Stan agonalny

Dawid Tokarz
opublikowano: 2006-05-12 00:00

Francuz wydaje rocznie na losy loterii pieniężnych prawie 80 dol., Szwed — niecałe 70, Węgier — ponad cztery. A Polak? 50 centów! Polski Monopol Loteryjny ma obroty nie większe niż dobrze umiejscowiony kiosk Ruchu… Dlaczego?

Polski klient może wybierać wśród zdrapek, oferowanych przez dwie państwowe spółki: Totalizator Sportowy (TS) i właśnie Polski Monopol Loteryjny (PML), którego ciężką sytuacją zainteresowała się w zeszłym roku Najwyższa Izba Kontroli.

I co?

— Była potrzebna dodatkowa kontrola w Ministerstwie Finansów. Formalnie procedura nie jest zakończona i obowiązuje nas tajemnica... Ujawnimy ustalenia kontroli, kiedy powstanie ostateczna wersja raportu — tyle udało nam się usłyszeć od Małgorzaty Pomianowskiej, rzecznika prasowego NIK.

Do głównych tez pokontrolnych dotarliśmy jednak w inny sposób. Są druzgocące dla poprzednich zarządów PML (obecny prezes Piotr Pastuszko rządzi firmą od ponad roku).

Ratownicy

Kontrolerzy NIK zarzucili władzom PML m.in. nierzetelne sporządzenie sprawozdania finansowego za 2003 r. (chodzi np. o zawyżenie wyniku finansowego o około 1,8 mln zł), a także brak inwentaryzacji zdrapek: kiedy się wreszcie do tego wzięto — na początku 2005 r. — od razu stwierdzono niedobór ponad 20 tys. losów... I nic dziwnego — magazyn usytuowany był w nieogrzewanym, niezabezpieczonym garażu na terenie prywatnej posesji.

Był to efekt złej kondycji PML. To zresztą stan permenentny co najmniej od 1999 r. Wtedy to zdrapki zaczął sprzedawać Totalizator Sportowy, który — dzięki rozbudowanej sieci sprzedaży — szybko zdominował rynek. W efekcie PML z roku na rok zwijał działalność, by w 2001 r. złożyć w sądzie wniosek o upadłość.

Od bankructwa uratowały spółkę pieniądze od tajemniczej firmy PGS, którą w Polsce reprezentował niejaki Peter MacKenzie, właściciel sieci wypożyczalni kaset wideo w kilku stanach USA. Oficjalnie PGS należał do spółek zarejestrowanych w Holandii, Luksemburgu i na Bermudach, a jego interesy w Polsce reprezentował Tomasz Chalimoniuk, od ponad dekady działający w branży hazardowej. Swego czasu lobbował na rzecz amerykańskiej firmy AWI, startującej w przetargu na operatora lottomatów dla Totalizatora Sportowego. Potem wspierał działania PGS, by ostatecznie zasiąść w jego zarządzie.

Pierwszą umowę z PGS PML podpisał w lipcu 2000 r. Zgodnie z porozumieniem PGS zaczął wpłacać do PML tzw. zaliczki (uzbierało się tego 3,8 mln zł), które PML miał oddać z zysków z organizacji nowej, nieznanej na polskim rynku gry: wideoloterii. Tyle że prawo pozwoliło na jej organizację dopiero w 2003 r.! Zdaniem NIK, w tej sytuacji PML nie mógł zaciągać takich zobowiązań. Inspektorzy izby twierdzą, że groziło to upadłością spółki, w dokumentach kontroli wprost mówi się zresztą o niegospodarności.

Jeszcze ciekawszy był zapis o karach umownych. Za naruszenie zapisów umowy PGS groziła zapłata najwyżej 2 mln dolarów, w przypadku PML — było to aż 25 mln dolarów! Podpisujący umowę prezes PML Kamil Górecki twierdził, że związane to było z różną wysokością zaangażowania kapitałowego PML i PGS.

NIK nie uznała tych tłumaczeń: PML — poza pieniędzmi — wnosił przecież inną wartość: uprawnienia do prowadzenia gier losowych (zgodnie z prawem takie przywileje mają jedynie TS i PML).

PGS nie mógł doczekać się na zyski z wideoloterii, a chciał odzyskać zaliczki wpłacone do PML. Postanowił to zrobić, wykorzystując jedyny majątek PML: losy.

