Słońce ogrzewa tylko bliską sobie półkulę

Jacek Zalewski
opublikowano: 2002-02-12 00:00

Piątkowa wymiana kadr w PKN Orlen nadal pozostaje tematem dnia w dyskusjach środowisk biznesowych. Ze zrozumiałych powodów większość menedżerów — i to nie tylko ze spółek skarbu państwa — odmawia publicznego komentowania tego wydarzenia, zachowując własne opinie dla siebie. Niektórzy trzymają się wręcz maksymy „mam swoje zdanie, ale się z nim nie zgadzam”. Bez skrępowania wyrażają się za to uczestnicy anonimowych sondaży (patrz diagram poniżej), którzy nie mają żadnych wątpliwości.

To charakterystyczne, że tak otwarcie mówią o całej sprawie dwaj najwięksi antagoniści polityczni, czyli przywódcy ugrupowań, które obejmowały władzę w wyborach parlamentarnych 1997 i 2001 — były przewodniczący byłej AWS Marian Krzaklewski oraz przewodniczący SLD i premier Leszek Miller. Żadnych sporów między nimi nie wywołuje sam fakt czyszczenia przez rządzącą ekipę spółek skarbu państwa i obsadzania ich własnymi ludźmi. Co najwyżej licytują się, kto ma w rezerwie kadrowej lepszych fachowców. Premier zapowiedział, że w najbliższym czasie resztki po AWS zostaną posprzątane do czysta — a były przewodniczący miał pretensje jedynie o styl tego sprzątania.

I tu ma niewątpliwie rację, ponieważ użycie tak ogromnych sił UOP (cała kolumna samochodów i zbrojny tłum agentów) jako chłopców do doręczania przesyłek — w tym przypadku chodziło o doręczenie do prokuratury paczki wartościowej z prezesem Modrzejewskim — dowodzi, iż służby specjalne mają zdecydowanie za wysoki budżet. Chyba od czasu wyjęcia prezesa NBP Grzegorza Wójtowicza z pociągu nie zostały one zaangażowane do takiej hucpy. Wniosek z tego jeden — zmieniają się dysponenci polityczni, ale służące bieżącej propagandzie zlecenia dla UOP pozostają równie kretyńskie.

Różnica między obecną a minioną ekipą rządzacą polega wyłącznie na tym, że słońce poprzedniego układu świeciło trochę z boku, nie pełniąc formalnie żadnej funkcji państwowej, kierując jedynie związkiem zawodowym. Bodaj raz wepchnęło się na siłę do pierwszej linii dygnitarzy — z własnym klęcznikiem — w czasie mszy celebrowanej trzy lata temu przez Jana Pawła II przed Teatrem Wielkim. Słońce obecnego układu partyjno-państwowego świeci natomiast z samego jego centrum i nie dopuszcza do dualizmu władzy wykonawczej.

Planet krążących wokół ziemskiej gwiazdy jest, jak wiadomo, tylko dziewięć i są już raczej zajęte. Zupełnie przyzwoicie można się ogrzać także na stanowisku planetoidy (tych naliczono około dwóch tysięcy), w następnej kolejności — będąc kosmicznym planktonem, a wreszcie — gwiezdnym pyłem. W zależności od aspiracji, każda formuła znalezienia się w zasięgu życiodajnych promieni jest dobra. Dlatego naiwność ortodoksyjnych środowisk biznesowych, które od lat oczekują odczepienia się polityków od bezpośredniego zarządzania organizmami gospodarczymi, jest tak rozbrajająca. Przecież funkcjonuje idealne sprzężenie zwrotne — z jednej strony, polityczne słońce zdaje sobie sprawę z potęgi emitowanego przez siebie ciepła (i dlatego ogrzewa tylko wybraną, bliską sobie półkulę), a z drugiej, rozumie, iż cały sens jego istnienia polega na cyrkulacji tego uzależnionego układu.

Bez układu nawet najsilniejsze słońce staje się tylko szeregową gwiazdą na nieboskłonie. Jakże często — spadającą.