Sąd zbada wyprzedaż w Energomontażu

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2013-12-10 00:00

Oferent zainteresowany majątkiem po Energomontażu Południe chce odwołania i ukarania syndyka upadłej spółki.

Pod koniec listopada syndyk upadłego (ale wciąż notowanego na GPW) Energomontażu Południe (EP) sprzedał dwie zorganizowane części przedsiębiorstwa, realizujące największe kontrakty spółki — w Elektrowni Połaniec i terminalu LNG. Nabywcami, którzy łącznie przejęli 200 pracowników EP, są Rafako z grupy PBG i osoba fizyczna (z informacji „PB” wynika, że chodzi o Łukasza Sęktasa, bankiera inwestycyjnego z Londynu). Zdaniem trzeciego oferenta, spółki EnergoPL z Dąbrowy Górniczej, która obeszła się smakiem, transakcje warte 1,6 mln zł zostały ustawione.

Syndyk się broni

EnergoPL to spółka kontrolowana przez rodziny Radosława Kamińskiego, byłego wiceprezesa EP, i Stanisława Gasinowicza, kilka lat temu czołowego akcjonariusza giełdowej spółki. Radosław Kamiński, jako prezes EnergoPL, złożył w katowickim sądzie upadłościowym pismo, w którym wnosi o ukaranie i odwołanie syndyka EP, Mirosława Możdżenia. Zarzuca mu nierówne traktowanie oferentów, pozorowanie negocjacji z EnergoPL, wykorzystywanie informacji uzyskanych od tej spółki do zawarcia umowy z Rafako i Sęktasem, a nawet działanie na szkodę EP.

Mirosław Możdżeń zapewnia, że procedura była prowadzona prawidłowo i nikt nie był faworyzowany.

— Rafako i prywatny inwestor nie tylko zaoferowali wyższą cenę niż EnergoPL, ale też przejęli więcej pracowników EP, co oznacza większe oszczędności dla masy upadłości — tłumaczy Mirosław Możdżeń.

Nie zgadza się też ze stwierdzeniem EnergoPL, że oferta Rafako, jako dłużnika EP, w ogóle nie powinna być przyjęta. — Nie ma przepisu, na podstawie którego mógłbym pominąć ofertę dłużnika upadłej spółki — mówi Mirosław Możdżeń.

Zarzuty firmy dotyczą też działań Piotra Szymczyka, obecnego prezesa EP. To on, zdaniem EnergoPL, de facto reprezentował Łukasza Sęktasa i miał koordynować proces tworzenia ofert jego i Rafako w taki sposób, by jako idealnie komplementarne miały przewagę. Przekazywał przy tym oferentom imienne listy pracowników, których warto przejąć, co było naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych. Piotr Szymczyk mówi, że jako prezes EP „aktywnie poszukiwał inwestorów”.

— Żaden z nich nie był jednak przeze mnie faworyzowany, wszyscy mogli ze mną rozmawiać i uzgadniać, którymi pracownikami są zainteresowani — mówi Piotr Szymczyk.

A Mirosław Możdżeń zapewnia, że jeżeli nawet oferenci uzgadniali coś między sobą i ktoś przekazał im imienne listy pracowników, to odbyło się to bez jego wiedzy i zgody.

Wierzyciele na lodzie

Po sprzedaży zorganizowanych części przedsiębiorstwa główne aktywa EP to osiedle Książęce w Katowicach i zakład produkcji przemysłowej w Będzinie. Łącznie majątek upadłej spółki syndyk szacuje na 100 mln zł. To kropla w morzu zobowiązań EP, które są aż dziesięć razy większe. Przychody ze sprzedaży majątku trafią tylko do wierzycieli mających hipoteki na nieruchomościach EP. Pozostali mogą liczyć jedynie na korzystny rezultat sporu syndyka z Alstomem. Za bezprawne, zdaniem syndyka, rozwiązanie umów, domaga się on od koncernu ok. 60 mln zł.