Amerykańska waluta mocno wczoraj traciła na wartości. Złoty tego nie wykorzystał. Spadł do euro i franka
Zmiana w relacjach dwóch najważniejszych walut to dobra wiadomość dla złotego. Niestety, potrzebny jest jeszcze drugi element układanki.
"Sprzedaj dolara", "Dolar będzie skończony" — brzmiały wczoraj od rana komentarze amerykańskich analityków. Po deklaracji amerykańskich władz monetarnych (Fed) o zakupie obligacji długoterminowych za nawet 300 mld USD wyprzedaż amerykańskiej waluty, obserwowana już od kilkunastu dni, nabrała tempa. Kapitał odwrócił się od dolara, wystraszony nieco dodrukiem pieniędzy. Ruszył na rynki surowcowe i giełdy, zachęcony poprawą nastrojów inwestycyjnych.
Giełdowa zależność
Już w środę wieczorem kurs EUR/USD wzrósł o 3 proc. Wczoraj notowania podniosły się z około 1,35 USA za euro do blisko 1,37. W ślad za tym wzmocnił się również złoty. Tyle że głównie do dolara, bo w stosunku do euro i franka szwajcarskiego tak dobrze już nie było. Zwłaszcza na godzinę przed końcem sesji na warszawskiej giełdzie, kiedy rosnące dotąd w imponującym tempie indeksy nieco osłabły. Słaby początek sesji za oceanem również przyczynił się do dość gwałtownego skoku kursu EUR/PLN.
— Wahania indeksów giełdowych są obecnie najlepszym barometrem awersji do ryzyka. Kiedy tylko na giełdach jest gorzej, złoty traci. Kiedy ceny akcji rosną, złoty również zyskuje — zauważa Ernest Pytlarczyk, ekonomista BRE Banku.
Jego zdaniem, jeśli jednak dobre nastroje na giełdach będą się utrzymywać, to złoty powinien odrabiać straty wraz z rosnącym kursem EUR/USD.
Zakładnik stymulacji
O tym, że w notowaniach pary EUR/USD doszło do przełomowej (przynajmniej w średnim terminie) zmiany, przekonani są ekonomiści Citigroup. Ich zdaniem, wystarczy, że administracja prezydenta Baracka Obamy uchwali kolejny plan mający stymulować gospodarkę, a na dolarze trzeba będzie postawić krzyżyk.
Goldman Sachs podwyższył wczoraj swój krótkoterminowy poziom docelowy dla EUR/USD z 1,35 do 1,40. Analitycy banku oszaco- wali również, że w roku fiskalnym, kończącym się 30 września Stany Zjednoczone wyemitują papiery dłużne w sumie za 2,5 bln USD. To trzy razy więcej niż w poprzednich dwunastu miesiącach.
Zmniejszenia roli dolara jako jednej z globalnych walut i spadku jego wartości spodziewają się też chińscy eksperci (patrz obok).
— Drukowanie pieniędzy nie jest tą czynnością, która budzi zaufanie inwestorów posiadających dolary. Nie wydaje się też, by była gwarantem wartości zielonej waluty — dodają analitycy Raiffeisen Banku.
To już było
Warto jednak pamiętać, że podobnie wypowiadała się większość analityków już we wrześniu 2008 r., gdy przedstawiano założenia planu Paulsona. Specjaliści TD Securities wieszczyli nawet wzrost EUR/USD do 1,95 w konsekwencji rozdmuchania amerykańskiego deficytu budżetowego i długu publicznego. Tymczasem dolar po chwilowym wahaniu kontynuował marsz w górę, bo inwestorzy wycofywali kapitał z rynków globalnych i wracali do domu, czyli Stanów Zjednoczonych. Mimo zapowiedzi skokowego wzrostu długu kupowali amerykańskie obligacje, uchodzące za najbezpieczniejszą lokatę na trudne czasy.
— Byłbym bardzo ostrożny w formułowaniu tezy, że to przełomowy moment dla rynku eurodolara. W ostatnich dwóch latach mieliśmy już wiele gwałtownych zwrotów akcji. Rynek jest bardzo nerwowy i wystarczą gorsze dane ze strefy euro, by marsz w górę EUR/USD został powstrzymany —przestrzega Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Bank Polska.
To najlepiej ostatnio prognozujący specjalista od walut według rankingu "PB".
Analitycy Raiffeisena również uważają, że na ogłoszenie definitywnego końca silnego dolara jest za wcześnie. Wkrótce bowiem może się okazać, że niemal wszystkie główne banki centralne podejmują podobne kroki. Brytyjczycy już to robią.
— Wtedy relatywne zaufanie do dolara może powrócić — uważają analitycy Raiffei-sen Banku.
Niestety, jest bardzo prawdopodobne, że będzie to równoznaczne z odwrotem od złotego. Dlatego do większego wzrostu wartości naszej waluty potrzebny jest jeszcze jeden element układanki — mocniejsze odbicie na giełdach i wiara, że Polska gospodarka poradzi sobie lepiej z kryzysem niż zachodnie.
Wczoraj po godzinie 17.00 radość ze środowego umocnienia złotego prysła. Za franka szwajcarskiego znów płacono prawie 3 zł, a za euro ponad 4,60 zł. Dolar kosztował 3,37 zł, ale w tej walucie mało kto z Polaków ma kredyty.