Serca naszych dzieci nie mogą leżeć odłogiem
Wydałem ciężką kasę na edukację córki, a to dopiero matura... Teraz wysyłam ją na studia do Stanów. Ciekawe, kiedy to się zwróci – pół żartem, pół serio zwierzył mi się ze swoich trosk znajomy biznesmen.
To bardzo dobre pytanie. Warto tylko je pogłębić... Jakiego zwrotu oczekujemy i w jakiej walucie inwestujemy? Psycholodzy Amerykańscy wykazali właśnie, że rodzice, którzy zamienili życie swoich pociech w obóz edukacyjno-treningowy, mają kłopot wynikający z dysproporcji między świetnym wykształceniem, wysportowaniem i otrzaskaniem z nowinkami technologicznymi swoich pociech, a ich nikłą samodzielnością, brakiem odporności na stres, nieprzystosowaniem do grupy. Jak na złość ambitnym rodzicom inwestorom, gwałtownie zmienia się dziś model kariery. Nie wystarczy superdyplom i wiedza-baza, niezbędna jest również umiejętność ich sprzedaży.
O sukcesie decydują odwaga, innowacyjność, wyczucie grupy i klienta, twórcze zastosowanie swojej wiedzy. Kończą się kariery linearne — kolejne stopnie naukowe, kolejne stanowiska w korporacyjnej hierarchii. Jeśli młody człowiek ma prawdziwą pasję, umie dzielić się wiedzą, pracować w zespole, może znaleźć się w świetnie płatnym projekcie na równych prawach z rówieśnikami ojca...
Większość prognoz wskazuje, że z roku na rok o przydatności zawodowej i biznesowym sukcesie decydować będą soft skills — samoświadomość, zdolność komunikowania emocji, wyczucie innych, dostrojenie, komunikacja, zarządzanie stresem. A gdzie się tego uczymy? W domu proszę Państwa! Zaś w rozwoju inteligencji emocjonalnej 10-, 11-latka kluczową rolę odgrywają trwałe więzi i doświadczenia z grupy rówieśniczej. Jak je rozwijać, gdy nie zna się nawet z widzenia swoich sąsiadów, bo dom jest tylko hotelem, a zmieniając szkoły na coraz lepsze nigdzie nie zagrzało się miejsca w zgranej klasie? Pod tym względem dzieci chowające się w blokowiskach i sterczące na klatkach schodowych mają czasem większe szanse niż te przewożone przez mamę lub kierowcę z elitarnego tenisa na ekskluzywny hiszpański...
Inwestycją, której potrzebują nasze dzieci, jest czas. Nasz czas, w którym my, rodzice całym sercem jesteśmy z nimi i ze sobą nawzajem. Ten czas ma być czymś więcej niż spółka rodzinna, hipoteka plus wspólni znajomi! Dobra wiadomość — tego czasu nie trzeba tak wiele jak tamtego, którego wymaga dopilnownie nowych projektów, zamortyzowanie inwestycji, przeprowadzenie audytu, wdrożenie nowego systemu czy zadbanie o priorytetowego klienta...
Musimy jednak zadbać o jego jakość. O podtrzymanie (lub zbudowanie na nowo) tkanki szacunku, miłości i wzajemnej troski, która promieniuje z naszych małżeństw i nasącza dzieci. Jeśli to niemożliwe, trzeba zakończyć udawanie, otworzyć serce i lepiej zadbać o nowy związek. Nasze dzieci potrzebują szczęśliwych rodziców, bo poświęcających się — nie docenią i tak!
Rozejrzyjmy się wokół domu — czy znamy swoich sąsiadów? Czy nasze młode czują się u nich jak u siebie, a czy w naszym domu jest miejsce dla cudzych dzieci? Czym jest dla twojego nastolatka podwórko? Pamiętasz? Myśmy coś takiego mieli...
W obliczu ciągłych zmian, rynkowych, cywilizacyjnych, kulturowych stajemy wobec ciekawego paradoksu: musimy być ekstremalnie elastyczni, otwarci na nowe, nie przywiązywać się do form. Musimy pamiętać, że rozwiązania biznesowe, które zadziałały wczoraj, dziś mogą nas zgubić.
Ale z drugiej strony potrzebny jest stały azymut. Kilka podstawowych wartości, które autentycznie realizujesz i ty, i twój partner, a dzieci mają okazję doświadczyć, jak one rzeczywiście działają. Już zacząłem o nich mówić. Mam kontynuować? Proszę bardzo: słuchamy się wzajemnie, szczególnie gdy coś boli, bez zakłamania wyjaśniamy na bieżąco nie obrażając się (ani siebie nawzajem), szanujemy wspólnie spędzony czas (rodzinne rytuały), pomagamy sobie i sąsiadom, szukamy wspólnych zainteresowań w świecie sztuki i kultury... Gwarantuję zwrot inwestycji, wasze dzieci będą miały i kasę, i klasę...
Jacek Santorski (50), dyrektor programowy Instytutu Psychologii Biznesu, ojciec trzech synów.