Z danych zgromadzonych przez GUS wynika, że w pierwszych pięciu miesiącach 2012 r. spółdzielnie mieszkaniowe zaczęły budowę 1,5 tys. mieszkań. To dwa razy więcej niż w takim samym okresie 2011 r. Na przykład na warszawskim Mokotowie spółdzielnia „Służew nad Dolinką” zakończyła już czwarty budynek. Jest w nim 113 mieszkań.
Z innych stołecznych inwestycji warto wymienić, również oddany niedawno do użytku, zespół mieszkaniowy Namysłowska, wybudowany przez robotniczą spółdzielnię mieszkaniową Praga. Jest w nim 75 mieszkań o powierzchniach od 32 do 82 mkw. Z kolei we Wrocławiu spółdzielnia mieszkaniowa „Śródmieście-Prasa” ma w czwartym oddać do użytku osiedle Relaks. Wiele dzieje się również w Krakowie.
— Inwestycja mieszkaniowa przy ulicy Niedzickiej 2a została właśnie zakończona. Sprzedaży mieszkań postępuje szybko. Na dwadzieścia dostępnych lokali sprzedanych zostało już trzynaście — mówi Radosław Gruszka, prezes zarządu krakowskiej spółdzielni mieszkaniowej „Na Kozłówce". Wygląda więc na to, że oferta spółdzielni w największych miastach jest nie tylko duża, lecz także wzbudza spore zainteresowanie.
Konkurencyjne ceny
Nabywców mogą kusić ceny. Według analiz firmy Home Broker, koszty budowy mieszkań spółdzielczych w 2010 r. wynosiły maksymalnie 4,4 tys. zł za mkw., a minimalnie 2,8 tys. zł za mkw., przy średniej 3,6 tys. zł.
— Pod uwagę wzięto inwestycje spółdzielcze z siedmiu miast, m.in. Krakowa, Rzeszowa i Torunia. Dla porównania w tym samym czasie w Krakowie przeciętna cena transakcyjna mieszkania deweloperskiego wyniosła 7 tys. zł za mkw., w Rzeszowie 4,4 tys. zł, a w Toruniu 5,2 tys. zł — informuje Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości Home Broker.
Różnica jest więc znacząca. Warto jednak pamiętać, że budynki stawiane przez spółdzielnie należą najczęściej do segmentu popularnego, natomiastw ofercie deweloperów pojawiają się także dużo droższe apartamenty i mieszkania o wyższym standardzie. — Spółdzielnie stawiają zwykle nowe budynki na już posiadanych gruntach. Daje im to przewagę nad deweloperami, którzy parcele muszą pozyskiwać na rynku — komentuje Bartosz Turek.
Nie dla wszystkich?
Analitycy zwracają również uwagę na to, że z najbardziej atrakcyjnych ofert spółdzielni mogą skorzystać jedynie ich członkowie. Na sprzedaży lokali osobom z zewnątrz spółdzielnie mogą sporo zarobić, ale zazwyczaj takie mieszkania rozchodzą się szybko wśród członków i często nawet nie trafiają na rynek. Chociaż niektóre spółdzielnie realizują także inwestycje na zasadach komercyjnych.
— W 2009 r. spółdzielnia mieszkaniowa „Na Kozłówce” przekazała mieszkańcom blok przy ul. Polonijnej 16 w Krakowie. Był to pierwszy budynek w mieście realizowany przez spółdzielnię na zasadach deweloperskich. Sprzedawała lokale wszystkim zainteresowanym, a nie tylko swoim członkom, realizowała zyski, brała jednakże na siebie całkowitą odpowiedzialność za niezmienność ceny lokali. Inwestycja przy ulicy Niedzickiej 2a sprzedawana jest na tych samych zasadach — mówi Radosław Gruszka.
Ceny za mkw. w nowym osiedlu spółdzielni „Na Kozłówce” zaczynają się od 6,6 tys. za mkw. Różnica w stosunku do cen proponowanych przez deweloperów nie jest więc już tak duża.
Ryzykowne zmiany
Nawet jednak członkowie spółdzielni, którzy mogą skorzystać z najbardziej atrakcyjnych ofert, muszą się liczyć z ryzykiem. Zaproponowana na początku atrakcyjna cena może się bowiem zmienić po podliczeniu kosztów.
— W związku z tym, że członkowie spółdzielni pokrywają faktyczne koszty budowy mieszkań, są też narażeni na zmianę wstępnie umówionej ceny. Dopiero po ostatecznym rozliczeniu kosztów wiedzą, ile zapłacą za mieszkanie, co w przypadku mieszkań kupowanych od dewelopera jest nie do pomyślenia — tłumaczy Bartosz Turek.
Ponadto członkowie spółdzielni, poza licznymi przywilejami, do których należą obniżki czynszu, są obciążeni współodpowiedzialnością za problemy finansowe. Wszelkie zaciągane przez zarząd długi i zobowiązania odbijają się na członkach.
— Gdyby na przykład spółdzielnia upadła, przepadłyby płacone przez jej członków składki. Problemy finansowe spółdzielni mogą też dotknąć mieszkańców w inny sposób, np. jeśli przestałaby regulować zobowiązania wobec dostawców mediów, pojawiłyby się przerwy w ich dostarczaniu — wskazuje Bartosz Turek.