W kwietniu 2002 r. obie firmy podpisały kolejną umowę o współpracy, tym razem dotyczącą właśnie tzw. zdrapek. W jej wyniku PGS przejął 5,3 mln losów. Jak stwierdziła NIK: nie do końca wiadomo, co się stało z blisko milionem z nich! Zdaniem zarządu Polskiego Monopolu Loteryjnego, odpowiedzialność za te zdrapki ponosi PGS. Nie zgadza się z tym NIK, obciążając winą szefostwo PML. Tak czy inaczej: PGS już za nic nie odpowie, bo zbankrutował…

Na jesieni 2002 r. okazało się bowiem, że PGS nie ma pieniędzy na dalszą działalność. Szefowie firmy spakowali się i wyjechali do USA, zostawiając 400 tys. losów w sieci sprzedaży. Z naszych informacji wynika, że część z tych losów wciąż tkwi u byłych dilerów PGS. A to oznacza, że do PML mogą zgłosić się „szczęśliwi” zwycięzcy. Dlaczego do PML? Bo na losach widnieje logo właśnie tej państwowej spółki!

To nie wszystkie problemy, związane ze współpracą PML z PGS. Zdaniem NIK, możliwe, że w przyszłości PGS — lub ktoś w jego imieniu — wystąpi z roszczeniami w stosunku do PML. Może też tak zrobić dwuosobowa firma konsultingowa Sollers. Zarząd PML, kierowany przez Kamila Góreckiego, w październiku 2001 r. podpisał z nią umowę, dotyczącą organizacji loterii w sieciach komórkowych za pomocą SMS-ów. Inspektorzy NIK dowiedli, że przed podpisaniem umowy zarząd PML w ogóle nie ocenił kontrahenta, nie przeprowadził też żadnej analizy ekonomicznej. Warunkiem wejścia umowy w życie było wystawienie przez Sollers gwarancji bankowej, wartej 1 mln zł. I takową wystawiono. Zarząd PML jej jednak nie uznał i do współpracy nie doszło. Do dziś nie wiadomo jednak, czy skutecznie — niektóre analizy prawne mówią, że umowa wciąż obowiązuje. I dlatego — zdaniem NIK — istnieje ryzyko, że Sollers wystąpi z jakimiś roszczeniami do PML.

Znowu odsiecz

Po rejteradzie Amerykanów z PGS, PML znów znalazł się na krawędzi bankructwa. Wtedy pojawił się kolejny partner: grecki Intralot. Z jednej strony ta notowana na giełdzie w Atenach spółka uważana jest za jedną z kilku największych firm loteryjnych na świecie. Z drugiej — co jakiś czas pojawiają się w prasie zagranicznej informacje, wiążące ją z niewiadomego pochodzenia kapitałem rosyjskim. Prawda to? Przed rokiem były prezes TS, Sławomir Sykucki, w rozmowie z „PB” stwierdził: „Zapraszali mnie na rozmowy do Moskwy, więc coś w tym może być”.

Interesy Intralotu w Polsce reprezentował (i reprezentuje do dziś) pracujący wcześniej dla PGS… Tomasz Chalimoniuk. Właśnie jeszcze jako pracownik PGS Chalimoniuk podpisał z PML trzy umowy-zlecenia. Zgodnie z nimi miał udzielać władzom PML konsultacji i opracowywać uwagi do projektu nowelizacji ustawy o grach. W spółce nie ma jednak efektów jego pracy. Zdaniem NIK uwagi Chalimoniuka mogły być korzystne dla PGS, a nie PML.

W listopadzie 2002 r. PML (prezesem był Ryszard Naleszkiewicz) podpisał z Intralotem umowę dotyczącą współpracy przy sprzedaży zdrapek. Zgodnie z nią PML ma otrzymywać 8 proc. od sprzedaży loterii, nie mniej niż 100 tys. zł miesięcznie. W przeciwieństwie do PGS, Intralot (a od sierpnia 2003 r. jego spółka zależna: Pollot) przejął praktycznie całą działalność PML — i to na wyłączność (do dziś państwowa spółka nie może współpracować z innymi firmami). Doszło do tego, że PML udzielał swoim pracownikom fikcyjnych urlopów bezpłatnych, by ci — w tym samym czasie — zatrudnili się w Pollocie! Przy tym nie musieli zmieniać miejsca pracy, bo PML podnajmował biura… Pollotowi. Ocena NIK jest jednoznaczna: umowa narusza ustawę o grach, bo monopol wykonuje nie państwowy PML, ale prywatny Intralot.

