Na początku ubiegłego tygodnia ujawnione zostały dane, które podważyły model biznesowy giełdy FTX oraz jej mniejszych, powiązanych podmiotów. Okazało się, że jest on oparty na mocno zmiennym tokenie FTT, który nie ma wystarczającego zabezpieczenia w gotówce. Prezes Binance’a, głównego konkurenta FTX, publicznie zapowiedział na Twitterze, iż zmuszony jest sprzedać wszystkie posiadane FTT i jego obserwujący również powinni to zrobić.
Wielu inwestorów posłuchało nawoływań, doprowadzając tym samym do drastycznego spadku wartości FTT. Giełda FTX napotkała znaczne problemy z płynnością i na gwałt szukała inwestora. Chęć zakupu zgłosił Changpeng Zhao, prezes Binance’a. Jednak szybko zrezygnował, skazując tym samym FTX na bankructwo. Dobiło to na kilka dni notowania kryptowalut, którym pomogła dopiero zapowiedź utworzenia funduszu pomocy instytucjom.
Rozlała się panika
Bankructwo tak dużej platformy, jak FTX, podważyło bezpieczeństwo większości podmiotów z rynku. Jego regulacja, która do niedawna uznawana była za niepożądaną lub co najwyżej za przykrą konieczność, zaczęła być postrzegana jako jedyna nadzieja na przetrwanie wirtualnych aktywów.
Dotychczas o nowych przepisach mówiono w kontekście emisji czy notowań kryptowalut Ostatnie wydarzenia pokazały, że ich zakres powinien zostać poszerzony również o sposób prowadzenia giełd. Już w trakcie spadku wartości FTT wypłaty środków z FTX były klientom utrudniane. Po ogłoszeniu bankructwa pieniądze po prostu przepadły, a ucierpią na tym zarówno klienci indywidualni, jak i duże fundusze.
Fala wezbrała i rozlała się po rynku. Klienci Crypto.com zaczęli się obawiać, że oni również mogą stracić pieniądze. Jeden z nich opublikował dane na temat transakcji, jakie spółka dokonała w ostatnich dniach. Uwagę zwróciła wypłata kryptowaluty ether o wartości 400 mln USD do zewnętrznego portfela. Kris Marszalek, prezes giełdy, napisał na Twitterze, że środki zostały wytransferowane przypadkowo i już wróciły na platformę. Nie pomogło to tokenowi giełdy, którego notowania runęły.
W podobnej sytuacji jest Coinbase, inny gigant udostępniający platformę do handlu kryptoaktywami. Negatywny sentyment mocno wpłynął na kurs jego akcji, a oliwy do ognia dolał Goldman Sachs, który obniżył cenę docelową z 49 USD do 41 USD. Zdaniem specjalistów spółka nie miała żadnych powiązań z FTX, a jej płynność jest zabezpieczona. Mimo to jej akcji osunęły się na otwarciu sesji o 8 proc.
Przecena zatrzymana
Od początku problemów giełdy FTX mocno taniały niemal wszystkie kryptowaluty. Spadkom przewodził bitcoin, którego kurs w tydzień osunał się o 20 proc i w pewnym momencie znalazł się na poziomie 16 tys. USD, poniżej szacowanych kosztów wydobycia. Eksperci ostrzegali przez wzmożona zmiennością.
- Spadek kursu poniżej ceny wydobycia mógł wskazywać na to, że wkrótce nierentowni górnicy zostaną wyrzuceni z rynku, a poziom trudności wydobycia spadnie. W rezultacie rynek kopania bitcoina oczyści z podmiotów nieefektywnych. Jest to bardzo ważna cecha tego rynku. Z każdym cyklem rynek ten może być efektywniejszy. W przeszłości okolice ceny wydobycia stanowiły silne wsparcie dla notowań bitcoina i rzadko kiedy rynek spadał zdecydowanie poniżej tej ceny - mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia.
Tym razem zasada się sprawdziła, a kurs bitcoina rzeczywiście długo nie utrzymywał się w okolicach 16 tys. USD. Powodem wzrostu nie był jednak początek nowego cyklu wydobycia. Changpeng Zhao, prezes Binance’a zapowiedział utworzenie funduszu odbudowy branży, który ma „pomagać projektom silnym, ale mającym problem z płynnością”.
- Fundusz zapowiedziany przez prezesa Binance’a może podnieść nieco zaufanie inwestorów do rynku. Na wypadek potknięcia jednej z firm, inne będą zrzucać się na wypłaty dla klientów. Sam pomysł pokazuje, z jakim kryzysem mamy zaufania do czynienia - dodaje Daniel Kostecki.