Od dwóch lat odkryciem czołówki listy najbogatszych Polaków według „Forbesa” jest German Efromovich, urodzony w Boliwii i mający interesy głównie w Brazylii. Zdobył niedawno polskie obywatelstwo, powołując się na pochodzenie przodków.



Tymczasem w Ameryce Południowej żyje inny miliarder, który powinien trafić na tę listę. Tym bardziej że Samuel Klein wyjechał prosto z Polski do Boliwii i dalej do Argentyny. Dziś ma 91 lat i wraz z synami oraz wnukami kontroluje majątek wart około 2 mld USD. Tym samym, z 6,4 mld zł fortuny, przedsiębiorca mieszkający w Sao Paulo zająłby 5. miejsce w rankingu polskich krezusów, wyprzedzając o kilka miliardów Efromovicha.
Łzy Hollywood
Samuel Klein, pytany o źródło swojego sukcesu, odpowiada zawsze tak samo: cała tajemnica polega na tym, żeby kupić i sprzedać, a potem kupić. I sprzedać. W takim podejściu tkwi źródło sukcesów sieci marketów Casas Bahia ze sprzętem do domu, meblami i elektroniką, które w Ameryce Południowej zna niemal każdy. W samej Brazylii jest ponad 600 sklepów, których nazwę można przetłumaczyć jako Domy Bahia, gdzie Bahia to nazwa jednego z brazylijskich stanów.
— Chciałem spełnić sen tych, którzy przemieszczali się w głąb Brazylii w poszukiwaniu lepszego życia. Często pochodzili właśnie z Bahii — tłumaczył Klein jednemu z dziennikarzy, który napisał o przedsiębiorcy o polskich korzeniach książkę o wymownym tytule „Trajektoria sukcesu”.
Nie jest ona jednak jedynie opisem biznesowych sukcesów Żyda z podkarpackiego Zaklikowa, nieopodal Stalowej Woli. Historia życia Kleina to bowiem materiał na hollywoodzki wyciskacz łez.
190 kalorii
Samuel urodził się jako trzecie z dziewięciorga dzieci Kleinów. Nie miał łatwo, nie tylko ze względu na napięcia między chrześcijanami a żydami. Także dlatego, że był, jak to mówią, „charakterny”. W wieku 12 lat, po scysji na tle religijnym z koleżanką z klasy, powiedział ojcu wprost: więcej do szkoły nie pójdę. I zaczął uczyć się stolarstwa, w którym Klein senior był lokalnym mistrzem.
Po niemieckiej inwazji rozleciał się poukładany świat Samuela. Jesienią 1942 r. do domu zapukali Niemcy z komunikatem: za godzinę wszyscy wyjeżdżacie. W ten sposób Samuel trafił do piekła, obozu zagłady w Budzyniu na Lubelszczyźnie. Dieta 190 kalorii dziennie nie zabiła go, bo wraz z ojcem udało im się uniknąć najcięższych prac — służyli za obozowych stolarzy. W czerwcu 1944 r. obóz likwidowano w obawie przed Armią Czerwoną. Pozostałych przy życiu Żydów pędzono w stronę Oświęcimia.
— Wtedy uciekłem. Powiedziałem Niemcowi, że muszę za potrzebą, w pole. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, dokąd idę, byleby tylko oddalić się od grupy — wspominał po latach Samuel Klein. Przygarnęli go napotkani Polacy, u których pracował w zamian za wikt i opierunek.
Mąką z aspiryną
Po wojnie Samuel odnalazł spalony dom i część członków rodziny. Wtedy też obudził się w nim gen przedsiębiorczości. W miasteczkach Lubelszczyzny sprzedawał na straganach wódkę i wędliny. Wreszcie stać go było na nowe ubrania i zebrał trochę gotówki na śmielsze inwestycje. Od znajomego Żyda Samuel usłyszał o opuszczonych cukrowniach w Niemczech. Szybko zorganizował transport i przewiózł słodki towar do Polski. Przeniósł się do Niemiec, handlował z Polską m.in. mąką i skórami.
Sprowadził pierwsze po wojnie partie aspiryny, kupował i sprzedawał monety kolekcjonerskie, importował kawę i papierosy z Brazylii. Te ostatnie na potęgę w Berlinie Zachodnim kupowali amerykańscy żołnierze. W 1949 r. otworzył tam, wraz z nowo poślubioną żoną, delikatesy z jedzeniem. Ale wielka polityka dopadła go raz jeszcze i jego status w dzielonym właśnie na kawałki Berlinie był niepewny. Postanowił wyjechać. Gdzie?
— Tam, gdzie nie będzie komunizmu, nazizmu i kryzysu — powiedział żonie Annie.
Koń na raty
Padło na Boliwię, gdzie Samuel Klein miał daleką ciotkę. Ta przyjęła kuzyna z 7 tys. USD w kieszeni, żoną i synem Michaelem. Jednak w La Paz nie znalazł swojego miejsca. Sao Paulo — to było to.
— Nie było tam zimna Europy i gorąca Rio — wspomina Klein, któremu wreszcie dopisało szczęście. W Brazylii spotkał kolegę z Niemiec. Ten dał mu okazję do zarobku. Umowa była prosta: płacisz 6 tys. USD za wóz, konia i towar, w zamian dostajesz dostęp do 200 klientów pracujących w przemyśle.
Po portugalsku Klein dukał z trudnością, nadrabiał prezencją i sprytem. Widział, że jego klienci co miesiąc dostają pensję, więc nie bał się ich kredytować. Po pięciu latach ciężkiej pracy koń dostał wolne. Klein założył pierwszy sklep z mydłem i powidłem dla domu.
— Płatności ratalne to był pionierski pomysł na ówczesnym rynku. Na tym też zbudowana została siła Casas Bahia. Do tego nienaganny wygląd sprzedawcy, uśmiech, perfekcja — uważa Michael Klein, syn Samuela. Po drodze do dzisiejszej fortuny Samuel Klein odważnie inwestuje w technologię — zostaje największym partnerem IBM w Brazylii — i co roku 3 proc. przychodów wydaje na marketing. W 2009 r. oddaje stery Michaelowi, który dopina plan połączenia z innym brazylijskim gigantem w handlu — grupą Pão de Aćúcar.
Kleinowie mają 47 proc. w grupie wartej ponad 4 mld USD. Obecnie, po sprzedaży części udziałów, rodzina Kleinów ma 27 proc. akcji. Co zrobi z setkami milionów dolarów gotówki? Mówi się, że Michael Klein będzie inwestował m.in. w sieć powietrznych taksówek. Jedno jest pewne: pomnażanie fortuny będzie odbywać się w rytm przykazania Samuela Kleina. Brzmi ono: „Żyj i pozwól żyć”.