Grecy obiecywali, że na rozwój biznesu zdrapkowego wyłożą 8 mln euro. Ile wyłożyli? Nie wiadomo, bo — jak ustaliła NIK — nie przedstawili PML żadnych danych. Wiadomo jednak, że nie wystarczyło to na osiągnięcie założonych planów. Po pięciu latach od podpisania umowy (w 2007 r.) PML — przy pomocy Intralotu — miał sprzedać w 14 tys. punktach dilerskich aż 95 mln losów. A to pozwoliłoby państwowej spółce na osiągnięcie 190 mln zł przychodów. Już w 2004 r. miało być 54 mln zł. A było? 4,7 mln zł. To i tak więcej niż w 2005 r., kiedy sprzedaż wyniosła zaledwie 3,7 mln zł.

Początek 2006 r. jest jeszcze gorszy. Wedle naszych informacji spółka nie ma wystarczających rezerw na realizację głównych wygranych w organizowanych przez siebie loteriach (chodzi o niemal 4 mln zł). Co więcej: ze względu na fakt, iż niektóre loterie prowadzone są od wielu lat, zwiększa się niebezpieczeństwo, że będzie możliwe odczytanie wyników gry bez usuwania warstwy ścieralnej! Wciąż spadają też przychody PML — z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że obecnie to zaledwie około 100 tys. zł miesięcznie. A zatem przychody spółki są mniejsze niż jej koszty (według naszych informacji — ok. 200 tys. zł miesięcznie).

Piotr Pastuszko, prezes PML, nie chce odnosić się do tych kwot. Mówi tylko:

— Przełom roku to okres, kiedy po znaczącym wzroście sprzedaży pod koniec roku następuje znaczący spadek w początkach roku następnego. Tak też się stało w naszym przypadku.

Twierdzi również, że po otrzymaniu raportu z kontroli NIK w swoich decyzjach uwzględnił przedstawione wnioski i zalecenia izby. I dodaje:

— Zapewniam, że cały czas prowadzę działania mające na celu poprawę sytuacji spółki, m.in. negocjacje z firmą Intralot.

Czego dotyczą owe rokowania? Nie wiadomo.

Na scenie

Najważniejszy ich etap spółki mają już jednak za sobą. Dotyczył on kolejnego pomysłu na uzdrowienie PML — wprowadzenia nowych gier: keno (odpowiednik Multi Lotka, oferowanego przez TS) i wideoloterii. Pierwszy raz aneks do umowy, dotyczący tego pomysłu, opracowano blisko dwa lata temu. Potem wielokrotnie był poprawiany (zarządy PML i Intralotu zapewniają, że m.in. uwzględniano uwagi NIK), głównie na życzenie właściciela PML, czyli ministra skarbu państwa. Swoje wnioski po wyborach, wygranych przez PiS, wniosły też nowe władze MSP. I aneks (w grudniu 2005 r.) trafił na biurko ówczesnego szefa resortu: Andrzeja Mikosza.

Przypomnijmy: złożył on dymisję na początku 2006 r., a wielu jego odejście wiązało z tekstem w „Rzeczpospolitej”, dotyczącym udzielenia przez żonę ministra pożyczki graczowi giełdowemu Witoldowi W. Czy na pewno słusznie? Odpowiadając na zarzuty „Rzeczpospolitej”, minister sugerował, że termin ich wysunięcia ma związek m.in. z „porządkowaniem sytuacji” w kilku państwowych spółkach, w tym… Polskim Monopolu Loteryjnym.

Z naszych informacji wynika, że Andrzej Mikosz chciał zgodzić się na podpisanie aneksu do umowy PML z Intralotem. Tygodnik „Angora” sugerował w styczniu, że o dymisję Mikosza zabiegał u premiera Marcikiewicza… ojciec Tadeusz Rydzyk. Dlaczego on? Niewiele wcześniej wyszło na jaw, że TS ma dofinansować studia na kontrolowanej przez redemptorystę Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. A zgoda na rozwinięcie nowych gier przez PML i Intralot nie była w smak Totalizatorowi… Ale to tylko spekulacje.

Andrzej Mikosz w rozmowie z nami nie chciał komentować przyczyn swej dymisji. Za to informację o naciskach kontrowersyjnego redemptorysty na premiera potwierdził nam ktoś z bliskiego otoczenia ojca Rydzyka.

