Menu przeczytaliśmy kilka razy. Wśród zup zwrócił naszą uwagę żurek za 22 zł, ale za to z przepiórczym jajkiem. Odpuściliśmy ze względu na awangardową cenę. Ale byliśmy pełni przyjemnych oczekiwań w stosunku do głównego dania, nawet gdyby było o wyższej cenie. By nie komplikować życia kucharzowi poprosiliśmy o sznycel wieprzowy z kapustą za 38 zł (też był z „przepiórką”). Obsługa zapewniała, że to olbrzymie i bardzo smaczne danie. Oczekiwaliśmy go z drżeniem serca. W końcu się pojawił i rzeczywiście był olbrzymi. Po pierwszym kęsie zorientowaliśmy się szybko, że coś z nim jest jednak nie tak. Autentyczna cienizna. Ktoś tam się musiał rzeczywiście narobić by tak go rozbić. Panierowany opłatek i już!. A smakowo? Krótko mówiąc dramat. Panierka przesiąknięta olejem a same mięso bez wyrazistego smaku. Do tego łykowate. Seniorzy z przylepianą protezą do podniebienia mieliby tu pewne trudności. Podana osobno zapiekana kapusta też nie inspirowała do owacji na stojąco. Cieszyliśmy się w duchu, że wcześniej zignorowaliśmy żurek. Zdegustowani przepytaliśmy obsługę, czego dotyczy ta cała nominacja. Okazało się, że jest w kategorii Tophotel sport. Pomyśleliśmy, że sportowcy nie muszą się przejadać i stąd te nasze wybrzydzanie
