Incydent z zawróceniem samolotu premiera Jarosława Kaczyńskiego (patrz str. 3) jest precedensem w dziejach polskiej polityki zagranicznej. Widocznie IV RP i w tej dziedzinie wyznacza nowe standardy. Spóźniony w stosunku do harmonogramu Tupolew zakłóciłby czystość nocnego nieba nad Irakiem dla operacji amerykańskiego lotnictwa, został więc skierowany na przeczekanie — a w ruchu lotniczym kontrola obszaru sprawuje władzę absolutną. Notabene także na pokładzie samolotu obowiązuje funkcjonalna hierarchia i w kwestiach czysto awiacyjnych nawet prezydent USA jest podporządkowany dowódcy swego Air Force One.
Zawrócenie lotu PLF 102 ma jednak szczególną wymowę symboliczną. Oto amerykański dowódca średniego szczebla odesłał samolot z biało-czerwonymi szachownicami i napisem Rzeczpospolita Polska, wiozący premiera sojuszniczego państwa NATO między innymi na wizytację jego kontyngentu! Poufność tego wątku była przed lotem oczywista, ale post factum
nie ma już sensu. Nieudana wyprawa miała aż trzy cele
— poświęconą ropie sobotę w Kuwejcie, gazową niedzielę w Katarze oraz militarny
poniedziałek w Iraku. Dzisiaj szefa rządu miała gościć po raz drugi — pierwsza wizyta miała miejsce przed Wigilią — nasza baza w Diwaniji.
Trwa debata o tarczy rakie-towej w Polsce, społeczeństwo pyta o jej cenę i ocze-kuje godnego traktowania nas jako sojuszników USA.
8 czerwca w tej sprawie zawita na kilka godzin (na prezydencki obiad w Juracie) George Bush. Jego człowiek na stanowisku kontroli powietrznej w Iraku już wskazał Polsce miejsce w szyku.