Przed wybuchem epidemii COVID-19 polski rynek fitness prężnie się rozwijał. Jednak pandemia negatywnie wpłynęła na działalność branży obiektów służących poprawie kondycji fizycznej. Według szacunków Polskiej Federacji Fitness ostatniego lockdownu nie przetrwało ok. 200 klubów.
Rośnie także zadłużenie branży. Z danych Krajowego Rejestru Długów (KRD) wynika, że na koniec 2020 roku sięgało ono 7,7 mln zł. Natomiast w 2021 r. kwota wzrosła do 10,4 mln zł, czyli o ponad jedną trzecią. W rejestrze widnieje obecnie 277 placówek, a przeciętne zadłużenie każdej z nich to 46 tys. zł. Natomiast branżowy rekordzista jest winny wierzycielom niemal 2 mln zł.
Zdaniem Adama Łąckiego, prezesa KRD, problemy klubów fitness i siłowni nie skończyły się wraz z ponownym otwarciem obiektów po ostatnim lockdownie. Nadal obowiązują ograniczenia takie jak limity osób czy krótszy czas zajęć. Placówki muszą zadbać także o zachowanie dystansu społecznego i dezynfekcję.
– Ponadto nie wszyscy klienci wrócili do ćwiczeń, ponieważ w czasie pandemii zmieniły się ich nawyki. Część osób wstrzymuje się też z powrotem, obawiając się zakażenia. Z drugiej strony wiele osób chce odzyskać dawną formę i zadbać o kondycję i zdrowie. Początek roku to tradycyjnie okres największej frekwencji na siłowniach i w klubach fitness. Kluczowe będzie jednak to, na ile tym obiektom uda się utrzymać klientów przez dłuższy czas – wskazuje Adam Łącki.
Branża fitness jest także wierzycielem. Działające w niej firmy czekają na pieniądze od dłużników, którzy są im winni prawie 1,5 mln zł. Blisko 98 proc. tej kwoty to należności osób fizycznych.
Co ciekawe, nie w całym sektorze fitness sytuacja finansowa w ostatnim roku się pogorszyła. Osobom prowadzącym zajęcia sportowe – nauczycielom, instruktorom czy trenerom – udało się spłacić część swoich zaległości. Pierwszy pandemiczny rok zamknęli oni z zadłużeniem na kwotę 6,4 mln zł, a na koniec 2021 r. ta kwota zmniejszyła się do niecałych 5 mln zł.
Obecnie w KRD widnieje 327 trenerów, którzy prowadzą zajęcia sportowe. Liczba ich nieopłaconych zobowiązań to w sumie 980. Dłużnik jest winny przeciętnie nieco ponad 15 tys. zł. Rekordzista ma do oddania ponad 252 tys. zł.
– Trenerom łatwiej było odrobić pandemiczne straty niż klubom fitness i siłowniom, ponieważ nie muszą oni ponosić ogromnych kosztów związanych z prowadzeniem takich placówek – mówi Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.
Łączne zadłużenie całego sektora – instruktorów, trenerów oraz obiektów fitness i siłowni – wzrosło o niemal 10 proc., z 14,1 mln zł na koniec 2020 r. do 15,4 mln zł w ostatnim miesiącu 2021 r.