Stajemy się pupilkiem inwestorów zagranicznych
WARTOŚĆ INWESTYCJI: Spośród wszystkich krajów regionu Polska ściągnęła najwięcej kapitału w liczbach bezwzględnych, a łącznie z Węgrami niemal 61 proc. wszystkich inwestycji.
Około 5 mld USD wyniosły bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce w pierwszym półroczu 1998 roku. Do końca 1997 roku łączna wartość inwestycji zagranicznych przekroczyła 20 mld USD, była więc nadzieja, że w tym roku kwota zainwestowanych w Polsce pieniędzy wyniesie ponad 30 mld USD.
W TRZECIM kwartale strumień pieniędzy jednak nieco osłabł i wydaje się, że drugie półrocze nie będzie już tak obfite, choć na pewno zbliżymy się do sumy 30 mld USD. Trwają teraz spory, czy napływ inwestycji osłabł z powodu wakacji, czy też jest to już wpływ grożącego ciągle światu kryzysu finansowo-walutowego, skłaniający inwestorów do daleko posuniętej ostrożności. Prawda zapewne leży pośrodku.
POLSKA przez wiele lat nie należała do pupilków zagranicznych inwestorów. Określenie „Polnische Wirtschaft” znano nie tylko w Niemczech i — nie oszukujmy się — było w nim całkiem spore źdźbło prawdy. PRL w tzw. okresie gierkowskim solidnie zapracowała na wizerunek kraju, który potrafi zmarnować każdy kredyt i rozłożyć każdą inwestycję. Świat śmiał się w kułak, gdy polskie pieniądze, wydane na licencję autobusu Berliet, zmniejszyły koszty upadłości francuskiej fabryki. Omen — przed podpisaniem kontraktu francuski autobus, do którego wsiedli Gierek z Jaroszewiczem, aby odbyć próbną jazdę, zepsuł się przy próbie uruchomienia. Ale kto wtedy takie rzeczy brał pod uwagę.
BEZ WZGLĘDU na to, czy drugie półrocze będzie lepsze czy gorsze od pierwszego, widać wyraźnie ogromnie dynamiczny przyrost bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce. Kwota, jaka wpłynie w tym roku — według szacunków około 10 mln USD — to niemal 50 proc. wszystkich pieniędzy, zainwestowanych w Polsce w czasie 8 lat, od 1990 do 1997 roku.
JEST TO PRZEŁOM na ogromną skalę, niespotykaną skalę, którego znaczenia nie da się przecenić. Jeśli w dalszym ciągu z żelazną konsekwencją będziemy przestrzegać elementarnych reguł makroekonomii, a przede wszystkim obniżać deficyt budżetowy, to Polska bez większych strat może przetrwać niepewny okres w światowej gospodarce i umocnić zaufanie do siebie. Wówczas wysokie tempo napływu inwestycji bezpośrednich może stać się trwałym trendem.
GDYBY przez kilka lat dynamika napływu kapitału w przedsięwzięcia długoterminowe utrzymała się na poziomie 25-30 proc. rocznie, to wówczas najbardziej optymistyczne prognozy wzrostu gospodarczego w Polsce okazałyby się tylko skromnymi szacunkami. Inwestycje zagraniczne wywołują bowiem efekt mnożnikowy, skupiając wokół siebie miejscowy mały i średni biznes. Mają również decydujący wpływ na wzrost eksportu i poprawę jego struktury w kierunku większego udziału towarów wysoko przetworzonych poprawiając tym samym bilans obrotów bieżących. Inwestorzy dysponują bowiem nie tylko nowoczesną technologią, ale także znakomicie zorganizowaną dystrybucją i rozwiniętą siecią sprzedaży.
OSIĄGNIĘCIE tak dużej dynamiki przyrostu inwestycji jest możliwe. Do Hiszpanii, kraju porównywalnego do Polski jeśli chodzi o wielkość i liczbę ludności, napływało rocznie 15 mld USD, gdy była na tym samym odcinku drogi, co my. Było to wiele lat temu, od tego czasu przybyło na świecie zarówno kapitału, jak i jego skłonności do inwestowania ponad granicami. Warto więc usuwać przeszkody, które zniechęcają jeszcze do inwestowania w Polsce.