Forsując w Sejmie swój program, PiS może liczyć na pomoc Samoobrony czy LPR. Ekonomiści uważają jednak, że nie wyjdzie nam to na dobre.
Polityczne zawirowania wokół tworzonego przez Kazimierza Marcinkiewicza rządu przyczyniły się wczoraj do kontynuacji spadków zarówno na warszawskiej GPW, jak i na rynku walutowym. Inwestorzy coraz częściej przewidują, że szanse na utworzenie koalicji PiS-PO (właśnie ta perspektywa przyciągnęła ich do Polski przed kilkoma miesiącami) zostały zaprzepaszczone.
Wczoraj na rynki dotarły kolejne sygnały świadcząceo tym, że na wyjście z impasu nie ma co liczyć. Wprawdzie desygnowany na premiera Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział, że także dziś będzie robił wszystko, by rozmowy z PO były kontynuowane, jednak potwierdził, że ma już przygotowaną listę ministrów, którzy — w razie fiaska rozmów z PO — zasiądą w jego mniejszościowym rządzie.
Ale wypowiedzi liderów PO nie pozostawiały wczoraj złudzeń.
— Rzecz jest na dzisiaj skończona. Nie możemy prowadzić gry pozorów — powiedział Jan Rokita i dodał, że nie spotka się z Kazimierzem Marcinkiewiczem.
Chętnie pomożemy
Tymczasem Andrzej Lepper, lider Samoobrony, wydaje się zadowolony. Zadeklarował wczoraj, że Samoobrona jest gotowa wziąć współodpowiedzialność za kraj.
— Ale na zasadach współrządzenia — dodał Andrzej Lepper.
Interesuje go gospodarka, sfera socjalna i rolnictwo.
Życzliwość dla PiS deklaruje też LPR, choć Roman Giertych uzależnia ją od programu rządu.
Sytuacją polityczną zaniepokoił się prezydent. Zapowiedział, że jeśli tworzenie rządu będzie się przedłużać, w ostateczności rozpisane zostaną wcześniejsze wybory.
— Najprawdopodobniej na 15 stycznia — powiedział Aleksander Kwaśniewski.
Ekonomiści zwracają uwagę, że w razie utworzenia mniejszościowego rządu PiS będzie mógł łatwo znaleźć doraźnych koalicjantów do forsowania ustaw, które służyłyby realizacji programu wyborczego.
— Próbkę mieliśmy w środę, podczas wybierania marszałka sejmu. To byłoby dla gospodarki groźne. Największe ryzyko wiązałoby się z narastaniem deficytu budżetowego i długu publicznego. W konsekwencji mielibyśmy do czynienia z silnym odpływem kapitału zagranicznego i zahamowaniem inwestycji w Polsce. Inwestorzy wybieraliby Czechy czy Słowację — uważa Katarzyna Zajdel-Kurowska, główna ekonomistka Banku Handlowego.
Różne szacunki
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, ile proponowane przez partię braci Kaczyńskich zmiany miałyby kosztować. Zdaniem Artura Zawiszy z PiS, koszt wprowadzenia programu mieszkaniowego (PiS chce zbudować 3 mln mieszkań w 8 lat) wyniósłby 2 mld zł rocznie, czyli łącznie 16 mld zł.
— Koszt innych zmian to 12-14 mld zł, i to w perspektywie kilkuletniej — mówi Artur Zawisza.
Odmienne są wyliczenia PO.
— Realizacja programu PiS kosztować będzie ponad 30 mld zł. Jeśli dodamy koszty programu mieszkaniowego, musimy liczyć się z kwotą 50-60 mld zł rocznie — uważa Zbigniew Chlebowski z PO.
Co z tymi podatkami?
Richard Mbewe, główny ekonomista WGI DM, zwraca uwagę, że PiS nie uda się zrealizować wszystkich obietnic, gdyż nie zgromadzi większości, która pozwoliłaby na zmianę konstytucji (a ta byłaby niezbędna np. do likwidacji RPP). Może jednak wdrażać inne pomysły.
— Forsowana będzie ustawa o zapomogach dla dzieci z biednych rodzin, Leszek Balcerowicz nie będzie miał możliwości pozostania na drugą kadencję w NBP, wprowadzone zostaną ulgi dla przedsiębiorców tworzących nowe miejsca pracy. Żadne reformatorskie działania nie zostaną podjęte. Będziemy stać w miejscu, co oznacza zwiększenie dystansu do Europy — uważa ekonomista WGI.
Jego zdaniem, program mieszkaniowy nie wypali.
— Dziennie powstawać musiałoby ponad 1000 mieszkań. Nie wiadomo, za co miałyby być budowane i kto miałby je kupować. Dopóki nie poprawi się sytuacja na rynku pracy, dopóty ludzie będą bali się kredytów. Ulgi PiS tego nie poprawią — uważa Richard Mbewe.
Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan, zwraca uwagę na niebezpieczeństwo związane z rozdawnictwem i brakiem działań reformujących system świadczeń socjalnych (m.in. KRUS).
— W efekcie za rok-dwa może się okazać, że zamiast obniżać podatki, PiS zmuszony będzie je podnosić — uważa ekspert PKPP.
Tym bardziej że wyhamowaniu ulegnie proces prywatyzacyjny.
— Nie dość że państwowe spółki nie przyniosą dochodu, to do niesprywatyzowanych sektorów trzeba będzie dopłacać z budżetu — uważa Jeremi Mordasewicz.
Program dla kamikadze
Według Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty BRE Banku, programu PiS zrealizować się nie da.
— Żaden polityk nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. Nawet polityk Samoobrony — uważa Janusz Jankowiak.
Jego zdaniem, realizacja programu zwiększyłaby dług powyżej poziomu akceptowanego przez UE.
— Ten, kto realizowałby program, naraziłby Polskę na utratę co najmniej 11 mld EUR w ciągu 3 lat — mówi Janusz Jankowiak.
Richard Mbewe uważa natomiast, że teoretycznie możliwe jest realizowanie programu przy jednoczesnym utrzymaniu niskiego poziomu deficytu i długu.
— Do tego potrzebny byłby jednak bardzo wysoki wzrost gospodarczy, co najmniej 7 proc. PKB. W praktyce to niemożliwe — twierdzi ekonomista WGI DM.