Solon jak Kołodko

Aleksander Krawczuk
opublikowano: 2002-11-29 00:00

Solon, ateński mąż stanu w początkach VI wieku p.n.e., a więc 2600 lat temu, obdarzony ogromem pełnomocnictw przeprowadził w Atenach wielkie reformy ustrojowe i gospodarcze. Były konieczne. Z uwagi na sytuację polityczną — zaciekłą walkę stronnictw, jak też kryzys ekonomiczny. Reformy te miały — i pośrednio wciąż mają — wielkie znaczenie historyczne, utorowały bowiem drogę rozwojowi ateńskiej demokracji, której spadkobiercami i my jesteśmy.

Premier Grzegorz Kołodko znajduje się oczywiście w położeniu bez porównania lepszym: walka partii, choć ostra, nie grozi wybuchem wojny domowej, a gospodarka, jakkolwiek trudno uznać jej stan za zadowalający, uniknęła najgorszego: katastrofy finansów państwa. Na szczęście też — dla siebie — pan wicepremier nie dźwiga sam ciężaru ogromnej odpowiedzialności, jaką zwykle nakładają pełnomocnictwa nadzwyczajne; dzieli ją z organami konstytucyjnymi państwa demokratycznego, u którego źródeł są też, powtórzę to raz jeszcze, reformy Solona. Tak odległe w czasie.

Minister finansów może sobie jednak pozwolić na własne pomysły, realizowane oczywiście z pomocą rządu i za zgodą parlamentu. Do takich należy plan oddłużenia przedsiębiorstw, czyli — w założeniu — uwolnienia ich od ciężarów, którym i tak nigdy nie byłyby w stanie podołać, a które odbierają perspektywy i możliwości rozwoju, nawet egzystencji. Otóż, to pomysł — choć realizowany w jakże odmiennym świecie — Solona!

Rzecz prosta, w jego czasach nie było wielkich przedsiębiorstw przemysłowych, nie istniał tak skomplikowany system podatkowy, nie znano nawet (strach pomyśleć!) składki zusowskiej... Podstawę gospodarki stanowiła wielka i mała własność rolna — ta ostatnia wówczas z różnych powodów dramatycznie zadłużona. Nie wdawajmy się tu w szczegóły, zresztą i tak niezbyt dobrze nam znane i wciąż rozpatrywane. Chodzi o istotę śmiałego pomysłu: o umorzenie i długów prywatnych, i tych wobec państwa. Pomysł radykalny, doraźny, ale zarazem stwarzający nowy punkt wyjścia dla tysięcy obywateli, którzy nie widzieli przed sobą przyszłości — poza niewolą za długi, do czasów Solona w Atenach zgodną z prawem.

Ta grecka sejsachteja — czyli dosłownie „strząśnięcie ciężarów” — może nie była pierwszym tego rodzaju aktem gospodarczym w dziejach gospodarki europejskiej, ale jest wszakże pierwszym poświadczonym i wciąż wspominanym. Słusznie. Niezależnie bowiem od różnic, od skomplikowania obecnych systemów ekonomicznych, sama idea pozostaje nie tylko nęcąca — któż nie chciałby pozbyć się długów! — ale i pobudzająca. W wielkim, społecznym wymiarze stwarza nową sytuację psychologiczną, zachęca do wysiłku, wyzwala energię. To wartości, które w ekonomii nie zawsze bierze się pod uwagę w należytym stopniu, trudno je bowiem wyważyć i wyliczyć. A przecież to one dają atmosferę swobody, nadziei.

Każdemu, rzecz prosta, nasuwa się pytanie, czy sejsachteja Solona się sprawdziła, jakie były jej rezultaty — jakich więc wyników można spodziewać się ewentualnie po tej Kołodkowej. Solonowa przyniosła pożytek. Nadal wprawdzie trwały w Atenach polityczne spory i walki, w 30 lat później doszło nawet do przewrotu ustrojowego, wszystko to jednak działo się już na innym poziomie i w zupełnie odmiennej, gospodarczo lepszej sytuacji. Marsz Aten ku wielkości rozpoczął się od Solona — sejsachteja odegrała w tym rolę, jako jeden z istotnych elementów porzucenia przeszłości.

Ale nawet jeśli sejsachteja Kołodki (łącznie z abolicją podatkową) się powiedzie, niechże on sam nie spodziewa się nadmiaru wdzięczności. Los Solona jest pouczający. Obie strony ówczesnego konfliktu ostro go zaatakowały. Chłopi mieli mu za złe, że nie przeprowadził podziału ziemi, wielcy właściciele zaś krytykowali, co zrozumiałe — oddłużenie rolników. A jeszcze inni bardzo się dziwili, że — mając w ręku takie możliwości — Solon nie zagarnął władzy tyrana; co gorsza, w pewnym momencie po prostu odszedł od polityki! Ale chyba na tym polega prawdziwa mądrość. Jak bowiem Solon poucza w swoich poezjach (bo i wiersze układał), do szczęścia nie tak wiele trzeba. Udane dzieci, dobry gość przy stole, wierny pies, rącze konie. Zdrowie rozumie się samo przez się. I nic się nie zmieniło po dwudziestu sześciu wiekach — tyle tylko, że zamiast koni wymienimy samochód.