Restauratorzy wyświetlają filmy

Małgorzata Zdunek
opublikowano: 2000-07-11 00:00

Restauratorzy wyświetlają filmy

TANIE KOPIE: Filmy wypożyczamy u lokalnych dystrybutorów. Jednorazowa projekcja nie najnowszego polskiego filmu kosztuje 200-300 zł. Hity sezonu i obrazy zagraniczne bywają droższe — wyjaśnia Andrzej Rozalewicz z restauracji Sorrento z Zabrza.

W czasie wakacji spada liczba osób odwiedzających restauracje. Właściciele lokali starają się więc przyciągnąć gości. Dobrym pomysłem okazują się wieczorki kinowe. Atrakcje nie gwarantują jednak powiększenia grona stałych klientów.

Kino na świeżym powietrzu, wymyślone przez Jarosława Szylwańskiego, współwłaściciela restauracji Sorrento z Zabrza, cieszy się nie malejącą popularnością. W każdy czwartek o dwudziestej, od początku maja do końca września, można tam nie tylko zjeść kolację, ale i obejrzeć film.

— Kino zorganizowaliśmy w patio restauracji. Przed panoramicznym ekranem ustawiliśmy widownię złożoną z sześcioosobowych stolików. Film może obejrzeć jednorazowo 150 osób. By móc wyświetlać typowe kopie filmowe, wynajęliśmy profesjonalne projektory — wyjaśnia Andrzej Rozalewicz z restauracji Sorrento.

Wstęp na seanse jest bezpłatny. Jednak stolik na projekcję należy zarezerwować dużo wcześniej.

— Mamy stałych klientów odwiedzających naszą restaurację. Niektóre stoliki są zarezerwowane do końca sezonu. W ramach letnich projekcji organizujemy tzw. noce tematyczne. W tym sezonie planujemy „noc z dreszczykiem” oraz „noc erotyczną” — tłumaczy Andrzej Rozalewicz.

Nie wszyscy restauratorzy posiadają jednak odpowiednie warunki do prowadzenia letniego kina. Wtedy trzeba pomyśleć o innej formie zachęty do konsumpcji. Coraz bardziej popularne staje się więc organizowanie koncertów lub wystaw. Dobrze poprowadzona akcja promocyjna może zwiększyć liczbę klientów nawet o 40 proc. Nie gwarantuje jednak stałego wzrostu obrotów.

— To nie jest tak, że koncerty przyciągają stałą klientelę. Często organizujemy wieczory, podczas których można posłuchać muzyki na żywo. Niestety, ludzie przychodzą tylko po to, by posłuchać muzyki i nie pojawiają się więcej. Wakacje więc zawsze były dla nas martwym sezonem — twierdzi Lucyna Walusiak, kierownik bielskiej kawiarni Papuga.