Skrajne wnioski nie mają szans

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-10-07 20:28

Komisja Europejska (KE) pod przewodem Ursuli von der Leyen dopiero 1 grudnia obchodzi pierwszą rocznicę rozpoczęcia urzędowania w kadencji 2024-29, ale już ustanowiła rekord liczby prób jej usunięcia.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

10 lipca Parlament Europejski (PE) odrzucił pierwszy wniosek o wotum nieufności wobec KE stosunkiem 175:360, przy 18 europosłach wstrzymujących się i aż 167 niegłosujących. Tamtą inicjatywę podjęła grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, chociaż się podzieliła – za usunięciem Ursuli von der Leyen głosowała m.in. ekipa PiS, ale jej włoscy udziałowcy z rozkazu Giorgii Meloni poparli KE. Po przerwie wakacyjnej wpłynęły aż dwa wnioski konkurencyjne politycznie i merytorycznie. Jeden złożony został przez prawicową grupę Patrioci dla Europy, zaś drugi przez skrajną grupę Lewicy.

W czwartkowym głosowaniu żaden nie ma szans, zatem Ursula von der Leyen będzie trwała. Notabene 10 września na sesji PE w corocznym orędziu o stanie UE roztoczyła przed naszą wspólnotą świetlaną przyszłość, oczywiście pod kierunkiem jej KE do 2029 r. Abstrahując od zróżnicowania argumentów konkurencyjnych wniosków oba skazane są na posłanie do kosza ze względów proceduralnych. Samo złożenie wniosku wymaga zebrania podpisów jedynie 72 europosłów, ale przed ich skutecznością traktaty zawiesiły poprzeczkę niebotycznie wysoko. Traktat o UE w artykule 17 ustala, że wybranie przez PE przewodniczącego KE – w trybie zero-jedynkowym, albowiem kandydata zgłasza Rada Europejska, czyli szczyt prezydentów i premierów 27 państw – następuje w głosowaniu tajnym, zaś wymagana jest większość składu PE, czyli co najmniej 361 europosłów z 720. Wotum nieufności, równoznaczne z odwołaniem całej KE, schowane zostało natomiast w artykule 234 innego traktatu, bardziej technicznego – o funkcjonowaniu UE. Wymagana jest zaporowa większość podwójna – co najmniej połowa składu PE (czyli jak przy wyborze przewodniczącego KE), ale zarazem dwie trzecie głosów oddanych na sali. Najważniejszą rolę odgrywa jeszcze jeden przepis, niby drobny – otóż głosowanie jest… jawne, czyli personalny wydruk znany jest natychmiast wszystkim. W stosunku do tajnej procedury wybierania przewodniczącego KE to różnica kosmiczna. Jawność wyklucza ewentualną nielojalność europosłów z trzech największych grup popierających KE, w tym niezadowolonych członków Europejskiej Partii Ludowej, która przeforsowała Ursulę von der Leyen na jej drugą kadencję.

Debata PE nad wnioskami potwierdziła biegunową rozbieżność opinii partyjnych międzynarodówek. Największa grupa chadecko-ludowa bywa oskarżana przez socjalistów i liberałów o nieformalne związki ze skrajną prawicą, ale generalne poparcie trzech grup trzymających lejce dla gabinetu Ursuli von der Leyen jest jednak niepodważalne. Podkreślają one, że UE nie może sobie pozwolić na paraliż, i to zaledwie rok po wyborach do PE. Naturalnie zgłaszają wiele szczegółowych uwag krytycznych wobec polityki wspólnotowego rządu. Socjaliści zarzucają KE kunktatorstwo wobec wojny w Gazie, chociaż doceniają ideę częściowego zawieszenia tzw. układu stowarzyszeniowego UE z Izraelem oraz nałożenia sankcji na osadników izraelskich i skrajnie prawicowych ministrów. Z uznaniem przyjęli także wdrażanie przez KE planu mieszkaniowego oraz obronę celów klimatycznych UE. Zdecydowanie ostrzej wypowiedzieli się o wnioskodawcach, z obu stron, liberałowie z Odnowy Europy. Uznali tzw. ekstremistów i populistów za inżynierów chaosu, którzy chcą zniszczyć UE od środka. Reasumując – w czwartek nic się w PE nie wydarzy, ale wyniki arytmetyczne będą ciekawe. Po pierwsze – który upadły wniosek zbierze więcej głosów, albowiem prawica zapowiada poparcie dla lewicowego, ale rewanżu się raczej nie doczeka. Po drugie – ilu europosłów z grup popierających KE nie weźmie udziału w głosowaniu. Taka absencja losom Ursuli von der Leyen absolutnie nie zagrozi, ale jednak będzie sygnałem ostrzegawczym.