzymy się też ofercie dla flot ciągników siodłowych — dodaje Witold Jaworski.
Cel nadrzędny: przypis ma rosnąć szybciej niż koszty stałe. A wydatki będą rosły.
— Znacząco zwiększymy nakłady na inwestycje, szkolenia i marketing. Obcinamy administracyjne — dodaje Andrzej Klesyk.
Koniec martyrologii
PZU wkroczy w nową erę: w połowie roku ma ruszyć ze sprzedażą polis komunikacyjnych w systemie direct (przez internet i telefon). Zarząd liczy, że nie odbije się to na sprzedaży polis przez agentów, lecz PZU odbierze klientów konkurentom. Siłą napędową mają też być ubezpieczenia zdrowotne i rolne. Są też złe informacje dla kierowców. Nowy zarząd wycofuje się z pomysłu poprzedników — przejęcia na siebie podatku Religi. Poprzednicy nazywali to „działaniem godnym narodowego ubezpieczyciela”.
— W tym roku będzie to kosztować spółkę 250 mln zł. Będziemy szukali metody, jak w mało uciążliwy dla klienta sposób podzielić się tym podatkiem — mówi Witold Jaworski.