Pamięta pan swoją pierwszą płytę?
To był krążek grupy The Jacksons. Ojciec przywiózł mi go z Niemiec na początku lat 80. Kolejne dostawałem od przyjaciół i znajomych, a później — gdy winyle były już dostępne w sklepach — sam kupowałem. Wiele przywiozłem też np. z Londynu. Kolekcjonowanie przerwał mój czteroletni pobyt w Holandii. Myślałem, że nigdy już do niego nie wrócę, a jednak… Pod moją nieobecność rodzice zapakowali płyty do pudła i wstawili do komórki. Czekały na mnie nienaruszone. Nadal sprawny był także gramofon Sanyo z 1983 r. Gdy to zobaczyłem — pasja odżyła.
Zaraził nią pan najbliższych?
Żonę. Chociaż gdyby to usłyszała, pewnie przypomniałaby mi, że jedną z pierwszych płyt dostałem właśnie od niej, na początku naszej znajomości. To była Belinda Carlisle. Dziś mamy w domu ponad sto winyli z piosenkami m.in. The Jacksons 5, Genesis, Pink Floyd, Leonarda Cohena. Krążek z utworami tego ostatniego podarował mi ojciec, gdy nie udało mi się dostać na koncert tego artysty w Warszawie, choć bardzo mi na tym zależało.
Czy jako dojrzały miłośnik rocka pojechałby pan na Przystanek Woodstock?
Bardzo chętnie. Zdarzyło mi się uczestniczyćw podobnym festiwalu w Toronto. Byłem pod wrażeniem. Do tej pory udało mi się zahaczyć np. o Open’era, więc kto wie, może przyjdzie czas i na Woodstock…
Zamiłowanie do książek to także wpływ taty?
Jest z wykształcenia polonistą. Od zawsze wpajał mi, że czytać trzeba. Z dobrym skutkiem. Na początku sięgałem po literaturę science fiction. Później, właśnie za sprawą ojca, przeszedłem m.in. przez utwory Prousta. Książek nie pożyczałem. Wolałem mieć je na własność. Dziś na kolekcję powoli zaczyna brakować miejsca w domu. Mam zwyczaj, że gdy gdzieś lecę, zaopatruję się wcześniej w książkę. Z reguły czas spędzony w samolocie wystarcza mi na przeczytanie jej od deski do deski.
Nie myślał pan o napisaniu własnej książki? Albo nagraniu płyty?
Z tego drugiego pomysłu wyleczyła mnie pani od muzyki jeszcze w czasach szkolnych. Sugerowała, że powinienem raczej recytować piosenki, których się uczymy, niż je śpiewać. I chyba miała rację. A książka? Czasami mam taką pokusę. Praca w korporacji dostarcza tak bogatego materiału, że mógłby z tego powstać thriller, dramat, a nawet dobra komedia.
Jacek Szugajew
Dyrektor generalny i prezes Rabobanku Polska od 2009 r. Przez dwa lata (1990-92) pełnił funkcję szefa sekcji w departamencie międzynarodowych instytucji finansowych Narodowego Banku Polskiego. Doświadczenie zawodowe zdobywał także w Citibanku Polska, ABN Amro Banku.