Trzeba też pamiętać, co się wydarzyło w grudniu na antenie TV Trwam. Waldemar Gontarski, prawnik ze Zrzeszenia Prawników Polskich, sporządzający wiele opinii prawnych dla Totalizatora Sportowego, ujawnił wtedy, że jedna z greckich kancelarii adwokackich proponowała mu wysokie honorarium za wydanie opinii, iż aneks do umowy PML z greckim Intralotem jest zgodny z polskim prawem.

Tomasz Chalimoniuk z Intralotu zapewnia, że nie ma nic wspólnego z tą rzekomą propozycją. Twierdzi też, że sprawa PML jest zbyt mała, by decydowała o odwołaniu ministra. Z pewnością jednak PML, mimo katastrofalnej kondycji, wciąż jest łakomym kąskiem dla światowych potentatów.

— Od połowy 2005 r. Intralot kontroluje spółkę Toto Mix, jedną z trzech największych na polskim rynku zakładów bukmacherskich. Gdyby Grecy mogli jeszcze (wykorzystując monopol PML) sprzedawać wideoloterie i keno, staliby się zagrożeniem dla państwowego Totalizatora. Na to wszystko nakłada się groźba liberalizacji rynku hazardu w Unii Europejskiej. Firma, która pierwsza wejdzie mocno na polski rynek, będzie miała uprzywilejowaną pozycję. I o to gra Intralot! — twierdzi jeden z byłych członków zarządu TS.

Tomasz Chalimoniuk przekonuje zaś, że grecka spółka na uruchomienie samej wideoloterii może wydać i kilkadziesiąt milionów euro.

— Od kilku miesięcy czekamy na decyzję Ministerstwa Skarbu Państwa, dotyczącą zatwierdzenia aneksu. Właściciel powinien się zdecydować: albo pozwolić PML rozwijać się w partnerstwie z Intralotem, albo go zlikwidować. Gdybym był ministrem, nie zastanawiałbym się ani minuty — im więcej konkurencji, tym lepiej. I tym większe wpływy do budżetu… Na pewno nie ma sensu utrzymywanie status quo — twierdzi.

Przed decyzjami

Co zrobi MSP — na razie pozostaje tajemnicą.

Wiemy za to, jak NIK ocenia działania wcześniejszych władz resortu. Negatywnie. Zdaniem izby, sprowadzały się one jedynie do opracowywania kolejnych koncepcji połączenia PML z TS. I rzeczywiście: pierwszy raz ten pomysł pojawił się około 10 lat temu, potem mówił o tym m.in. były prezes TS, Władysław Jamroży, były premier Leszek Miller, były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i były zastępca ministra skarbu Józef Woźniakowski.

— Za zgodą MSP, PML łączy 10-letnia umowa na wyłączność z Intralotem, a Totalizator — taka sama umowa z innym operatorem: G-Techem. Dlatego nie jest możliwe faktyczne połączenie tych dwóch spółek. Nic dziwnego, że w tej sytuacji jedynymi beneficjentami kolejnych planów połączenia są de facto przygotowujący je prawnicy — mówi nasz znający się na rzeczy informator.

PML w latach 2001-04 tylko za stałą obsługę prawną zapłacił kancelarii prawnej ponad 200 tys. zł. Koszty ponosi też TS. Tylko za ostatni audyt prawny, dotyczący możliwości połączenia obu państwowych spółek, Totalizator zapłacił innej prawniczej firmie ponad 300 tys. zł. Z uwagi na wspomnianą barierę — zbędne wydatki.

— Tony papierów, tony analiz, a rynek loterii się kurczy... W zastraszającym tempie! Jeszcze w 2003 r. TS i PML sprzedały losy za 140 mln zł, w zeszłym roku było to jedynie 70 mln zł. A rynek wydaje się tak chłonny, że w ciągu roku można upchnąć i 500 mln zł. A większy obrót to wyższe wpływy do budżetu państwa — piekli się ekspert rynku hazardowego.

Dziś loterie przynoszą fiskusowi rocznie zaledwie około 20 mln zł. A może być jeszcze mniej, bo dobrze słychać, że w tym roku niższą sprzedaż wykazuje nie tylko PML, ale i TS. W Totalizatorze jednak sprzedaż loterii jest rentowna. TS jeszcze w tym roku chce też wprowadzić nowe loterie o wyższej wypłacalności (około 55 proc.) i „wygrywalności” (1 na 3 losy wygrywa). Plany: przyniesie to wzrost przychodów o 32 mln zł.

A co planuje PML? Kolejny rok wegetacji?

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface