Polski sektor venture capital oraz krajowe instrumenty wsparcia innowacji i rozwoju nowych technologii, zwłaszcza w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi, które zwykli jesteśmy stawiać sobie za wzór, nie wyglądają imponująco. Usprawiedliwiać może co najwyżej fakt, że rynek ten dopiero się kształtuje… tylko jak długo taki argument będzie załatwiał sprawę?

Jest kapitał, brak pomysłów
Zdaniem Helmuta Schönenbergera, szefa UnternehmerTUM, niemieckiego centrum innowacji i biznesu, Polska dysponuje silnym potencjałem do rozwoju technologii informatycznych. Ma wielkie talenty w dziedzinie programowania i dość silną społeczność deweloperów — ambitnych i pracowitych ludzi. Niestety bez zewnętrznego wsparcia, zwłaszcza finansowego i mentorskiego, trudno kształtować innowacyjną gospodarkę.
Wprawdzie dostępne na rynku unijne fundusze pozwalają wystartować, ale nie gwarantują biznesowego sukcesu. Na ile młode firmy są w stanie samodzielnie rozwijać dofinansowane już projekty?
— W Polsce jest bardzo dużo pieniędzy na inwestycje w start-upy. Mamy ponad 30 funduszy venture capital inwestujących do 200 tys. EUR w ramach unijnego działania 3.1 Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, 16 funduszy zawiązanych z Krajowym Funduszem Kapitałowym inwestujących do 1.5 mln EUR w projekt, kilkadziesiąt prywatnych funduszy oraz aniołów biznesu. Łączna kapitalizacja inwestorów to ok. 500 mln EUR — wylicza Jacek Aleksandrowicz, dyrektor zarządzający Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości.
Dla porównania, w Niemczech w 2012 r. zainwestowano 888 mln EUR (Majunke Consulting). Tylko że Europa może się jeszcze wiele uczyć, zwłaszcza od Stanów Zjednoczonych — w 2012 r. zrealizowano tam blisko 4 tys. inwestycji VC o kapitalizacji 27,1 mld USD (The National Venture Capital Association).
— Na krajowym rynku mamy dużo kapitału początkowego. Ale dość naiwnie założyliśmy, że to wystarczy. Powstała spora luka w finansowaniu firm na etapie ich wzrostu — zaznacza Bartłomiej Gola, prezes SpeedUp Venture Capital Group.
Współpraca zamiast rywalizacji
Rozwiązaniem dla Polski, jak podpowiada Helmut Schönenberger, może być nawiązanie współpracy biznesowej z sektorami venture capital i private equity, np. w Niemczech, Skandynawii czy Wielkiej Brytanii. Przydałoby się też większe zacieśnienie relacji między krajowymi instytucjami.
— My też musimy wykonać swoją pracę i zapewnić start-upom w Polsce coraz lepsze warunki do optymalnego rozwoju. Na NASDAQ notowanych jest 60 firm technologicznych z Izraela. Tam inkubatory, akceleratory i fundusze venture capital współpracują ze sobą, a nie konkurują, tak jak się dzieje na naszym rodzimym rynku. W Polsce brakuje synergii pomiędzy instytucjami otoczenia biznesu oraz zintegrowanego ekosystemu dla start-upów — dodaje Jacek Aleksandrowicz. Na tym polu Stany Zjednoczone wygrywają z całą Europą. Posiadają opracowaną strategię wsparcia start-upów, budżet na ich rozwój oraz świadomość potencjału, jaki wnoszą one do innowacyjnej gospodarki.
— Innowacja rodzi się najczęściej w małych firmach, które szukając nowych rozwiązań, niewiele ryzykują. Duże przedsiębiorstwa są już bardziej skoncentrowane na utrzymaniu swojej pozycji rynkowej czy poziomu przychodów, walczą o swój status quo — zaznacza Bartłomiej Gola.
Działanie w silnym zespole
Poza pieniędzmi liczy się jeszcze biznesowy koncept i produkt. W końcu to z nim polskie start-upy będą rywalizować z zagranicznymi spółkami. — Poziom innowacyjności polskich start-upów jest bardzo wysoki i nie odbiega od tych w Dolinie Krzemowej. Wystarczy spojrzeć na takie firmy, jak Estimote, Intelclinic, Dice+, Brand24, które powstały nad Wisłą, a obecnie podbijają światowe rynki.
W Polsce start-upowa scena dopiero zaczyna się rozwijać, ale już zaczynamy wygrywać największe konkursy dla start-upów na świecie. Intelclinic wygrał prestiżowy Le Web’13 w Paryżu. Krakowski start-up Estimote brał udział w programie akceleracyjnym w słynnym Y Combinatorm, z którego wywodzą się takie projekty, jak Dropbox, Reddit czy Pebble — wymienia Jacek Aleksandrowicz.
Jednak mimo pierwszych sukcesów jako kraj nie zdążyliśmy wypracować sobie jeszcze marki, w światowych rankingach innowacyjności nadal zajmujemy dalekie miejsca. Wciąż też niewielu zagranicznych inwestorów finansuje polskie start-upy, będące w fazie wzrostu. Czy zatem polskie marzenie o Dolinie Krzemowej ma szansę na spełnienie? Zdaniem Bartłomieja Goli, amerykańscy inwestorzy nie mają problemu z brakiem zgłoszeń, otrzymują ich wiele także od swoich, rodzimych firm. A wchodzenie w biznes ze start-upami z mało znanego rynku może się im wydawać ryzykowne.
Istotne jest więc budowanie wizerunku Polski jako nowoczesnej i stabilnej gospodarki oraz promowanie za granicą tych sektorów, w których odnosimy sukcesy. — Dla start-upów szansą będą np. technologie informatyczne, bardzo wyraźnie przenikające do innych dziedzin gospodarki. Zwłaszcza że obecnie podział między przestrzenią offline i online zanika — mówi Bartłomiej Gola.