Rząd wybrał mieszany system dystrybucji dopłat dla rolników. Jego zdaniem, poprawi on konkurencyjność producentów, a co najważniejsze — pozwoli na pełne wykorzystanie funduszy.
Po niezwykłym zamieszaniu wokół systemu dopłat, jakie rozpętało się podczas redagowania traktatu akcesyjnego, rząd wybrał sugerowany przez UE tzw. system mieszany. Po wyjaśnieniach naszych dyplomatów w Brukseli Komisja Europejska nie zmieniła zapisów z Kopenhagi, ale, jak podkreślają jej przedstawiciele — sposób ich wcielenia w życie będzie elastyczny.
Według ustaleń, 25 proc. dopłat, pochodzących bezpośrednio z budżetu Unii, będą mogli podzielić między siebie wszyscy posiadacze ziemi powyżej 1 ha. Według wyliczeń ekspertów resortu rolnictwa, każdy otrzyma około 202 zł od 1 ha. Warunkiem otrzymania funduszy jest utrzymanie areału w dobrej kulturze rolnej oraz złożenie wniosku. Pozostała część środków uzupełniających pulę wsparcia do 55 proc. w 2004 r., 60 proc. w 2005 r. i 65 proc. w 2006 r. będą przyznawane tylko wybranym produktom, które m.in. są dotowane w Unii.
Dodatkowe wsparcie, współfinansowane z unijnego funduszu rozwoju wsi i polskiego budżetu państwa, będzie podzielone na dwie pule: produkcji roślinnej i zwierzęcej. Z pierwszej puli dostaną je producenci zbóż, roślin oleistych i wysokobiałkowych, które są dotowane w UE, i dodatkowo tytoniu i chmielu, z drugiej — bydła i owiec. Premier Leszek Miller podkreśla, że środki te zostaną całkowicie wchłonięte, gdyż tu także będzie obowiązywał system dopłat od hektara używanego pod te uprawy lub powierzchni upraw paszowych i pastwisk.
— Efektywna produkcja rolna takich produktów jak zboża, chmiel, tytoń, len i konopie, bydło, owce czy mleko będzie więc dodatkowo premiowana — zachwala premier Leszek Miller.
Takim rozwiązaniem nie będą zachwyceni producenci ziemniaków, wieprzowiny, buraków cukrowych, owoców i warzyw, którzy otrzymają dopłaty z puli 25 proc. Nic dziwnego, że kwaśną minę ma Władysław Serafin, szef Kółek Rolniczych, który zgodę na system mieszany uważa za porażkę rządu.